Felieton nr 142
Szanowni Państwo!
Poklepywanie się Morawieckiego i Kaczyńskiego po plecach z prorosyjskimi eurofobami w przeddzień inwazji na Ukrainę; zamach na największą amerykańską inwestycję w Polsce, gdy dramatycznie potrzebowaliśmy wsparcia Amerykanów; grożenie sparaliżowaniem prac instytucji europejskich. Politycy Zjednoczonej Prawicy w ciągu ostatnich kilku miesięcy – kiedy już mieli sprawdzone informacje o zagrożeniu ze strony Rosji – wielokrotnie przedkładali interes partyjny nad bezpieczeństwo kraju.
Pod koniec lutego dziennik „New York Times” opublikował tekst informujący od kiedy Amerykanie wiedzieli o groźbie rosyjskiej inwazji na Ukrainę i co w tym czasie zrobiła administracja Joe Bidena. Warto porównać podane w tekście daty z tym, co wówczas robił polski rząd.
Po raz pierwszy o groźbie inwazji amerykańskie służby wywiadowcze miały poinformować prezydenta już na początku października 2021 roku. Wkrótce potem Biden podjął decyzję o podzieleniu się swoją wiedzą z sojusznikami. Zgodził się także hojniej niż zwykle przekazywać informacje mediom – nawet ryzykując ujawnienie źródeł informacji i metod pracy amerykańskiego wywiadu. Wszystko po to, by żeby uświadomić opinii publicznej i partnerom powagę zagrożenia oraz stopniowo przygotowywać ich do wspólnych działań, w tym nałożenia sankcji.
Z liderami wybranych państw sojuszniczych – Wielkiej Brytanii, Francji, Niemiec i Włoch – Biden rozmawiał już 30 i 31 października, podczas szczytu G-20 w Rzymie. Jak pisze „New York Times”, „wkrótce potem” informacje dostały, między innymi, Kanada, Rumunia i Polska.
Nie wiemy, co dokładnie oznacza „wkrótce potem”, ale 17 listopada Dyrektor Wywiadu Narodowego, Avril Haines, w siedzibie głównej NATO przedstawiła ówczesny stan amerykańskiej wiedzy. 19 listopada Haines przyjechała do Warszawy, gdzie spotkała się z Mateuszem Morawieckim, ministrem spraw wewnętrznych i administracji, ministrem obrony i przedstawicielami prezydenta. Jak informowała wówczas kancelaria premiera „rozmowa odbyła się na prośbę strony amerykańskiej, a jej uczestnicy uzgodnili, że niezbędna jest bliska współpraca w zakresie bezpieczeństwa na wschodniej flance NATO”.
A zatem najpóźniej od tego czasu polskie władze mają pełne informacje na temat skali rosyjskiego zagrożenia.
Zaraz potem Morawiecki ruszył w tournée po Europie. 26 listopada pochwalił się na Facebooku, że odwiedził 11 krajów w 6 dni „rozmawiając z kilkunastoma z grona najważniejszych przywódców i polityków unijnych”. Wszystko po to, by „zapewnić bezpieczeństwo naszej wschodniej granicy, Polsce i całej Unii Europejskiej!”.
***
4 grudnia – a zatem co najmniej trzy tygodnie po tym, jak polskie władze zostały poinformowane o powadze zagrożenia ze strony Putina – na zaproszenie Prawa i Sprawiedliwości przybyli do Warszawy na specjalny szczyt przedstawiciele partii antyunijnych i proputinowskich, między innymi Viktor Orbán i Marine Le Pen.
Krzysztof Sobolewski, sekretarz generalny PiS, napisał wówczas że była to „ważna rozmowa o możliwościach bliższej współpracy w Parlamencie Europejskim” i wspólnej odpowiedzi na rzekome łamanie traktatów przez instytucje europejskie.
Dzień później w „Rzeczpospolitej” ukazał się wywiad z Le Pen, w którym stwierdziła, że Ukraina „leży w strefie wpływów rosyjskich”, a za działania Rosji obwiniła… Unię Europejską. Oto fragment tej rozmowy:
„100 tys. rosyjskich żołnierzy jest gotowych do inwazji na Ukrainę. Obawia się pani imperializmu Kremla?
Nie sądzę, aby Putin zrobił taki błąd. Ale uważam też, że w tej sprawie Unia odegrała rolę strażaka-piromana. Można mówić, co się chce, ale Ukraina należy do sfery wpływów Rosji. Próbując naruszyć tę strefę wpływów, tworzy się napięcia, lęki i dochodzi się do sytuacji, jakiej dziś jesteśmy świadkami […]”.
Tuż przed warszawskim szczytem eurofobów Amerykanie przekazali mediom informacje o potężnych siłach zgromadzonych przez Rosję na granicy z Ukrainą i ostrzegli przed inwazją. „Podczas gdy napięcie pomiędzy Waszyngtonem a Moskwą narasta w związku z potencjalną rosyjską inwazją na Ukrainę, amerykański wywiad odkrył, że Kreml już na początku przyszłego roku planuje wielofrontową ofensywę z udziałem do 175 000 żołnierzy” napisał dziennik „Washington Post”, powołując się na rozmowy z amerykańskimi urzędnikami i dokument wywiadu zdobyty przez gazetę.
Dokładnie tego samego dnia, 3 grudnia wieczorem polskiego czasu, Marine Le Pen na Twitterze podziękowała Morawieckiemu za ciepłe przyjęcie i pochwaliła się przejazdem po ulicach Warszawy „na sygnale”, czyli w kolumnie pojazdów uprzywilejowanych.
***
7 grudnia odbyła się zdalna rozmowa Biden-Putin, a zaraz potem rosyjskie MSZ zapowiedziało przedstawienie swoich żądań wobec Zachodu. 17 grudnia Rosjanie opublikowali propozycję „traktatu”, w którym domagali się nie tylko zablokowania Ukrainie oraz Gruzji drogi do NATO i wycofania amerykańskiej broni atomowej z Europy, ale także wycofania wojsk Sojuszu z terenu krajów przyjętych po 1997 roku, czyli między innymi z Polski.
A co dzieje się tego samego dnia, 17 grudnia, w Warszawie? Większość w Sejmie znienacka, mimo zdecydowanych protestów Amerykanów, przegłosowała tzw. lex TVN – czyli ustawę zagrażającą dalszemu funkcjonowaniu telewizji TVN i tym samym uderzającą w największą amerykańską inwestycję w Polsce.
W reakcji na głosowanie chargé d’affaires USA w Polsce, Bix Aliu napisał:
„Stany Zjednoczone są skrajnie rozczarowane przyjęciem przez Sejm ustawy medialnej; oczekujemy, że prezydent Andrzej Duda będzie działał zgodnie z wcześniejszymi deklaracjami, by wykorzystać swoje przywództwo do ochrony wolności słowa”.
A zatem co najmniej miesiąc po tym, jak Amerykanie po raz pierwszy ostrzegli nas przed groźbą rosyjskiej inwazji na Ukrainę i dokładnie tego dnia, kiedy Rosjanie domagali się wycofania wojsk NATO z Polski, PiS naraziło bezpieczeństwo Polaków w imię walki z nielubianą telewizją. Dopiero 10 dni później Andrzej Duda zawetował projekt.
W międzyczasie – 12 grudnia – w wywiadzie dla brytyjskiego dziennika „Financial Times” Zbigniew Ziobro wezwał rząd do wetowania wszystkich projektów w Unii Europejskiej wymagających jednomyślności, a nawet do zawieszenia polskich wpłat do unijnego budżetu, co de facto oznaczałoby wystąpienie naszego kraju z UE. Kaczyński tymczasem oskarżył Niemcy o przekształcanie Unii w „IV Rzeszę”.
***
W styczniu Amerykanie ostrzegali przed możliwymi prowokacjami Kremla, takimi jak sfingowane ataki na ludność okręgów donieckiego lub ługańskiego i oskarżenie o zbrodnie Ukraińców. 22 stycznia brytyjskie ministerstwo spraw zagranicznych ogłosiło na podstawie swoich danych wywiadowczych, że celem Putina jest zainstalowanie w Ukrainie marionetkowego rządu. Informacje Brytyjczyków potwierdzili Amerykanie. Dziś, po 12 dniach wojny i doniesieniach o kilku próbach zamachu na życie prezydenta Zełenskiego – wydaje się, że te oceny były słuszne.
Tydzień po ujawnieniu rewelacji Brytyjczyków polski premier udał się na kolejny szczyt antyunijnej skrajnej prawicy, gdzie jednym z gości ponownie była – korzystająca z wielomilionowych pożyczek Kremla – Marine Le Pen. Po szczycie szumnie ogłoszono deklarację, w której rzekomo potępiono działania Rosji, ale Le Pen odmówiła złożenia podpisu pod tą częścią. Poza tym, fragment opisywany przez media rządowe jako sukces premiera, specjalnie mocny nie był:
„Rosyjskie działania militarne na wschodniej granicy Europy doprowadziły nas na skraj wojny. W obliczu takich zagrożeń potrzebna jest solidarność, stanowczość i współpraca obronna narodów Europy” – napisali uczestnicy spotkania. Gdyby Amerykanie pod rządami tak nielubianego przez PiS Bidena byli równie zdecydowani, to sankcji na Rosję nie zobaczylibyśmy do dziś.
Ciekawa jest też część deklaracji dotycząca przyjmowania uchodźców. Jak pisał z uznaniem portal wpolityce.pl „europejskie partie prawicowe podkreśliły w Madrycie potrzebę zapewnienia imigrantom z państw trzecich prawa «wjazdu na wspólny obszar dopiero po przyznaniu azylu». Wyrazili przekonanie, że osoby, które nielegalnie przedostały się na terytorium UE powinny być odsyłane do krajów swojego pochodzenia”.
Gdyby taki system zastosowano dziś, to Polska musiałaby albo odsyłać Ukraińców z granicy, albo radzić sobie samodzielnie ze wszystkimi uchodźcami na swoim terenie. Tymczasem dzięki specjalnej dyrektywie o czasowej ochronie, której zastosowanie zaproponowała Komisja Europejska, Ukraińcy otrzymają prawo pobytu, pracy i edukacji na terenie całej UE na rok, bez konieczności ubiegania się o azyl. Okres ten może zostać automatycznie przedłużony, jeśli warunki nie pozwolą im na powrót do domu. Ta sama, „straszna” Unia Europejska już zadeklarowała między innymi 1,2 miliarda euro na pomoc gospodarczą dla Ukrainy oraz po 500 milionów euro na odpowiednio pomoc humanitarną i zakup broni.
Nie sądzę, żeby „przyjaciele” Morawieckiego z Madrytu – sam tak o nich mówił –byli równie hojni, gdyby to oni sprawowali władzę w Europie.
Nie to jest jednak najważniejsze. Proszę pamiętać, co robili Morawiecki, Kaczyński, Ziobro i ich koledzy, kiedy już doskonale wiedzieli o nadchodzącej inwazji.
Zamiast wrócić na Zachód i walczyć o jego jedność, w przyspieszonym tempie nas z niego wyprowadzali.