Felieton nr 149
Jest taki stary dowcip o człowieku, który modlił się gorąco do Boga o wygraną na loterii. Błagał codziennie i głośno zawodził, że jego prośby są ignorowane. Wreszcie poirytowany Stwórca odpowiedział – „Chłopie, Ty daj mi szansę, Ty chociaż kup los!”. Polski rząd w ten sam sposób podchodzi do pieniędzy z Unii Europejskiej. Rozdziera szaty, że ich nie dostaje, ale nie robi nic, by to zmienić.
Mateusz Morawiecki przy niemal każdej okazji narzeka, że Unia nie wspiera polskich władz w trudach opieki nad setkami tysięcy uchodźców z Ukrainy i że rząd w Warszawie cały ciężar tej operacji wziął na siebie.
„Byłem we Lwowie, widziałem żołnierzy z urwanymi ramionami czy nogami. Będą leczeni w Polsce, bo my opiekujemy się też rannymi. Na to potrzebujemy jednak pieniędzy, tak jak na 2,5 mln uchodźców, przed którymi w Polsce otworzyliśmy nasze drzwi i serca. W 93 proc. to kobiety i dzieci. Unia nam nie zapłaciła za to do tej pory ani centa”, mówił Morawiecki w rozmowie z niemieckim tabloidem „Bild”.
Jak zwykle w przypadku obecnego premiera, w jego wypowiedziach więcej jest półprawd i nieprawd niż treści zgodnej z faktami.
Zacznijmy od tego, że to nie rząd, ale przede wszystkim organizacje pozarządowe, władze lokalne i zwykli Polacy wzięli na swoje barki trud pomocy uchodźcom w pierwszych tygodniach wojny. Mitomania Morawieckiego tego nie zmieni.
Ponadto, pod koniec marca w wywiadzie dla dziennika „Polska Times” Jarosław Kaczyński wyraźnie powiedział, że Polska nie potrzebuje żadnego wsparcia w pomaganiu uchodźcom. „My nie odmawiamy, jak nam ktoś chce pomóc, ale mamy zasadę, nie chodzimy po prośbie”, mówił Kaczyński. „Oczywiście uważamy, że należy nam się jakaś pomoc, ale po prośbie nie chodzimy. Jesteśmy państwem w zupełnie dobrej kondycji, przeszło trzy razy bogatszym niż na początku lat 90 i przeszło trzy razy bogatszym niż Ukraina, licząc na głowę mieszkańca”.
Jak rozumiem, Morawiecki się z Kaczyńskim nie zgadza i uważa, że Polska pomocy potrzebuje. Wypadałoby jednak wyjaśnić obywatelom dlaczego premier ma inne zdanie niż wicepremier ds. bezpieczeństwa i prezes partii. Czyżby Kaczyński nie zdawał sobie sprawy ze skali wyzwania lub nie miał pojęcia, jakie koszty musi ponieść państwo w związku z tym kryzysem? Nie najlepiej to o wicepremierze świadczy.
Skoro jednak Morawiecki doszedł do wniosku, że potrzebuje dodatkowych środków z Unii, to należy się zastanowić skąd je wziąć. Budżet unijny nie bierze się z niczego. Składają się na niego wszystkie państwa członkowskie i jak każdy budżet, tak i ten podzielony jest na różne obszary. Jeśli polski rząd chciałby zwiększenia budżetu, to trzeba przekonać inne kraje do zwiększenia składek, albo dać Komisji Europejskiej możliwości samodzielnego pozyskiwania środków, na przykład w postaci nowych podatków, co także wymagałoby zgody innych państw członkowskich.
Nic mi nie wiadomo, aby rząd w Warszawie wykazał się w tej sprawie jakąś inicjatywą poza listem, który Morawiecki napisał w połowie kwietnia do przewodniczącej Komisji Europejskiej, Ursuli von der Leyen. Nie widziałem tego listu i nie jest dostępny publicznie, ale „Rzeczpospolita” informowała, że Morawiecki koszty utrzymania uchodźców szacował na 11 miliardów euro, a pieniądze chciał pozyskać z konfiskaty majątków rosyjskich oligarchów. To nic więcej jak sztuczka PR-owa, bo premier doskonale wie, że to poszczególne kraje zajmują ten majątek. I nie konfiskują go, lecz zamrażają. Von der Leyen nie może wystawić, dajmy na to, jachtu zajętego w Hiszpanii na Allegro, a uzyskanych pieniędzy przekazać Polsce. Zakładam, że nawet Morawiecki zdaje sobie z tego sprawę. Ale nadal gra w swoją grę.
Tymczasem UE nie tylko może, ale i chce pomóc Polsce. Instytucje unijne proponują wykorzystanie pieniędzy już przydzielonych naszemu krajowi. Pierwszym źródłem są środki z budżetu na lata 2014-2020, w ramach którego Polska otrzymała 80 miliardów euro. Z informacji rządu wynika, że nie wykorzystaliśmy 130 milionów euro z tej sumy. To ponad pół miliarda złotych, o które można wystąpić. Wszystko wskazuje na to, że polskie władze jeszcze tego nie zrobiły.
Drugim źródłem wsparcia mogą być środki z funduszu React-EU przeznaczone na walkę ze skutkami pandemii i do wydania w latach 2020-2022. W ramach tego funduszu Polska otrzymała 1,6 miliarda euro, czyli około 7,5 miliarda złotych. Jak informował portal OKO.press „nowe przepisy pozwalają krajom, które przyjęły uchodźców w liczbie przekraczającej 1 proc. populacji, na uzyskanie 45 proc. zaliczki tych funduszy. Pieniądze te mogą być przesuwane na uchodźców i dotyczyć wszystkich kwestii — od ochrony zdrowia, mieszkalnictwa, pomocy społecznej do odzieży i żywności”.
Jan Olbrycht, europoseł Koalicji Obywatelskiej i wybitny specjalista od unijnych finansów szacuje, że tylko z tych dwóch źródeł Polska mogłaby uzyskać 1,5 miliarda euro. Niestety, wciąż nie wiadomo, jaką część z tych pieniędzy rząd chce przeznaczyć na pomoc uchodźcom. A nie są to jedyne fundusze, o które można się ubiegać.
Polska mogłaby też skorzystać z innych form pomocy. Przypomnijmy, że kraje Unii Europejskiej zgodziły się otworzyć swoje granice dla uchodźców z Ukrainy i zapewnić im prawo do pracy, opieki zdrowotnej, edukacji i innych usług publicznych. W samych Niemczech pod koniec kwietnia było już 390 tys. uchodźców z Ukrainy. Polska mogłaby poprosić o relokację części obywateli ukraińskich przebywających w naszym kraju do innych państw, ale Kaczyński nie chce się na to zgodzić. Dlaczego? Prawdopodobnie chodzi o to, by – kiedy z podobną prośbą zwróci się Grecja czy Włochy – Polska mogła odmówić pomocy.
Poza tym Morawieckiemu i spółce wygodniej jest przedstawiać się w roli biednej ofiary, której rzekomo nikt nie chce pomóc. Tym bardziej, że jednocześnie politycy obozu władzy próbują zaszantażować instytucje europejskie do uruchomienia pieniędzy nie na utrzymanie uchodźców, lecz w ramach Krajowego Planu Odbudowy. Przypomnijmy – to dziesiątki miliardów euro zamrożone przez UE ze względu na prowadzony przez Zjednoczoną Prawicę zamach na niezależność sądów.
Dziś Morawiecki próbuje wmówić UE, że pomoc, jakiej Polacy – nie rząd, ale przede wszystkim zwykli ludzie – udzielili uchodźcom, powinna dać Kaczyńskiemu wolną rękę w pacyfikacji sądów. Wyjaśniam więc Panu Premierowi, że jedno z drugim nie ma nic wspólnego. Przyzwoitość obywateli nie może usprawiedliwiać podłości rządzących.
Polska potrzebuje zarówno pieniędzy na pomoc uchodźcom oraz odbudowę gospodarki, jak niezależnych sądów. Paradoks polega na tym, że wszystkie te potrzeby można by spełnić, gdyby tylko rząd robił, co do niego należy. Niestety, PiS woli poświęcić dobrobyt kraju w imię walki o kontrolę nad sądami.
Przyszłość polskiej gospodarki, a co za tym idzie los nie tylko uchodźców, ale i Polaków, stały się zakładnikiem obsesji Kaczyńskiego i Ziobry.