CZCIONKA
KONTRAST

 Hodowla zwierząt futerkowych. Zakazywać czy nie?

Share this...
Share on Facebook
Facebook
Tweet about this on Twitter
Twitter

Felieton 43

Szanowni Państwo!

 

Zakazać czy nie zakazać? Nie ma ostatnio drugiej kwestii, która tak bardzo dzieliłaby obóz rządzący, jak stosunek do zwierząt. Jedni chcą poprawiać ich ochronę, drudzy uznają to za zamach na wolność i tradycję. Na ironię zakrawa fakt, że wszyscy powołują się na wartości konserwatywne i chrześcijańskie.

 

Po jednej stronie jest Jarosław Kaczyński, który chce wprowadzenia nowych przepisów. Mają one między innymi poprawić nadzór nad schroniskami, ułatwić odbieranie maltretowanych zwierząt właścicielom, zakazać trzymania zwierząt na krótkim łańcuchu i ograniczyć ubój rytualny tylko dla potrzeb „krajowych związków wyznaniowych”. Ten zapis oraz zakaz hodowli zwierząt futerkowych budzą największy opór.

 

Po drugiej stronie mamy część polityków PiS z ministrem rolnictwa na czele, Solidarną Polskę, Porozumienie, Konfederację i silną frakcję Kościoła pod przewodnictwem Tadeusza Rydzyka. Sceptyczne jest także PSL. Kaczyński już raz próbował przeprowadzić podobne zmiany, ale wówczas został zablokowany. Czy uda mu się dzisiaj? Nie wiadomo. Nie mam złudzeń, że jeśli koszty polityczne i finansowe okażą się zbyt duże, prezes zamiecie sprawę pod dywan.

 

Temat będzie jednak regularnie wracał, dlatego opozycja powinna przemyśleć argumenty, jakie padają w dyskusji po to, żeby zająć w niej dobrze przemyślane stanowisko.

 

***

 

„Miarą naszego człowieczeństwa jest stosunek do zwierząt. Obowiązek, a zarazem potrzeba humanitarnego traktowania zwierząt są oczywiste dla wszystkich wyznających uniwersalny system wartości cywilizacji łacińskiej, a zwłaszcza chrześcijan. […] Według św. Franciszka szacunek wobec braci mniejszych jest tożsamy z oddawaniem czci samemu Stwórcy”. To nie wystąpienie jakiegoś „lewackiego radykała”, ale fragment felietonu bratanicy Jarosława Kaczyńskiego, Marty Kaczyńskiej w tygodniku „Sieci”. Co ciekawe, w dalszej części tekstu dla poparcia swoich argumentów Kaczyńska powołuje się, między innymi, na przepisy Unii Europejskiej, wspominające o konieczności zadbania o dobrostan zwierząt. Nie sądzę jednak, żeby powoływanie się na Unię czy przykłady innych państw europejskich przekonało naszą narodową prawicę. Zostają więc argumenty z chrześcijaństwa.

 

Problem w tym, że druga strona – z poparciem części Kościoła – również powołuje się na autorytet religii, często przytaczając cytat z Księgi Rodzaju, w którym Bóg mówi: „Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną; abyście panowali nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi”. (Rdz 1,28).

 

Nie będę się tu wdawał w dysputy teologiczne. Dość powiedzieć, że ochrona środowiska i praw zwierząt nie musi być domeną lewicy i można ją swobodnie pogodzić z wartościami chrześcijańskimi, o czym przekonuje nas choćby obecny – nieakceptowany przez część naszego Kościoła – papież.

 

Przeciwnikom zmian w prawie zostają jednak inne argumenty.

 

I tak, utrzymują na przykład, że zakaz to ograniczenie wolności jednostki, bo przecież każdy powinien mieć prawo hodować zwierzęta jak chce, tym bardziej, że nikt nie zadba tak o swoje zwierzęta, jak hodowca. To po prostu nieprawda – sposób hodowli reguluje cały szereg przepisów, a za dręczenie zwierząt już teraz grożą kary. Nie godzimy się na traktowanie zwierząt jak rzeczy, a w związku z tym wprowadzamy odpowiednie regulacje.

 

No właśnie, regulacje! Czy nie można by – odpowie przeciwnik zakazów – po prostu wprowadzić lepszych przepisów, zamiast zakazywać hodowli zwierząt futerkowych całkowicie? Taki zakaz to przecież zamach na wolny rynek. Jako że są ludzie, którzy chcą nosić futra, to muszą być też ludzie, którzy im te futra wyprodukują. A jeśli przeciwnicy hodowli zwierząt futerkowych naprawdę chcą ją wyeliminować, mogą przecież przekonywać konsumentów do tego, żeby zrezygnowali z futer. Jak zniknie popyt, to zniknie też podaż.

 

To, trzeba przyznać, byłby dobry argument, ale niestety, nasi narodowcy w innych kwestiach nie są tak pryncypialnie wolnorynkowi. Jakoś nie słyszałem, żeby członkowie Ruchu Narodowego i rządzącej prawicy – o księżach nie wspominając – popierali na przykład legalizację sprzedaży narkotyków. Dlaczego? Zgodnie z logiką wolnorynkową należałoby powiedzieć, że skoro jest na taki towar popyt, to trzeba pozwolić ludziom na kupno. Przytłaczająca większość prawicy jest jednak przeciw ze względu na inne wartości oraz koszty związane z legalizacją takiego „biznesu”. Podobnie jest w przypadku hodowli zwierząt futerkowych – wprowadzenie zakazu jest ograniczeniem wolności gospodarczej. Ale dokonuje się jej w imię innych wartości, które uznajemy za ważne.

 

Pytanie jednak, czy rzeczywiście wielu Polaków popiera zakaz? W sieci znajdziemy różne sondaże. Obrońcy praw zwierząt wskażą na takie, które popierają ich stanowisko, a zwolennicy utrzymania obecnych przepisów znajdą takie, które przemawiają na ich korzyść. Na przykład w kwietniu 2018 roku na zlecenie „Super Expressu” zrealizowano sondaż, w którym przeciwko całkowitemu zakazowi hodowli było 53,4 procent pytanych, a za 33,3 procent. Jednocześnie prawie 60 procent ankietowanych chciało „podwyższyć standardy na fermach zwierząt futerkowych”. Co to jednak dokładnie znaczy, nie wyjaśniono. A to sprawa kluczowa, bo powstaje pytanie, jak miałyby wyglądać te nowe, lepsze regulacje i czy realne podniesienie standardów nie sprawi, że hodowla przestanie być opłacalna. Krótko mówiąc, bardziej rygorystyczne przepisy mogłyby mieć identyczny skutek jak całkowity zakaz.

 

Uznajmy jednak, że większość Polaków jest przeciwna całkowitemu zakazowi. Czy to rozstrzyga sprawę? Nie sądzę, anasza radykalna prawica powinna się dobrze zastanowić, zanim powoła się na ten argument. Z łatwością znajdziemy przecież sprawy, w których większość Polaków ma zdanie inne niż PiS i narodowcy. Weźmy choćby stosunek do aborcji – w kwietniu 2019 roku na zlecenie „Gazety Wyborczej” przeprowadzono sondaż, w którym 53 procent pytanych opowiedziało się za dostępnością legalnej aborcji do 12. tygodnia ciąży. Czy to znaczy, że nasza prawica musi poprzeć taki projekt ustawy?

 

Obywatele wybierając polityków, dają im wolny mandat do sprawowania urzędu, a zatem pozwalają głosować zgodnie z własnymi przekonaniami. Kiedy te przekonania okazują się niezgodne z wolą wyborców, polityk traci poparcie. Jeśli zakaz hodowli zwierząt futerkowych okaże się dla Polaków nie do zaakceptowania, to partie, które go popierają, przegrają kolejne wybory. Utrzymywanie jednak, że poseł ma zawsze głosować tak, jak chce tego sondażowa większość, byłoby absurdem.

 

Kolejny argument przeciwników zmian mówi z grubsza tyle, że jakikolwiek zakaz doprowadzi do przeniesienia hodowli za granicę, gdzie los zwierząt będzie taki sam albo i gorszy. To argument słaby, bo przecież z faktu, że gdzieś obowiązują niższe standardy nie wynika, że u nas nie mogą obowiązywać wyższe. Gdyby kierować się taką logiką, można podważyć sens właściwie każdej regulacji – chociażby tych dotyczących ochrony środowiska czy jakości żywności, jaką dopuszczamy do obiegu.

 

Wreszcie, pojawiają się opinie, że wprowadzenie zakazu doprowadzi do ruiny ogromny sektor gospodarki. Okazuje się, że to twierdzenie wątpliwe. Dane z Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, jakie zdobyła broniąca praw zwierząt Fundacja VIVA! pokazywały, że w latach 2016-2017 zatrudnionych na umowę o pracę i umowę zlecenie było w sektorze futrzarskim mniej niż tysiąc osób. W przestrzeni medialnej krąży też raport z 2017 roku, gdzie mowa o 13 tysiącach osób zatrudnionych na fermach i 40 tysiącach zatrudnionych w firmach, które jakoś z fermami współpracują (co nie znaczy, że są od nich całkowicie zależne finansowo).

 

Te dane – upublicznione przez nieaktywny od dłuższego czasu Instytut Przedsiębiorczości i Rozwoju – były z kolei podważane przez raport z roku 2018 autorstwa Zachodniego Ośrodka Badań Społecznych i Ekonomicznych. Tu z kolei mowa jest o 4 tysiącach miejsc pracy. Raport był przygotowany na zlecenie Stowarzyszenia Otwarte Klatki, chociaż autorzy zastrzegają, że zleceniodawca nie miał wpływu na badania. Podobną liczbę – 4 tysiące zatrudnionych – podawał też Wojciech Mucha z – bynajmniej nie lewicowej – „Gazety Polskiej Codziennie”.

 

Wspominany raport Zachodniego Ośrodka Badań Społecznych i Ekonomicznych podważa też znaczenie branży futerkowej dla polskiej gospodarki. Zgodnie z zawartymi tam obliczeniami, hodowla zwierząt futerkowych odpowiada za… 0,08 procent polskiego PKB i od 0,03 do 0,06 rynku pracy. Zwraca też uwagę, że polscy przedsiębiorcy odpowiedzialni są za najmniej dochodową część produkcji i ograniczają się do dostarczania futer, a projektowanie i szycie ubrań ma miejsce w innych krajach. Wiele wskazuje więc na to, że lamenty, jakoby ewentualny zakaz hodowli miał uderzyć w polską gospodarkę są – mówiąc delikatnie – naciągane.

 

***

Każda ze zmian w prawie proponowanych przez Kaczyńskiego to odrębna całość. Nie do wszystkich jestem przekonany. Ale uważam, że zakaz hodowli zwierząt futerkowych warto poprzeć. Korzyść z tego procederu dla człowieka, nie równoważy cierpienia, jakie zadajemy.

Share this...
Share on Facebook
Facebook
Tweet about this on Twitter
Twitter