Felieton nr 146
Szanowni Państwo!
„Sowieccy historycy, jako marksiści, są pewni co do przyszłości. To, z czym mają problem, to ich ciągle zmieniająca się przeszłość” mawiał jeden z najlepszych znawców ZSRR, Leopold Łabędź – Polak żydowskiego pochodzenia, który po II wojnie światowej osiadł w Wielkiej Brytanii. Powiedzenie do dziś pozostaje aktualne. I to nie tylko w odniesieniu do Rosji.
Wywołana przez Putina wojna ujawniła miałkość polityki zagranicznej obozu władzy w Polsce. Wali się opowieść o niedołężnym Bidenie i wspaniałym Trumpie, o niewzruszonym sojuszu polsko-węgierskim przeciwko „miękkiemu” Zachodowi, o konieczności rozmontowania Unii Europejskiej i powrotu do „Europy ojczyzn”. Politycy Zjednoczonej Prawicy gubią się w zeznaniach i opowiadają rzeczy wzajemnie sprzeczne w nadziei na to, że ludzie machną ręką na ten informacyjny chaos lub że sprzeczności nikt nie zauważy. Ja zauważam. I Państwo też powinni.
W dyktaturach przeszłość nigdy nie jest dana raz na zawsze. Kiedy zmienia się linia władzy, zmianie ulega nie tylko teraźniejszość, ale i historia. Z podręczników znikają informacje o dawnych sojuszach, archiwalne wydania gazet idą na przemiał, a ze zdjęć wygumkowuje się postaci, które wypadły z łask. W słynnym „Roku 1984” George’a Orwella dostosowywaniem tego, co było, do aktualnych potrzeb politycznych zajmowało się Ministerstwo Prawdy. Ubóstwiany władca i wszechwładna partia nie mogą przecież przyznać, że niegdyś popełniono błędy. Zmieniają więc przeszłość i utrudniają dostęp do dowodów ujawniających prawdę – książek, dokumentów, świadków, filmów czy zdjęć.
Tak przynajmniej było kiedyś. Obecnie, w epoce smartfonów i mediów społecznościowych, nie da się odciąć ludzi od informacji w takim stopniu, jak jeszcze kilka dekad temu. Co nie oznacza, że niektórzy dyktatorzy nie próbują. Władimir Putin zamyka niezależne media, grozi więzieniem za dzielenie się informacjami na temat wojny w Ukrainie, prześladuje organizacje pozarządowe, reglamentuje dostęp do Internetu, itd.
Generalnie jednak w dzisiejszych czasach, kiedy władza próbuje ukryć jakieś informacje, nie tylko nie odcina dostępu do wiadomości, ale tworzy ich jeszcze więcej. Zamiast kasować teksty, produkuje nowe, zamiast odmawiać wypowiedzi, udziela ich aż nadto, mówiąc rzeczy sprzeczne i licząc, że prawda zaginie w całym tym szumie informacyjnym. Taką taktykę przyjął najwyraźniej rząd Zjednoczonej Prawicy. Oto przykłady.
***
Czy, zdaniem polskiego rządu, Unia Europejska powinna twardo przeciwstawiać się działaniom Rosji? Odpowiedź wydaje się oczywista. Premier Morawiecki raz po raz strofuje przywódców innych państw za rzekomą uległość wobec Kremla. Atakuje, między innymi, prezydenta Francji Emmanuela Macrona.
„Panie prezydencie Macron, ile razy negocjował pan z Putinem. Czy osiągnął coś pan? Ze zbrodniarzami nie ma co negocjować”, perorował na nagraniu zamieszczonym niedawno w sieci.
Polski premier ma prawo negatywnie oceniać politykę Macrona wobec Rosji. Ale jaką wiarygodność może mieć w tej sprawie Morawiecki, jeśli jednocześnie chce budować sojusz polityczny z Marine Le Pen, która uważa, że „Ukraina leży w rosyjskiej strefie wpływów”?! Powiedziała to podczas wizyty w Warszawie na zjeździe antyunijnych partii zorganizowanym przez PiS. Pytany o stanowisko Le Pen wobec Rosji Morawiecki powiedział, że „nie musimy się we wszystkim zgadzać”. Było to w grudniu, kiedy nasze władze miały już od amerykańskiego wywiadu informacje o zbliżającej się inwazji.
Polski rząd atakuje obecnego prezydenta Francji za uległość wobec Putina, a jednocześnie wspiera kandydatkę, która chce dać Putinowi w Ukrainie wolną rękę. Gdzie tu logika? Nie ma jej. Morawiecki najwyraźniej sądzi, że jego wyborcom brak intelektualnych kompetencji, aby dostrzec tę sprzeczność, mają zbyt krótką pamięć lub nie przywiązują żadnej wagi do spójności tego, co mówi ich premier.
Idźmy dalej. Morawiecki krytykuje Unię Europejską za to, że ta nie wprowadza wysokich podatków na rosyjskie surowce, w tym ropę. „Będę bardzo mocno forsował tę kwestię w UE”, mówił 30 marca. Tego samego dnia w „Gazecie Polskiej” ukazał się wywiad z Jarosławem Kaczyńskim.
„Był pomysł opodatkowania ropy rosyjskiej wysoką daniną. Kto chce, niech kupuje, ale zapłaci za to bardzo wysoki podatek. Czy to rozwiązanie nadal jest brane pod uwagę?”, pada pytanie. „W mojej ocenie to jednak ułomne rozwiązanie” odpowiada Kaczyński.
Morawiecki domaga się od Unii Europejskiej wprowadzenia mechanizmu pozwalającego na wspólne zakupy surowców, a dzięki temu uzyskanie silniejszej pozycji negocjacyjnej i niższych cen. „Polska bardzo jednoznacznie opowiada się za wspólnymi zakupami między innymi gazu”, mówił pod koniec marca w Brukseli. I dodawał, że oczekuje konkretnych propozycji od Komisji Europejskiej.
Takie rozwiązanie – o które sam od dawna apeluję – oznacza jednak zacieśnienie integracji europejskiej. A co na ten temat ma do powiedzenia Morawiecki? Oto wypowiedź z grudnia minionego roku z konferencji poświęconej przyszłości Europy. „Na pewno nie możemy pozwalać na poszerzanie kompetencji UE coraz bardziej, bo jest to zjawisko bardzo groźne”, mówił wówczas. W innym miejscu przekonywał, że „w interesie utrzymania spójności UE na takim poziomie, na jakim ona do niedawna wydawała się zjawiskiem pozytywnym, jest (…) postawienie tamy dalszemu poszerzaniu kompetencji o charakterze instytucjonalno-prawnym”.
Jak to więc jest? Nie chcemy poszerzania kompetencji instytucji UE, ale jednocześnie chcemy, aby Unia koordynowała zakupy gazu, narzucała wysokie podatki na rosyjskie surowce, a nawet zakazywała poszczególnym państwom zakupu tych surowców? Jeśli to nie jest poszerzeniem kompetencji, co jest? Może więc w grudniu premier się mylił, a teraz przejrzał na oczy? Niestety, zamiast przyznać się do błędu i uporządkować poglądy, Morawiecki zapewne zorganizuje kolejną konferencję prasową lub nagra kolejny filmik.
***
Przykłady można mnożyć, bo w tym modelu działania sprzeczność wypowiedzi premiera czy innych polityków rządu to nie błąd, lecz celowe działanie. Czy są za Orbanem czy przeciwko niemu?; czy popierają Marine Le Pen, bo ta chce rozsadzić Unię Europejską od środka, czy jednak się jej boją, bo sympatyzuje z Putinem?; czy chcą, aby Unia Europejska była bardziej zjednoczona w swoich reakcjach na zagrożenia zewnętrzne, czy wolą, aby była jedynie „strefą wolnego handlu”? Nie wiadomo.
Chodzi o to, by odbiorca zalewany masą informacji nie tylko poczuł się skołowany, ale także, aby z tego oceanu wzajemnie sprzecznych cytatów wybrał sobie te, które odpowiadają jego poglądom.
Jesteś za tym, aby Unia wprowadziła wysokie podatki na rosyjską ropę? Proszę, oto wypowiedź premiera, który się z Tobą zgadza. Nie chcesz? Oto zgodna z Twoimi poglądami wypowiedź wicepremiera ds. bezpieczeństwa. Uważasz, że instytucje unijne powinny pomóc Polsce finansowo w przyjęciu milionów ukraińskich uchodźców? Proszę, premier także o to apeluje. Nie chcesz? Nie ma problemu, wicepremier twierdzi, że „nie będziemy chodzić po prośbie”. Uważasz, że wielkie światowe korporacje powinny płacić wyższe podatki? Oto lista wypowiedzi premiera, w których domaga się tego samego. Nie chcesz? Zwróć uwagę, że Polska pod rządami PiS właśnie zawetowała wprowadzenie tego podatku. I tak dalej, i tak dalej.
Czy to działa? Najwyraźniej. Wciąż nie brakuje „liderów opinii” przekonujących, że PiS może i łamie konstytucję, może marginalizuje nasze znaczenie w Unii, może popełnia błędy, ale przynajmniej ma spójny program…