Felieton 54
Szanowni Państwo!
PiS coraz głośniej i coraz wyraźniej zaczyna grozić ludziom protestującym na ulicach w obronie swoich praw.
Kaczyński, niby wielki znawca i miłośnik historii, najwyraźniej nie doczytał, że zastraszanie i użycie siły wobec demonstrantów to często przejaw słabości władzy, a nie pewności siebie. Może przynieść doraźne skutki, ale na dłuższą metę wzmacnia opór i solidarność protestujących.
***
Mechanizm działania jest prosty. Kaczyński, nakazując wydanie wyroku tak zwanemu Trybunałowi Konstytucyjnemu, wywołał potężny kryzys społeczny i to w samym środku potężnego kryzysu zdrowotnego, do którego jego rząd nie umiał się przygotować. Zamiast jednak przyznać się do winy i zrobić krok wstecz, postanowił przerzucić odpowiedzialność za nieudolność władzy na protestujących.
PiS-owskie media od kilku dni trąbią o tym, jak wielkie zagrożenie epidemiczne stwarzają protesty. Kaczyński najwyraźniej uznał, że nie uda mu się obwinić za kolejne zachorowania lekarzy i ratowników, więc obwinia ludzi walczących o prawa, które wcześniej im odebrał. A jednocześnie straszy.
Jego krótkie „orędzie” opublikowane w mediach społecznościowych było jednocześnie i śmieszne, i straszne. Z jednej strony widzieliśmy usadzonego przy zbyt wysokim biurku starszego, oderwanego od rzeczywistości pana, który od lat żyje w komfortowej bańce otoczony ochroniarzami i klakierami. Z drugiej strony, to jednocześnie zwierzchnik szef rządu, mający pod butem ministra obrony i spraw wewnętrznych, który grozi użyciem siły przeciwko demonstrantom i wzywa do samosądów.
„Ten atak ma zniszczyć Polskę. Doprowadzić do tryumfu sił, których władza zakończy historię narodu polskiego”, straszył Kaczyński, w czasie kiedy po ulicach maszerowało nawet kilkaset tysięcy Polek i Polaków właśnie. To znana śpiewka. Dla Kaczyńskiego każdy, kto nie kłania mu się w pas, jest nie tylko złym człowiekiem i otumanionym radykałem. Jest także złym Polakiem.
Dalej było już tylko gorzej. „Trzeba się przeciwstawić. To obowiązek państwa, ale i nasz, obywateli. W szczególności musimy bronić kościołów. Za wszelką cenę. Wzywam członków PiS i tych, którzy nas wspierają”, mówił wicepremier polskiego rządu.
I ta wypowiedź jest jednocześnie i komiczna, i groźna. Komiczna, bo oto zwierzchnik państwa przyznaje, że nie jest w stanie zapewnić spokojnego przebiegu pokojowych protestów i prosi o pomoc swoich, nierzadko przecież zaawansowanych wiekowo, zwolenników. Groźna, bo kiedy Kaczyński mówi, że rzekomo atakowanych kościołów chce bronić „za wszelką cenę”, to co ma na myśli? Czy użyje aparatu państwa do zastraszania lub aresztowania protestujących?
***
„Boję się, że ta sytuacja zostanie wykorzystana do tego, by w poważny sposób ograniczyć nasze prawa i wolności obywatelskie”, mówił w jednym z wywiadów Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar. I ostrzegał, że trwające protesty – wraz z rozwijającą się pandemią – mogą skłonić władze do wprowadzenia stanu wyjątkowego.
Tu ważne rozróżnienie – stan wyjątkowy różni się od stanu klęski żywiołowej, którego wprowadzenia domagała się jeszcze wiosną opozycja, ponieważ umożliwiał, zgodne z konstytucją, odłożenie w czasie wyborów prezydenckich, a także dawał solidniejsze podstawy prawne dla wprowadzanych przez rząd zakazów i nakazów.
Stan wyjątkowy przyznaje władzy nieporównanie większe uprawnienia. O jego wprowadzeniu decyduje prezydent. Trwa 90 dni, a za zgodą Sejmu można go przedłużyć na kolejnych 60. Jego wprowadzenie mogłoby mieć potężny wpływ na nasze wolności i prawa. Daje on bowiem władzy możliwość zawieszenia prawa do zgromadzeń i strajków. Pozwala także zakazać – pod groźbą grzywny lub zatrzymania – działalności partii lub organizacji społecznych, które zdaniem rządu zagrażają porządkowi społecznemu. A gdy nie posłuchają, umożliwia użycie przeciwko protestującym nie tylko policji, ale i wojska. A w wyjątkowych sytuacjach użycie broni palnej, jeśli inne środki okażą się niewystarczające do zaprowadzenia porządku. Daje również władzy prawo stosowania cenzury prewencyjnej mediów, czyli zakazu publikacji wybranych informacji, a także blokowania komunikacji internetowej lub telefonicznej.
Nie wiemy jeszcze, czy Kaczyński zdecyduje się na taki krok, ale sygnałów o jego coraz luźniejszym kontakcie z rzeczywistością nie brakuje. Ostatnio „Gazeta Wyborcza” informowała, a inne media te doniesienia potwierdzały, że wicepremier chciał wymienić ministra zdrowia Adama Niedzielskiego – powołanego na stanowisko nieco ponad dwa miesiące temu – na generała Grzegorza Gierelaka, dyrektora Wojskowego Instytut Medycznego. Dlaczego? Zdaniem Kaczyńskiego lekarz ze stopniem generalskim miałby… większe poważanie opinii publicznej. Jak na razie pomysł upadł.
***
Jednocześnie straszą nas poplecznicy Kaczyńskiego. Bogdan Święczkowski, Prokurator Krajowy, rozesłał do szefów prokuratur regionalnych instrukcję, nakazującą twarde rozprawienie się z organizatorami protestów, a nawet osobami wyrażającymi dla tych protestów wsparcie. Podstawą prawną ma być między innymi „sprowadzenie niebezpieczeństwa dla życia i zdrowia wielu osób” w związku z panującą pandemią. Kara? W najgorszym wypadku nawet do 8 lat więzienia.
Straszy także Przemysław Czarnek, nowy nominat PiS na stanowisku ministra edukacji i nauki, który grozi obcięciem funduszy uczelniom popierającym protest oraz zezwalającym pracownikom i studentom na udział w „spacerach”.
„Proszę nie zapominać, że ja mam również – jako minister edukacji i nauki – kompetencje do rozdzielania środków inwestycyjnych dla uczelni, środków na badania, na granty. Takie wnioski leżą u nas w ministerstwie i nie mam najmniejszej wątpliwości, że będziemy musieli brać pod uwagę również to, co się dzieje na poszczególnych uczelniach”, mówił Czarnek w TVP Info.
O tym, kto zmusił ludzi do wyjścia na ulice już Czarnek nie wspomniał. Podobnie jak Podlaska Kurator Oświaty, niejaka pani Beata Pietruszka, która w oficjalnym piśmie apeluje do nauczycieli o „łagodzenie niepokojów wśród uczniów” i podkreśla, że postępując inaczej łamią zapisy Karty Nauczyciela. Małopolska Kurator Oświaty z kolei w swoim liście zarzuca protestującym „używanie symboliki rodem z totalitaryzmu niemieckiego” i twierdzi, że udział młodych ludzi w protestach to wynik „oszukania fałszywym przekazem aktywistów niszczących ideologii”.
Wszystkie te orędzia, listy, odezwy łączy jedno – demonizują i dehumanizują protestujących, odbierają im prawo do patriotyzmu, a nawet do polskości w ogóle. I grożą. To typowe narzędzia ze skrzynki narzędziowej populisty, który marzy o niczym nieograniczonej władzy.
Kaczyński – rzekomo wielki znawca i miłośnik historii – nie rozumie jednak, że siła i groźby już nie raz w przeszłości przynosiły skutek odwrotny od zamierzonego. Zamiast zniechęcić protestujących, tylko dodają im odwagi i wzmacniają solidarność z zastraszanymi.
Tymczasem docierają do mnie pogłoski, że reżim PiS planował aresztować przywódczynie Strajku Kobiet. Nie można wykluczyć, że Kaczyński naprawdę zgłupiał do reszty i chce eskalacji konfliktu. Szczerze odradzam.