CZCIONKA
KONTRAST

Błąd Putina, wnioski dla Polski

Share this...
Share on Facebook
Facebook
Tweet about this on Twitter
Twitter

Felieton nr 194

Szanowni Państwo!

Putin zaatakował Ukrainę, bo marzyła mu się wielka Rosja, a tymczasem Rosja się kurczy. Przynajmniej zdaniem chińskich władz. Na wydanych niedawno oficjalnych mapach Chin, zaakceptowanych przez władze w Pekinie, do kraju przyłączono terytoria kilku państw sąsiedzkich – m.in. Indii, Wietnamu, Malezji, Filipin i właśnie Rosji.

Chodzi o liczącą ponad 300 km2 Wielką Wyspę Ussyryjską położoną na rzece Amur, która zgodnie z porozumieniem zawartym przez oba państwa w 2004 roku należy w połowie do Chin, a w połowie do Rosji. Na nowych chińskich mapach jest już w całości chińska. Publikacja map wywołała protesty wszystkich państw, których terytoria zostały na papierze naruszone. Chyba najdłużej ociągało się MSZ Rosji, ale i ono w końcu oświadczyło – o żadnych zmianach granic nie ma mowy. Czyżby?

W lipcowo-sierpniowym numerze magazynu „Foreign Affairs” opublikowałem długi artykuł poświęcony wyzwaniom strategicznym stojącym przed Europą. Pisałem przede wszystkim o konieczności poniesienia wspólnych wydatków na obronę i pogodzenia się z faktem, że Amerykanie nie zawsze ruszą nam z pomocą. Kilka akapitów poświęciłem też Rosji. Od dawna twierdzę, że w interesie zwykłych Rosjan byłoby zbliżenie z Europą. Ułatwienia w podróży na teren Unii, handel z państwami europejskimi, wzrost europejskich inwestycji – na tym wszystkim przeciętni Rosjanie mogliby skorzystać. Ale nie za darmo – Rosja musiałaby porzucić marzenia o odbudowie imperium i z morderczej dyktatury przekształcić się w normalne, przewidywalne państwo prawa. Na to oczywiście nie chciał się zgodzić Putin i zamiast pokoju wybrał wojnę. Ale odsuwając się od Zachodu wpadł w objęcia Chin.

Chiny chętnie udzielają Putinowi wsparcia politycznego i propagandowego, jednocześnie odmawiając Moskwie dostaw wojskowych, których bardzo potrzebuje. Innymi słowy, wspomagają Putina dobrym słowem i chętnie kupią od niego przeceniony gaz, ale do realnej pomocy wojskowej się nie kwapią.

Można bezpiecznie założyć, że w wyniku wojny rosyjskie zdolności w Azji Wschodniej, które nigdy nie były wystarczające, by stawić czoła Chinom, uległy dalszemu pogorszeniu. Z kolei Chiny zbroją się w zawrotnym tempie, także jeśli chodzi o arsenał jądrowy. Chcą dysponować podobnym potencjałem jak USA, aby zniechęcić Amerykanów do nadmiernego angażowania się po stronie Tajwanu i – zgodnie z zapowiedziami Xi Jinpinga – za jakiś czas odzyskać kontrolę nad wyspą.

Co ma z tym wspólnego Putin? Otóż zdolności wojskowe zbudowane w jednym celu mogą być zwykle wykorzystywane w innych. Chiński rząd milczał na ten temat, ale Radio France International informowało już w marcu 2023 r., że chińskie Ministerstwo Zasobów Naturalnych wydało nowe wytyczne dotyczące map, wymagające dodania starych chińskich nazw obok rosyjskich nazw geograficznych w ośmiu miejscach wzdłuż granicy rosyjsko-chińskiej. W tym we Władywostoku, który powinien być teraz określany jako Chajszenwaj. Właśnie opublikowane mapy sugerują, że chińskie ambicje sięgają jeszcze dalej – chcą odzyskać nie tylko nazwy, ale i terytorium.

Jakby kłaniając się Pekinowi, Moskwa zapowiedziała, że otworzy port we Władywostoku dla chińskiego handlu tranzytowego po raz pierwszy od 163 lat. Rosja uzyskała kontrolę nad zatoką, na której zbudowała ten port i nad resztą Przyamurza w 1860 r. podczas drugiej wojny opiumowej, grożąc podpaleniem Pekinu, jeśli jej żądania terytorialne nie zostaną spełnione. Dziś Xi Jinping może dojść do wniosku, że chiński honor można łatwiej przywrócić – i zapewnić sobie miejsce w historii – odzyskując prowincję utraconą 160 lat temu na rzecz Rosji, niż ryzykując wojnę światową z Amerykanami o Tajwan.

Wielkie mocarstwa dokonywały podobnych kalkulacji w przeszłości. W 1939 roku imperialna Japonia walczyła ze Związkiem Radzieckim w bitwie pod Chałchin-Goł u zbiegu granic Mongolii i Mandżurii. Dowodzone przez wówczas mało znanego generała Gieorgija Żukowa siły radzieckie pokonały Japończyków, ostatecznie zgadzając się na zawieszenie broni 15 września. Dopiero wtedy Stalin wydał rozkaz wypełnienia paktu z nazistowskimi Niemcami i inwazji na Polskę. Jednak najważniejszą konsekwencją bitwy było przekonanie Japonii, że Związek Radziecki jest silniejszy niż się wydawało i że Japonia powinna szukać terenów do podboju na wschodzie zamiast na północy. Ostatecznym rezultatem był atak na Pearl Harbor.

Dziś mamy do czynienia z odwrotną sytuacją. Lekkomyślna decyzja Putina o inwazji na Ukrainę ujawniła, że Rosja jest nie mocna, ale znacznie słabsza, niż wielu sądziło. Chiny już teraz odbierają od Rosji surowce po zaniżonych cenach, wykorzystując to, że Moskwa straciła zachodnie rynki zbytu. Jeśli Rosja będzie wciąż podupadać w obecnym tempie, Pekin może w końcu kupić moskiewskie rezerwy złota i ostatecznie wysunąć roszczenia do jej ziemi. Putin myślał, że zyska Kijów, ale zamiast tego może stracić Władywostok. Jak mawiał profesor Zbigniew Brzeziński, były doradca ds. bezpieczeństwa narodowego u boku prezydenta Jimmy’ego Cartera, Rosja ma wybór: może być albo sojusznikiem Zachodu, albo wasalem Chin.

W tej historii jest też nauka dla państw trzecich, w tym Polski rządzonej przez partię z ducha autorytarną i polityka o zapędach dyktatorskich. Putin poszedł na wojnę, bo przecenił swoją siłę, a nie docenił determinacji Ukraińców i jej sojuszników. Popełnił błąd, jaki popełnia wielu dyktatorów zbyt długo utrzymujących się przy władzy. W ich otoczeniu zwykle coraz mniej jest kompetentnych doradców, a coraz więcej klakierów i potakiwaczy, którzy boją się przedstawić szefowi niewygodną prawdę. Myślę, że z otoczeniem Kaczyńskiego jest podobnie. Idzie na kolejne starcia z instytucjami UE, z Niemcami, Czechami i innymi sojusznikami, bo potakiwacze kiwają głowami i twierdzą, że da sobie radę. A skutek jest taki, że Polska pod jego rządami raz po raz zderza się ze ścianą – miliardów złotych z Unii na KPO nie uzyskał, reparacji od Niemiec nie widać, w sporze z Czechami o kopalnię Turów musiał ustąpić, reputacji kraju nie poprawił.

Putin poszedł na ostry konflikt z Zachodem, bo też chciał „wstać z kolan” i sądził, że nikt mu się nie postawi. Warto się uczyć na cudzych błędach.

Share this...
Share on Facebook
Facebook
Tweet about this on Twitter
Twitter