CZCIONKA
KONTRAST

Chcecie pieniędzy z UE? Jesteście „roszczeniowymi żebrakami”, czyli jak wraca polexit.

Share this...
Share on Facebook
Facebook
Tweet about this on Twitter
Twitter

Felieton nr 157

Szanowni Państwo!

Kiedy parę lat temu przestrzegałem, że nacjonalistyczna definicja suwerenności jako „wolnoć Tomku w swoim domku” MUSI doprowadzić do polexitu, nie wszyscy mi wierzyli. Dziś obóz władzy i jego medialni lokaje już nawet nie próbują się kryć ze swoimi zamiarami.

„Nie wierzę w zmianę myślenia elit unijnych. One są tak zepsute, że nie należy się po nich spodziewać niczego dobrego. Musimy przewartościować naszą politykę wobec UE”, mówi Zbigniew Ziobro w rozmowie dla tygodnika „Do Rzeczy” (a raczej wykładzie dla tego tygodnika, bo rozmowa zakłada wymianę zdań pomiędzy równorzędnymi uczestnikami). W innym miejscu stwierdza, że Unia „rzuca nam żyłkę na szyję i konsekwentnie ją zaciska”.

Redaktor naczelny pisma, Paweł Lisicki, domaga się z kolei ostrego starcia z instytucjami unijnymi, na przykład poprzez „zawieszenie składki do budżetu Unii”, co de facto byłoby równoznaczne z wyjściem ze Wspólnoty. „Ten zwrot jest możliwy” przekonuje Lisicki i martwi się jedynie, że „raczej nie z tym premierem”. Pragnę pana redaktora pocieszyć – kariera Mateusza Morawieckiego pokazuje, że jeśli Jarosław Kaczyński wyda choćby najgłupszy rozkaz, on go wykona.

Inny luminarz obozu władzy, Bronisław Wildstein, wzywa do porzucenia starań o dziesiątki miliardów euro, jakie miały popłynąć do Polski na realizację Krajowego Planu Odbudowy. „Premier wierzy, że dostaniemy pieniądze na KPO. Rozsądniejsze wydaje mi się stanowisko prof. Zdzisława Krasnodębskiego, który proponuje machnięcie na nie ręką”, pisze w tygodniku „Sieci”. I dodaje, że „należy zerwać ze zgubną mistyfikacją III RP, wmawiającą, że rozwijamy się wyłącznie dzięki unijnym funduszom”. Zdaniem Wildsteina pieniądze z UE „rozregulowują rynek” oraz – uwaga – „wyzwalają w Polakach roszczeniowo-żebracze nastawienie”.

Cieszy Cię, drogi Czytelniku, zbudowana za unijne pieniądze nowa droga, boisko szkolne lub odnowiony park czy zabytek? Dla Wildsteina jesteś roszczeniowym żebrakiem. A dodajmy, że pisze to pracownik gazety partyjnej od lat zasysającej od Spółek Skarbu Państwa miliony złotych. Dotacje od państwa dla Wildsteina i jego kolegów rynku nie rozregulowują, ale unijne granty na pomoc polskiej gospodarce po pandemii już tak.

 

W tym samym tygodniku mamy także wywiad z Jarosławem Kaczyńskim, a w nim kolejne zapowiedzi wojny z Unią i straszenie Polaków Niemcami. „Niemcy walczą o realizację konstrukcji niemiecko-rosyjskiej, która dałaby im pełnię władzy w Europie z jakimś niewielkim tylko udziałem francuskim”, powiada Kaczyński zasłuchanemu Michałowi Karnowskiemu. „IV Rzesza z siedzibą w Brukseli?”, dopytuje redaktor naczelny partyjnej gazety. „Z siedzibą jednak w Berlinie. Bruksela odgrywa tu tylko rolę pomocniczą”, słyszy w odpowiedzi.

Nie miejsce tu na analizowanie źródeł antyniemieckiej obsesji szefa PiS. Ale jedno jest pewne – nawet gdyby Niemcy miały wobec Polski tak wrogie zamiary, jak twierdzi, to najlepszym sposobem na ograniczenie ich ambicji jest wzmacnianie naszej pozycji w Unii, a nie z niej wychodzenie! Jakie narzędzia do walki z Niemcami o nasze interesy zyskamy opuszczając UE? Takie pytanie oczywiście nie pada, bo odpowiedź brzmi – żadnych. Ale to nie przeszkadza Kaczyńskiemu zaostrzać konfliktu z instytucjami UE, który sam sprowokował.

„Skoro w tym obszarze (czyli przyznania Polsce środków na realizację KPO; przyp. RS) Komisja Europejska nie wypełnia swoich zobowiązań wobec Polski, to my nie mamy powodów wykonywać swoich zobowiązań wobec UE. […] Przy czym nie chodzi tu o niepłacenie składki członkowskiej, ale o inne działania i przedsięwzięcia”, mówi. Jakie działania? Tego już się nie dowiemy. Typowy Kaczyński – lekką ręką rzuca pod adresem Unii najpoważniejsze oskarżenia i wytacza najcięższe działa, ale pytany o konkrety chowa się do mysiej dziury.

Dlaczego? Bo ani on, ani jego poplecznicy nie mają żadnej konstruktywnej propozycji. Dobrze to widać w artykule Mateusza Morawieckiego dla magazynu „The Spectator”. Cały tekst to jedna wielka krytyka Unii, ale gdy przychodzi do propozycji naprawy, Morawiecki stwierdza, że „musimy przywrócić równość i dobro wspólne do zasad UE” oraz że „państwa członkowskie, a nie instytucje UE muszą decydować o kierunkach i priorytetach działań UE”. Pan premier najwyraźniej zapomniał, że to właśnie on reprezentuje Polskę na posiedzeniach Rady Europejskiej i że Rada – czyli zgromadzenie szefów rządów lub głów państw członkowskich – musi wyrazić zgodę na działania Komisji Europejskiej.

Kiedy więc Morawiecki domaga się, aby państwa członkowskie kierowały polityką UE to brzmi tak, jakby domagał się, żeby auta w Polsce jeździły prawą stroną jezdni albo Boże Narodzenie było obchodzone w grudniu – tak już jest!

Ale przecież świat nie kończy się na Morawieckim. Zbigniew Ziobro także ma swoją propozycję reformy UE. „Brońmy Unii jako wspólnoty współpracujących ze sobą suwerennych państw”, powiada. To powtarzający się motyw w wypowiedziach eurofobów. Z pozoru brzmi atrakcyjnie, ale zastanówmy się, co dokładnie Ziobro ma na myśli? Czyżby obecni członkowie UE nie byli suwerenni? Bzdura, najlepszy dowód suwerenności dała Wielka Brytania, która z UE po prostu wyszła. Z jakim skutkiem, to już inna sprawa, ale nikt Brytyjczyków siłą do pozostania nie zmuszał.

Co zatem kryje się za górnolotnym wezwaniem Ziobry? Banalne pragnienie, by instytucje UE po prostu przelewały pieniądze, a jednocześnie pozwalały dalej deformować wymiar sprawiedliwości. Rozumiem, że to dla Ziobry atrakcyjna wizja. Jest jednak jedno „ale”.

Jeśli Unia ma być tylko luźnym związkiem państw, nie płaczmy potem, kiedy na przykład Włosi i Grecy wyłamią się z sankcji na Rosję, Niemcy zamkną przed Polakami swój rynek pracy, Francuzi nałożą na nasze towary wysokie cła, a Holendrzy odmówią dokładania się do Funduszu Spójności, z którego korzysta Polska. Idol naszych eurofobów, jeden z autorów brexitu Nigel Farage pytał kiedyś: „Jeśli Unia to wolny rynek, to dlaczego brytyjski podatnik ma dorzucać się do warszawskiego metra?”

Nasi eurofobowie są na najlepszej drodze, aby zrealizować anegdotę z czasów negocjowania traktatu rozwodowego pomiędzy UK a Unią, mianowicie, że za wyjście z Unii Wielka Brytania musi zapłacić 40 miliardów euro, ale nas wywalą za darmo.

Share this...
Share on Facebook
Facebook
Tweet about this on Twitter
Twitter