Felieton nr 83
Szanowni Państwo!
19 państw – tyle, na 27 członków UE, przedstawiło Komisji Europejskiej swoje Krajowe Plany Odbudowy. Co to takiego? To programy składające się na Fundusz Odbudowy, czyli łącznie 750 miliardów euro, które Unia Europejska chce przeznaczyć na pomoc europejskim gospodarkom po pandemii. Polski rząd kilka miesięcy temu zapowiadał, że swój plan będzie miał gotowy jeszcze w grudniu. Ale do tej pory go nie ma, chociaż Polska może dostać prawie 60 miliardów euro, czyli około 250 miliardów złotych. Co się dzieje?
Odpowiedź jest prosta. Planów nie ma, bo tak zwana Zjednoczona Prawica, bardziej niż dobrym planowaniem pomocy finansowej, zajęta jest wojną we własnym gronie.
Wiemy, że na unijny Fundusz Odbudowy nie chce zgodzić się Solidarna Polska. Ludzie Ziobry najgłośniej krytykują mechanizm ochrony praworządności, mogący skutkować zawieszeniem środków dla krajów, które łamią demokratyczne normy. Ziobryści sprzeciwiają się także reformie sektora energetycznego, na co zgodziły się państwa unijne, w tym Polska reprezentowana przez Morawieckiego. Za krytykę decyzji rządu kilka dni temu stanowisko stracił Janusz Kowalski, jeden z wiceministrów z nadania Solidarnej Polski.
Naiwnością byłoby jednak sądzić, że Ziobrze i jego kolegom chodzi o obronę polskiego węgla – którego wydobycie, po prostu, przestaje być opłacalne, a z którego i tak nie korzystamy, bo za rządów PiS dramatycznie rośnie import węgla z Rosji. Powodem konfliktu jest fakt, że pieniędzmi z Funduszu Odbudowy, Mateusz Morawiecki chce przykryć błędy rządu w walce z pandemią, wzmocnić swoją pozycję i utrzymać się na stanowisku. A na to nie chce się zgodzić Ziobro.
Jakiś czas temu premier ogłosił pomysł na kolejny wielki plan. Tym razem, po Strategii Odpowiedzialnego Rozwoju (SOR), mamy mieć Nowy Polski Ład. Czy to znaczy, że SOR już zakończyła się sukcesem? Czy po naszych drogach śmigają polskie samochody elektryczne, po torach pędzą polskie Luxtorpedy, powietrze przecinają polskie drony, a po morzach świata pływają polskie statki zwodowane w znacjonalizowanych stoczniach? To wszystko kilka lat temu zapowiadał przecież Morawiecki. Udało się? Sami Państwo wiedzą.
„Nie jest nam znane rządowe opracowanie przedstawiające w sposób systematyczny przebieg jej realizacji”, napisali w „Rzeczpospolitej” o słynnej strategii Morawieckiego, Jerzy Hausner i Jakub Wygnański. I słusznie dodają, że „SOR była i jest atrapą, mającą przesłonić brak strategicznej myśli rozwojowej, w czasie rządów PiS wypartej przez polityczno-wyborczą taktykę i rozgrywkę”. W „Polityce”, Adam Grzeszak, pisze, że SOR okazała się „pasmem porażek”, a z szumnych planów udało się zrealizować jedynie „pomysły na redystrybucję pieniędzy z budżetu, jak trzynasta emerytura czy 500 plus”. A i to nie całkiem, bo przecież skutkiem 500 plus miał być boom demograficzny, z którego nic nie wyszło. Aby przykryć te kompromitacje, Morawiecki spróbuje więc omamić nas, a przede wszystkim Kaczyńskiego, kolejnym pomysłem – właśnie Nowym Polskim Ładem (NŁP).
Z przecieków do prasy – plotki mówią, że wypuszczonych przez życzliwych kolegów z Solidarnej Polski – wiemy, że NŁP składać się będzie z aż 16 (!) filarów. Czego w nim nie ma! Zdrowie, praca, inwestycje, mieszkania, rodzina, firma, edukacja, młodzi, klimat, środowisko i energetyka, cyfryzacja, seniorzy, rolnictwo, kultura, nauka, finanse publiczne. Krótko mówiąc, Morawiecki znów chce nam obiecać wszystko, a całość okrasi sumami pieniędzy idącymi w miliardy złotych. Skądś jednak te pieniądze musi mieć. I właśnie do tego potrzebny mu unijny Fundusz Odbudowy. Mówiąc wprost, Morawiecki chce przedstawić pieniądze, które uzyska od tej „strasznej” Unii, jako dar PiS-u dla Polaków. Cel jest prosty – chodzi o to, aby poturbowani pandemią obywatele raz jeszcze nabrali się na prezentację w PowerPoint, dzięki czemu Morawiecki zachowa stanowisko.
To jednak najwyraźniej nie podoba się Ziobrze, który blokuje próby zatwierdzenia Funduszu Odbudowy. Wiemy, że już 16 lutego Rada Ministrów miała przyjąć projekt „ustawy o ratyfikacji decyzji Rady w sprawie systemu zasobów własnych Unii Europejskiej”, czyli ustawy potrzebnej do zatwierdzenia Funduszu Odbudowy. Ostatecznie projekt został zdjęty z agendy, właśnie ze względu na opór Solidarnej Polski.
A to nie koniec problemów i patologii. Unia wymaga też, by Krajowe Plany Odbudowy, zanim trafią do Brukseli, zostały poprzedzone konsultacjami społecznymi. Jak ekipa Morawieckiego wywiązuje się z tego zobowiązania? Na stronach rządowych czytamy, że w ramach konsultacji Krajowego Planu Odbudowy – wartego w sumie, pamiętajmy, ćwierć biliona złotych – odbędą się (uwaga!) trzy debaty. Tak, trzy spotkania o tytułach tak ogólnych jak „Odporna i konkurencyjna gospodarka”, „Zielona energia i zrównoważona mobilność”, czy „Zwiększenie dostępu i wzmocnienie jakości funkcjonowania systemu ochrony zdrowia”. Podczas wszystkich spotkań odbędzie się łącznie pięć godzinnych (dokładnie 70-minutowych) dyskusji. Do każdej z nich zaproszono czwórkę gości według nieznanego mi klucza. I w ciągu tych 70 minut paneliści nie tylko przedstawią swoje poglądy, ale jeszcze zdążą wdać się w dyskusję z publicznością i odpowiedzieć na pytania uczestników. A właściwie szczęśliwych wybrańców, bo 22 lutego – cztery dni po ogłoszeniu „konsultacji” – na dwie z trzech debat nie dało się już zarejestrować.
Sądzą Państwo, że to wypadek przy pracy? Że ktoś przypadkiem nie zrozumiał na czym polegają konsultacje społeczne? Odsyłam w takim razie do wspomnianego tekstu Hausnera i Wygnańskiego. Autorzy opisują w nim, jak wyglądają prace nad innym dokumentem, który będzie podstawą do wydania środków z budżetu Unii. Przypomnę – Fundusz Odbudowy, to pieniądze „ratunkowe”. Obok niego mamy jeszcze tradycyjny budżet unijny, z którego do Polski popłynie w latach 2021-27 blisko 80 miliardów euro.
Niedawno rząd opublikował „Projekt Umowy Partnerstwa dla realizacji polityki spójności 2021–2027 w Polsce”. To dokument, który ma stanowić podstawę do wydawania tych ogromnych funduszy. Niestety, jak alarmują Wygnański i Hausner „długofalowa i strategiczna perspektywa jest w tym dokumencie nieobecna. Nie ma w nim pogłębionej refleksji o rozwoju Polski w XXI wieku i stojących przed nami najważniejszych wyzwaniach”. O realnych, poważnych konsultacjach także nie ma mowy.
Nic dziwnego, że organizacje pozarządowe i samorządowcy biją na alarm. Tym bardziej, że dla PiS-u środki publiczne to sposób na finansowanie „swoich”. Wiemy to z doświadczenia. Środki z Rządowego Funduszu Inicjatyw Lokalnych, które miały wspierać samorządy w czasie pandemii, popłynęły szerokim strumieniem tylko do gmin sympatyzujących z PiS. Jak pokazała analiza prof. Jarosława Flisa i prof. Pawła Swianiewicza dla Fundacji Batorego, gminy „pisowskie” otrzymały średnio 250 złotych w przeliczeniu na jednego mieszkańca. Te, gdzie w wyborach wygrywała opozycja dostały… 10 razy mniej. W przypadku pieniędzy unijnych może być znacznie gorzej, bo suma, jaka popłynie do nas z Brukseli będzie o wiele wyższa.
Jak w tym wszystkim powinna zachować się opozycja? Bogusław Liberadzki, europoseł Lewicy pytany, czy opozycja poprze powstanie Funduszu Odbudowy odpowiedział: „Nie tylko, że poprzemy. My żądamy, by rząd dał nam szansę takiego poparcia. By projekt ratyfikacji Funduszu Odbudowy został przedłożony”.
Ja też chciałbym ten projekt zobaczyć, ale nie możemy w ciemno zadeklarować poparcia dla planów rządu i mam nadzieję, że nie taka była intencja Liberadzkiego. Jeśli rząd przedstawi projekt wydatków na ostatnią chwilę, nie uzasadni go i będzie głuchy na uwagi, nie powinien liczyć na nasze głosy.
Pieniądze unijne muszą być narzędziem odbudowy i przebudowy naszej gospodarki, a nie narzędziem propagandowym Morawieckiego. Te setki miliardów złotych, muszą zostać sensownie rozdysponowane, a nie przejedzone przez krewnych i znajomych Zjednoczonej Prawicy. Jeśli rząd chce poparcia opozycji, samorządowców i organizacji pozarządowych, niech zacznie pytać ich o zdanie. Na razie, zamiast tworzyć plany, organizować konsultacje i dać ludziom nadzieję, traci czas na walkę Ziobry z Morawieckim i Kaczyńskiego z Gowinem.