Felieton 27
Szanowni Państwo!
Kilka dni po wizycie Andrzeja Dudy w Waszyngtonie wciąż nie wiemy, jaka była jej cena. Wiemy jednak, że Polska na arenie europejskiej bardzo stara się Amerykanom odwdzięczyć.
„Warszawa zablokowała w piątek wieczorem unijną decyzję ustanawiającą warunki dopuszczające kraje spoza Wspólnoty do współpracy” w ramach unijnej polityki obronnej PESCO. Taką informację podała „nieoficjalnie” korespondentka Polskiego Radia w Brukseli Beata Płomecka. Co sprowokowało decyzję Polski? Zdaniem Warszawy umowa nie dawała gwarancji, że zostaną do niej dopuszczone Stany Zjednoczone. Ja dodam, że chodzi tu nie tyle o Stany Zjednoczone jako takie, ale amerykańskie firmy zbrojeniowe, które chcą na europejskich zakupach broni dobrze zarobić.
***
PESCO (ang. Permanent Structured Cooperation/ Stała współpraca strukturalna) to mechanizm, który pozwala chętnym do tego państwom unijnym na ściślejszą współpracę w projektach militarnych, na przykład lepszej koordynacji zakupów sprzętu wojskowego czy pracach nad sprzętem wojskowym. W ramach PESCO można realizować konkretne projekty (np. zakupowe lub badawcze), które to projekty chętne państwa zgłaszają Radzie Unii Europejskiej oraz Wysokiemu Przedstawicielowi Unii ds. Zagranicznych i Polityki Bezpieczeństwa. Następnie kwalifikowana większość państw członkowskich akceptuje lub odrzuca projekt i ewentualnie zatwierdza listę jego członków.
Celem PESCO było między innymi stworzenie warunków do rozwoju europejskiego przemysłu obronnego, a także bardziej efektywnego wydatkowania środków na zbrojenia (państwa kupując razem, mogą kupować taniej i lepiej, na przykład kupując różne elementy uzbrojenia, a nie dublując te same zakupy). Dodatkowo Unia stworzyła również Europejski Fundusz Obrony, z którego projekty PESCO także mogłyby być realizowane.
***
Wydawałoby się, że taka inicjatywa przypadnie do gustu Stanom Zjednoczonym, a zwłaszcza administracji prezydenta Trumpa, która regularnie krytykuje Europejczyków za zbyt niskie wydatki na zbrojenia. Niestety – jak już zwracałem uwagę w jednym ze swoich wpisów – Amerykanie zdecydowanie zaprotestowali.
Twierdzili, że stworzenie PESCO i Europejskiego Funduszu Obrony osłabią NATO, a amerykańskie firmy zbrojeniowe będą miały ograniczony dostęp do rynków europejskich. Krytycznie na temat europejskiej inicjatywy wypowiadali się przedstawiciele amerykańskiego Departamentu Stanu i Departamentu Obrony jednoznacznie dając do zrozumienia, że stają w obronie amerykańskich firm. A dziennik „New York Times” na początku 2019 roku opisywał spotkanie europejskich ambasadorów z przedstawicielem Departamentu Stanu, w którym ten twierdził, że działania Europejczyków „mogą podważyć transatlantyckie bezpieczeństwo”, dublować wysiłki NATO i sprawić, że „wszyscy będziemy mniej bezpieczni”. Zarzucał też państwom europejskim, że te pod przykrywką polityki bezpieczeństwa prowadzą politykę, która ma na celu wyłącznie wzmocnienie krajowych producentów.
Reakcja Stanów Zjednoczonych nie dziwi, bo to największy na świecie eksporter broni, odpowiadający za około 35 procent tego rynku. Także w relacjach z państwami UE dominacja USA jest przytłaczająca. Jak podawał portal Politico, powołując się na dane amerykańskiego Departamentu Obrony w latach 2014-16 Amerykanie sprzedali krajom UE broń o wartości 62,9 miliarda dolarów. Europa wysłała w tym samym czasie broń wartą 7,6 miliarda dolarów.
O tym, jak intensywnie amerykańskie firmy – zwłaszcza za administracji prezydenta Trumpa – szukają kupców na swoje towary, przekonują się też obecne polskie władze, które raz po raz ogłaszają zakup amerykańskiego sprzętu, nawet bez przetargu i na wątpliwych warunkach.
***
Dostęp do unijnych projektów wojskowych dla krajów trzecich od dawna jest źródłem kontrowersji. Jeszcze w minionym roku propozycję rozwiązania problemu złożyła, przewodnicząca wówczas UE, Finlandia. Zgodnie z jej zapisami do projektów dopuszczane byłyby tylko kraje „podzielające wartości, na jakich ufundowana jest Unia”, a dokooptowanie kraju trzeciego wymagałoby zgody wszystkich uczestników projektu. Takie rozwiązanie otwierałoby drogę dla USA czy Wielkiej Brytanii, ale zamykało dla Chin czy Turcji. Ostatecznie do kompromisu jednak nie doszło. Nie jest tajemnicą, że przeciwko dopuszczeniu amerykańskich firm występuje między innymi Francja – sama będąca znaczącym eksporterem broni. Z kolei dołączenia Turcji obawia się między innymi Cypr.
Kolejna próba uregulowania tej kwestii upadła teraz, tuż przed zakończeniem chorwackiej prezydencji. I to – jak donosi Polskie Radio – za sprawą Polski, która veto złożyła w obronie interesów amerykańskich. Dziwię się tylko, dlaczego są to informacje nieoficjalne i dlaczego polskie władze nie chcą nam powiedzieć, jakie konkretnie zapisy uznają za problematyczne i jakie rozwiązania proponują.
Tym bardziej, że problem powróci już wkrótce. Od wczoraj, 1 lipca, prezydencję w Unii przejęły Niemcy i zapewne zgłoszą swoją propozycję regulacji. Biorąc pod uwagę gwałtowne pogorszenie się relacji między Berlinem i Waszyngtonem w ostatnich latach, niekoniecznie muszą to być propozycje korzystne dla Amerykanów. A Polska znowu stanie przed wyborem – czy zrobić łaskę Amerykanom i jakim kosztem.
***
Cała sprawa pokazuje też porażkę w pewnym stopniu kolejnych polskich władz, która obecnie przybiera jednak wręcz groteskowe rozmiary, bowiem wielomiliardowe kontrakty zbrojeniowe podpisujemy nawet nie starając się o offset lub inne zabezpieczenie interesu polskich firm. To porażka w budowie konkurencyjnego polskiego przemysłu obronnego.
W 2018 roku, mimo minimalnego wzrostu w porównaniu z rokiem poprzednim, wartość polskiego eksportu uzbrojenia nie przekroczyła 500 milionów euro. Jak informowała „Rzeczpospolita”, w tym samym roku Szwecja sprzedała za granicą towary o ponad dwa razy wyższej wartości – około 1,2 miliarda euro. Więcej zarobiły także Białoruś czy Serbia.
Co więcej, ponad połowa przychodów z eksportu przypadła na podzespoły, które polskie zakłady wysyłały do swoich zagranicznych firm-matek, takich jak amerykański Lockheed Martin. To między innymi dlatego rząd PiS broni interesów amerykańskich firm i nie walczy o rozwój europejskiego przemysłu zbrojeniowego – najzwyczajniej nie ma nic do zyskania.
I na koniec jeszcze jedno. Kiedy oddajemy swój kapitał polityczny za błyskotki – jak bezprzedmiotowa wizyta w Waszyngtonie – rezygnujemy z wejścia w realną polityczną grę, w której można z zyskiem dla Polski wykorzystać interesy innych państw. Czy tak trudno sobie wyobrazić, by niechętny szybkiemu wzrostowi wydatków na zbrojenia Berlin – w obliczu pogarszających się relacji z USA – zdecydował się wpłacać więcej na obronność europejską? Czy Polska jako państwo graniczne Unii i zagrożone przez agresywną politykę Rosji nie mogłaby na takim układzie skorzystać?
Najwyraźniej tego rodzaju pomysły nie mieszczą się w horyzoncie ludzi będących dziś u władzy. Oni wszystkie swoje żetony wolą włożyć do jednego, amerykańskiego koszyka. A potem strasznie się dziwią, gdy się okazuje, że Fort Trump nigdy nie miał żadnych szans.