Felieton nr 18
Szanowni Państwo,
czy Chiny próbują wykorzystać pandemię do wzmocnienia swojej pozycji na świecie? Wiele na to wskazuje. Rosnąca aktywność Pekinu budzi niepokój także w Europie. Ale rozwiązaniem nie może być ani ignorowanie, ani – tym bardziej – izolowanie Chin.
Chiny to nie tylko wielkie państwo. To cywilizacja, która musi mieć swoje miejsce w globalnym porządku. Państwa europejskie – dziś bardziej świadome swoich przewag wynikających z kolonialnej przeszłości – powinny do tych ambicji podchodzić ze zrozumieniem. Ale to nie znaczy, że mają się godzić na wszystkie żądania Pekinu.
***
Wszystko zaczęło się od pewnego założenia. Kiedy ponad 40 lat temu władzę w Chinach przejmował Deng Xiaoping, postanowił otworzyć zrujnowany dekadami rządów Mao Zedonga kraj na świat. Przynajmniej pod względem gospodarczym. Rozwinięte państwa zachodnie przyjęły ofertę. Chiny, że swoimi ogromnymi zasobami i chłonnym rynkiem, stały się atrakcyjnym miejscem do inwestycji.
Za płynącymi głównie z Zachodu inwestycjami kryło się także znacznie głębsze założenie. Większość polityków zachodnich wierzyła – i trudno się im dziwić – że szybkiemu rozwojowi gospodarczemu będą towarzyszyć przemiany systemu politycznego w kierunku demokracji.
Wiary tej nie zmąciło nawet brutalne stłumienie studenckich protestów na Placu Tiananmen 4 czerwca 1989. Nie zmąciło, bo w tym samym czasie upadało właśnie sowieckie imperium. Polska opozycja przejmowała władzę, walił się Mur Berliński i wydawało się, że jeśli liberalna demokracja może wygrać z komunizmem w Europie i Rosji, to wygra także w Chinach. Przewidywano, że wychodzące z ubóstwa i korzystające z wolności gospodarczej miliony chińskich obywateli wkrótce zaczną się też domagać wolności politycznych.
Nawet chińskie władze w latach 90. i na początku 2000. podtrzymywały wrażenie, że nie wykluczają takiego właśnie modelu rozwoju. Podkreślały jedynie, że Chiny „nie są jeszcze gotowe” na liberalną demokrację w stylu zachodnim. Co więcej – w 1997 roku, przejmując kontrolę od Brytyjczyków nad Hong-Kongiem, zobowiązały się zachować unikalny status miasta i jego swobody. W oficjalnym języku nadano temu układowi nazwę „jeden kraj, dwa systemy”.
Komunistyczna Partia Chin nie uszanowała tego zobowiązania. Nowe prawa, jakie właśnie wprowadza w Hong-Kongu, ignorując przy tym zdanie lokalnego parlamentu, ograniczą wolności, jakimi cieszyli się mieszkańcy i zakończą wyjątkowy status miasta. Stany Zjednoczone już uznały, że Hong-Kong wolnym miastem nie jest.
Dziś widzimy wyraźnie, że pierwotne założenie przewidujące demokratyzację Chin – nie sprawdziło się.
***
Ale pandemia koronawirusa pokazała nam coś więcej. W wielu krajach zasiała wątpliwość, że Chiny – nawet jeśli nigdy nie będą demokracją – mogą być przewidywalnym partnerem gospodarczym. Kiedy chińskie władze z pompą ogłaszały transporty maseczek i sprzętu ochronnego do Europy – chociaż znaczna część została w Chinach po prostu kupiona, a nie podarowana – wiele stolic europejskich reagowało ze zdziwieniem. Tym bardziej, że nieco wcześniej, kiedy wirus zarażał mieszkańców Wuhan, państwa europejskie bez wielkich fanfar wysłały do Chiny około 60 ton sprzętu.
Pierwszy poważny sygnał ostrzegawczy przyszedł jednak wówczas, gdy okazało się, że rząd w Pekinie wysyła Europejczykom nie tylko sprzęt, ale także promuje fałszywe informacje o tym, że europejskie państwa i Unia Europejska nie radzą sobie z kryzysem.
O rosnącej skali chińskiej dezinformacji mówił raport opublikowany przez Europejską Służbę Działań Zewnętrznych, czyli unijne ministerstwo spraw zagranicznych. Jej szef, Hiszpan Josep Borrell otwarcie przyznał, że obecnie toczy się między Chinami a resztą świata „bitwa o narrację” dotyczące początku epidemii i jej przebiegu. Stwierdził również, że Europa była do tej pory „naiwna” w swoim podejściu do Chin, a nasza nowa strategia relacji powinna być bardziej odważna i zdecydowana.
***
Kolejnym sygnałem alarmowym była reakcja Pekinu na głosy kolejnych państw wzywające do przeprowadzenia niezależnego śledztwa badającego początki epidemii. Kiedy taki postulat zgłosił rząd Australii, chiński ambasador w tym kraju powiedział, że może to doprowadzić do sankcji gospodarczych. Wkrótce potem Chiny ograniczyły import australijskiej wołowiny i zagroziły kolejnymi cłami na produkty rolne. Kiedy Niderlandy zmieniły nazwę swojego przedstawicielstwa na Tajwanie – którego niepodległości Chiny nie uznają – władze w Pekinie postraszyły… wstrzymaniem dostaw sprzętu medycznego.
Takie groźby spowodowały, że wielu europejskich polityków dostrzegło niebezpieczeństwo płynące z nadmiernego uzależnienia od chińskich dostaw kluczowych towarów, w tym sprzętu medycznego. I dlatego projekt nowego budżetu UE, przedstawiony przez Komisję Europejską, zakłada przeniesienie produkcji tak wrażliwych towarów do Europy. Pojawiają się też postulaty zróżnicowania łańcuchów produkcji, aby nie opierać się tylko na jednym dostawcy.
Na tym nie koniec. Instytucje unijne zwróciły także uwagę na próby przejmowania przez chińskich inwestorów tych europejskich firm, które na skutek kryzysu znacznie straciły na wartości. Reakcją UE było poluzowanie zasad ograniczających pomoc państwową dla takich przedsiębiorstw. Właśnie po to, by uchronić je przed przejęciami.
***
Część ekspertów twierdzi, że wraz z pogłębiającym się konfliktem Waszyngtonu z Pekinem świat czeka nowa „zimna wojna”, tym razem między USA i Chinami.
W tych warunkach rodzi się pokusa, żeby Europa zamknęła swoje rynki dla wielu chińskich towarów i bardzo ograniczyła relacje z Pekinem. To byłoby nie tylko niewykonalne, ale zwyczajnie niemądre. Chiny to globalna potęga, której nie można ani izolować ani – tym bardziej – ignorować. Zamiast tego Unia Europejska powinna wymagać od chińskich władz stosowania się do tych samych reguł, jakich wymagamy od innych – przede wszystkim transparentności i dostępu do chińskiego rynku na równych zasadach.
Rząd w Pekinie musi z kolei zdać sobie sprawę, że pohukiwanie na inne kraje i grożenie sankcjami to droga donikąd. Chiny planują w najbliższym czasie wydać setki miliardów dolarów na badania i rozwój najnowszych technologii, między innymi w dziedzinie komunikacji i sztucznej inteligencji. Ale, po pierwsze, prowadzenie tych badań będzie znacznie, znacznie droższe, jeśli chińskie firmy będą musiały do wszystkiego dojść same, zamiast korzystać z osiągnięć zagranicznych partnerów. Po drugie, nowe technologie powstałe w wyniku tych badań na niewiele się zdadzą, jeśli chińskie firmy nie będą ich miały gdzie sprzedać! A rynek europejski to blisko 500 milionów zamożnych konsumentów.
***
Wydarzenia polityczne ostatnich lat zepchnęły Stany Zjednoczone i Chiny do przeciwległych narożników. Europa jest od dekad bliskim sojusznikiem Amerykanów i tak pozostanie. Ale jednocześnie nie chcemy handlowej wojny na wyniszczenie z Chinami. Bo na tym stracimy wszyscy.
Wiemy już, że z dnia na dzień nie zamienimy Chin w liberalną demokrację. Niewykluczone, że nie uda się to przez kolejne dekady. Ale możemy wskazywać na korzyści ze współpracy międzynarodowej. To dzięki tej współpracy miliony chińskich obywateli nie żyją dziś w biedzie. Możemy też odbudowywać te instytucje międzynarodowe, które obecnie słabną na skutek izolacjonistycznej polityki Amerykanów. Wreszcie -możemy przypominać, że aplikując o włączenie w światowy obieg gospodarczy, Chiny zobowiązały się do przekształcenia swojej gospodarki w gospodarkę rynkową. I że z tego zadania jeszcze się nie wywiązały.
Żeby jednak realizować te cele, Europa potrzebuje spójnej polityki zagranicznej. Musi też przyjąć nową, bardziej aktywną rolę na scenie międzynarodowej. Skala wyzwań, przed jakimi stoimy jest tak wielka, że poszczególne państwa europejskie, jeśli nie połączą sił, będą wobec nich bezbronne.