CZCIONKA
KONTRAST

Kolejny blef Morawieckiego

Share this...
Share on Facebook
Facebook
Tweet about this on Twitter
Twitter

Felieton nr 5

Szanowni Państwo!

 

„Dziś bardziej niż kiedykolwiek potrzebujemy Europy Solidarności ”, napisał Mateusz Morawiecki w – uwaga! – niemieckim dzienniku „Frankfurter Allgemeine Zeitung”. „Funkcjonowanie UE musi napędzać ambicja solidarnej współpracy gospodarczej”, dodawał.

 

Ale tekst Morawieckiego to zwykły blef. Premier nie jest wiarygodny, kiedy zabiera głos w sprawach unijnych. Nie tylko zresztą unijnych. I nie chodzi wyłącznie o to, że należy do ekipy politycznej, dla której Unia to „wyimaginowana wspólnota”, która unijną flagę wyprowadzała z ministerialnych gabinetów lub nazywała „szmatą”.

 

Nie chodzi nawet o to, że Morawiecki stoi na czele rządu, który od lat niszczy polskie sądownictwo i dramatycznie obniża notowania Polski w Unii. „Pozycja Polski jest dziś niewiele lepsza niż Węgier”, mówił mi w niedawnej rozmowie były premier i były minister spraw zagranicznych Szwecji, Carl Bildt.

 

Przecież epidemia mogła przynieść premierowi objawienie. Być może wreszcie zrozumiał, że Unia nie jest dla Polski problemem, lecz narzędziem do rozwiązywania problemów?

 

***

 

Ale nawet, gdyby kryzys skłonił Morawieckiego do zmiany poglądów, nie ma to większego znaczenia. Premier jest bowiem wyłącznie pośrednikiem, paskiem transmisyjnym realizującym wolę Jarosława Kaczyńskiego.

 

A ten wyraził się jasno. W niedawnym wywiadzie dla „Gazety Polskiej” twierdził, że obecny kryzys pokazał słabość Unii i siłę państw narodowych. Dlatego – jego zdaniem – Unia ma być organizacją silnych państw narodowych, które oddają jej tylko niewielkie uprawnienia. I to dotyczące wyłącznie „relacji gospodarczych”.

 

W rzeczywistości – wbrew temu, co myśli Kaczyński i jego poplecznicy – Unia to nie żadni „oni”. To my. To przecież Mateusz Morawiecki reprezentuje Polskę na Radzie Europejskiej. To PiS ma w nowej komisji swojego komisarza ds. rolnictwa, Janusza Wojciechowskiego. W Parlamencie Europejskim PiS ma 28 posłów – najwięcej z naszego kraju. Krótko mówiąc, PiS współrządzi Unią Europejską.

 

Ale mimo to, Kaczyński chce, żeby Unia była, co najwyżej, strefą wolnego handlu. Pisałem już, że strefy wolnego handlu nie zajmują się ratowaniem swoich członków w czasie pandemii. A zatem żądania Kaczyńskiego, by Unia robiła więcej, a jednocześnie poluzowała relacje między państwami członkowskim, są wzajemnie sprzeczne.

 

Co więcej, Morawiecki w swoim artykule twierdzi, że Unia powinna mieć większy budżet, a także sama pozyskać nowe dochody.

 

Spieszę z wyjaśnieniem, że unijny budżet bierze się ze składek państw członkowskich. Czy Polska jest gotowa zwiększyć swoją składkę? Będziemy mieli okazję się o tym przekonać, bo na ostatnim posiedzeniu Rada Europejska – gdzie Polskę reprezentował Morawiecki – jednomyślnie zaakceptowała pomysł zwiększenia unijnego budżetu.

 

O ile? Jeszcze nie wiadomo, ale w kuluarach Komisji Europejskiej – która zajmie się przygotowaniem konkretnej propozycji – mówi się o bilionach euro.

 

***

 

Idźmy dalej. Morawiecki chce też, aby Unia zwiększyła dochody własne. Jak? Proponuje wprowadzenie nowych podatków, między innymi: podatek od transakcji finansowych (FTT), podatek cyfrowy, podatek od śladu węglowego na towary spoza Unii oraz opłatę za wejście na wspólny unijny rynek.

 

Przypomnę tylko, że Morawiecki już raz chciał wprowadzić w Polsce podatek cyfrowy, obejmujący największe firmy technologiczne takie jak Apple, Facebook, Google czy Amazon. Wystarczyła krótka wizyta amerykańskiego wiceprezydenta i polski rząd natychmiast te plany porzucił.

 

Ale nawet gdyby Morawiecki zdobył się na odwagę i podatek na poziomie europejskim zostałby wprowadzony, to pieniądze będą rozdzielane przez Unię. Tę samą, którą Jarosław Kaczyński chce ograniczać!

 

***

 

Na tym nie kończą się wewnętrzne sprzeczności polityki PiS. Jest oczywiste, że jeśli Unia ma zwiększyć swój budżet, to musi mieć narzędzia kontroli sposobu, w jaki nowe pieniądze są wydawane. Kaczyński tego nie chce. Ale trudno sobie wyobrazić, żeby inne państwa dołożyły do wspólnego budżetu miliardy euro i zgodziły się, żeby te pieniądze były potem wydawane na niszczenie polskich sądów, umacnianie władzy PiS czy antyunijną propagandę.

 

Dlatego też na unijnych forach coraz częściej mówi się, że przyznanie nowych środków musi być powiązane z poszanowaniem reguł demokracji i rządów prawa. Taką rezolucję uchwalił ostatnio Parlament Europejski.

 

To samo powtarza unijna komisarz ds. wartości i transparentności Věra Jourová.

 

To samo napisano w dokumencie zatytułowanym „Plan odbudowy” opracowanym przez przewodniczącego Rady Europejskiej Charlesa Michela i przewodniczącą Komisji Europejskiej Ursulę von der Leyen przed ostatnim szczytem Rady Europejskiej. Czytamy w nim, że „szacunek do rządów prawa i godności ludzkiej to najlepsza droga do szybkiej i solidarnej odbudowy naszych społeczeństw”. Dalej czytamy, że ów szacunek do rządów prawa nie podlega „żadnym negocjacjom”.

 

Wierzą państwo, że Kaczyński nagle zacznie respektować rządy prawa?

 

Oczywiście, ktoś może twierdzić, że Morawiecki jest inny, że to polityk bardziej umiarkowany, technokrata, że rozumie Unię lepiej, itd. Nie wierzę w to. I Państwo też nie powinni.

 

Proszę mi wskazać jedną sprawę, w której Morawiecki publicznie nie zgodził się z Kaczyńskim, zagłosował inaczej niż kazał prezes lub skłonił go do zmiany zdania…

 

Ano właśnie. Dlatego deklaracje o tym, że polski premier chce silniejszej Unii są warte tyle, co papier, na jakim je zapisano.

Share this...
Share on Facebook
Facebook
Tweet about this on Twitter
Twitter