CZCIONKA
KONTRAST

Biden a sprawa polska

Share this...
Share on Facebook
Facebook
Tweet about this on Twitter
Twitter

Felieton nr 107

Szanowni Państwo!

W czasie pierwszej podróży po Europie Joe Biden nieustannie powtarzał, że „Ameryka wróciła”. Na długofalowe skutki tej wizyty musimy poczekać – dopiero za jakiś czas zobaczymy, czy za uściskami dłoni i deklaracjami pójdą konkretne decyzje polityczne.

Ale już widzimy, że Ameryka pod nowym przewodnictwem jest bardziej pragmatyczna, przewidywalna i otoczona sojusznikami, a zatem jest silniejsza. Biden potwierdził też, jakie są jego priorytety i otwarcie mówił, w jaki sposób chce je realizować.

Przede wszystkim – Chiny. Niemal w każdym wystąpieniu i każdym komunikacie po szczytach G-7, NATO, czy rozmowach z partnerami w Unii Europejskiej amerykański prezydent podkreślał, że wyzwanie, jakie stanowią Chiny, jest głównym przedmiotem zainteresowania Amerykanów. Rywalizacja z Pekinem dotyczy, między innymi, gospodarki i konkurowania amerykańskich firm z chińskimi, dotowanymi przez państwo przedsiębiorstwami na rynku nowoczesnych technologii. Dotyczy także szeroko rozumianego bezpieczeństwa, w tym bezpieczeństwa krytycznej infrastruktury.

Mówiąc o relacjach z Chinami Biden wypowiada się w imieniu obu głównych partii politycznych w USA. Determinacja, żeby nie pozwolić na zepchnięcie Stanów Zjednoczonych z piedestału to jedna z niewielu spraw, co do której zgadzają się Demokraci i Republikanie. W odróżnieniu od swojego poprzednika Biden wie jednak, że dla skutecznej realizacji tego celu potrzebuje partnerów. Wizyta w Europie miała pozyskać ich wsparcie i uspokoić relacje transatlantyckie po to, aby amerykański prezydent mógł się skoncentrować się na tym, co jest dla niego najważniejsze. Biden nie ukrywa też, że będzie się od sojuszników domagał większego zaangażowania na arenie globalnej.

Ale rywalizacja z Chinami nie ogranicza się jedynie do rywalizacji gospodarczej, militarnej czy w przestrzeni cyfrowej. Biden potwierdził to, czego wielu obserwatorów się spodziewało. USA będą chciały przedstawić współzawodnictwo z Pekinem nie tylko jako konflikt geopolityczny, gospodarczy, technologiczny, ale jako wybór między dwoma światami. Światem demokracji, przewidywalności, respektowania norm międzynarodowych i światem zamordyzmu oraz autokracji.

W tak zdefiniowanym obozie Zachodu, Polska powinna być jednym z głównych sojuszników, ponieważ przez 30 lat byliśmy globalną ikoną sukcesu transformacji od autorytaryzmu do demokracji. Były prezydent Barack Obama, który teraz nazywa nas krajem autorytarnym, w 2014 roku w Warszawie podczas obchodów rocznicy 25-lecia wyborów czerwcowych, nie mógł się nas nachwalić i przedstawiał jako przykład do naśladowania.

Polska ma wyjątkową szansę wykorzystywania swojej „miękkiej siły” do promocji wizerunku i naszych interesów, albo zdegradowania się do statusu pół- sojusznika. No bo skoro mamy do czynienia ze starciem demokracji z autorytaryzmem, nasz kraj postrzegany jako autokracja, podobna do Węgier czy Turcji, staje się państwem kłopotliwym i wybiera rolę pół-sojusznika.

Jest to tym bardziej uderzające, że jednocześnie w Sejmie Jarosław Kaczyński opowiada, jak Rosja planuje wojnę z Polską i jak grozi nam fala ataków cybernetycznych. Jeśli tak, dlaczego w tej dramatycznej sytuacji PiS osłabia nasze relacje z potężnym sojusznikiem, który z Rosją ma podobny problem?

Biden mówił o nim wyraźnie na konferencji po spotkaniu z Władimirem Putinem. Potwierdził, że przekazał Putinowi listę podmiotów składających się na krytycznie istotną infrastrukturę Stanów Zjednoczonych i zapowiedział, że cyberatak na nią spotka się z proporcjonalną odpowiedzią USA.

Ale jednocześnie całą konferencję zaczął od podkreślenia amerykańskiego przywiązania do praw człowieka i demokratycznych wartości. „Powiedziałem mu, że żaden prezydent Stanów Zjednoczonych nie utrzymałby zaufania Amerykanów, jeśli głośno nie zabierałby głosu w obronie naszych demokratycznych wartości i nie bronił powszechnych praw oraz podstawowych wolności, które przysługują wszystkim kobietom i mężczyznom”. Mówił więc Biden o Aleksieju Nawalnym, o łamaniu praw człowieka na Białorusi, potwierdzał przywiązanie do terytorialnej integralności i niepodległości Ukrainy.

Putin, podczas swojej konferencji prasowej, zareagował w sposób przewidywalny odpowiadając, że Amerykanie sami nie trzymają się zasad, które głoszą. To powtórzenie znanego od czasów Związku Sowieckiego „argumentu”, że może i w Rosji nie jest idealnie, ale w USA „biją Murzynów”.

Wszyscy wiemy, że Stany Zjednoczone nie są krajem idealnym, że nie zawsze dorastają do ideałów, które głoszą, podobnie jak inne kraje, w tym Polska. Z naszej perspektywy ważniejsze jest inne pytanie – po której stronie wolimy być. Czy bliżej nieidealnych Stanów Zjednoczonych Bidena, czy putinowskiej Rosji?

Jeśli wybieramy tę pierwszą opcję, czas wreszcie wyjść ze stanu dyplomatycznej niedojrzałości, w który od sześciu lat wpędza nas rząd. Zamiast snuć w mediach absurdalne wizje wielkich sojuszy z Turcją czy Chinami, zamiast narzekać w mediach, jaki to Biden zły i jak ignoruje polski rząd, lepiej odbudowywać nasze zdolności sojusznicze w Unii tak, by amerykański prezydent dłużej nas ignorować nie mógł.

W czasie swojej wizyty Biden pokazywał, że do polityki zagranicznej stara się podchodzić pragmatycznie. Dziś uznał, że utrzymywanie bliskich relacji z quasi-autorytarną Polską, pozbawioną wpływów w regionie, najzwyczajniej mu się nie opłaca.

Bo przecież fakt, że najważniejsi przedstawiciele amerykańskiej administracji ignorują Morawieckiego i Dudę nie znaczy, że nie lubią ich osobiście. Nie z takimi postaciami jak politycy PiS muszą sobie radzić. Amerykanie wysyłają sygnały do zmiany polityki. Stopniowanie dostępu jest klasyczną metodą strofowania mniejszego partnera przez partnera większego. I tak zapewne zostanie, dopóki polski rząd nie zmieni kursu w polityce europejskiej i wewnętrznej. Okazało się, że podstawowe założenie polityki amerykańskiej PiS – zgodnie z którym dostęp do Białego Domu można po prostu kupić, zamawiając wart miliardy dolarów amerykański sprzęt wojskowy – okazało się błędne. Okazało się, że są ważniejsze cele i wartości niż interes kilku amerykańskich firm zbrojeniowych.

Najwyższy czas przestawić wajchę.

Share this...
Share on Facebook
Facebook
Tweet about this on Twitter
Twitter