Felieton nr 105
Szanowni Państwo!
Jaki jest stosunek Polaków do Unii Europejskiej? Czy rządy PiS już sprawiły, że z narodu euroentuzjastów staliśmy się eurosceptykami?
Jakiś czas temu przez wiele naszych mediów przetoczyła się alarmująca informacja o spadku zaufania Polaków do Unii Europejskiej. „Polska od lat należała do państw najbardziej entuzjastycznie nastawionych do zjednoczonej Europy. Teraz to się zmieniło”, pisał „Fakt”.
„Najnowsze wydanie Eurobarometru pokazuje, że tylko 50 procent z nas «ufa» Unii, 38 procent nie darzy jej takim uczuciem, a 12 procent nie ma zdania. To ledwie trochę lepiej niż unijna średnia, ale już bardzo daleko za entuzjastyczną Portugalią (78 procent zaufania do UE), Irlandią (74 procent) czy Litwą (70 procent)”, alarmowała „Rzeczpospolita”.
„Tylko od zeszłego roku wskaźnik zaufania do Unii spadł w naszym kraju o 6 punktów procentowych, najwięcej z całej wspólnoty” ostrzegały „Fakty” TVN. Słusznie? Stosunek Polaków do UE jest znacznie bardziej złożony niż wyniki tego sondażu.
Z jednej strony, wyraźny spadek zaufania w stosunku do lata 2020 roku może budzić niepokój. Z drugiej, to wciąż wynik nieco wyższy niż unijna średnia i, jak zwracała uwagę „Polityka”, o jeden punkt procentowy wyższy, niż ten, jaki zanotowaliśmy zimą ubiegłego roku, kiedy zaufanie do UE zadeklarowało 49 procent ankietowanych. W tym samym tekście przypomina się też, że według badań CBOS od wielu lat mniej więcej 8 na 10 Polaków uważa członkostwo w UE za coś dobrego. A kiedy w listopadzie „Fakty” TVN zleciły sondaż, w którym zapytano, czy Polska powinna pozostać w UE czy z niej wyjść, za pozostaniem było aż 87 procent ankietowanych (przeciwnego zdania jedynie 8 procent). Z kolei w rankingu zaufania do rozmaitych instytucji Unia znalazła się na trzecim miejscu – za wojskiem i NATO, a wyraźnie przed, między innymi, policją, Trybunałem Konstytucyjnym Julii Przyłębskiej czy Kościołem katolickim. O ile zaufanie do UE zadeklarowało 55,4 procent ankietowanych, a nieufność 25,7 procent, to w przypadku Kościoła było to odpowiednio 40 i 42 procent.
Kiedy w czerwcu minionego roku ośrodek badawczy European Council on Foreign Relations zapytał obywateli dziewięciu państw UE o to, jak pandemia zmieniła ich stosunek do Unii, średnio 63 procent odpowiedziało, że „pokazała większą potrzebę współpracy na poziomie europejskim”. Tylko 18 procent było zdania, że „integracja europejska posunęła się zbyt daleko”. I znów Polska znalazła się w tym zestawieniu powyżej średniej, bo niemal 7 na 10 ankietowanych Polaków uważało, że jako Europejczycy musimy współpracować bliżej.
To wszystko nie oznacza jednak, że my, zwolennicy obecności silnej Polski w silnej wspólnocie europejskiej, możemy spać spokojnie. Ale z naszej perspektywy równie ważne jak pytanie, czy Polacy chcą być w UE, jest pytanie, jaka ta Unia ma być, aby najlepiej odpowiadać na współczesne potrzeby.
Temu zadaniu ma służyć „Konferencja w sprawie przyszłości Europy”. To seria debat pomiędzy instytucjami europejskimi i obywatelami, w których mają zostać przedstawione konkretne plany reform UE. I nie chodzi o ogólne deklaracje, ale bardzo jasne postulaty. Czy powinna powstać jednostka wojskowa dowodzona przez UE? Czy Unia powinna stworzyć wspólną agencję badawczą, żeby lepiej konkurować w dziedzinie najnowszych technologii z Chinami i USA? Czy podatek dla globalnych korporacji, które dziś skutecznie opodatkowania unikają, powinien płynąć do państw czy bezpośrednio do budżetu Unii? I czy wpływy z tego podatku przeznaczyć właśnie na rozwój nowych technologii? Czy decyzje w polityce zagranicznej powinniśmy podejmować tak jak obecnie, czyli jednomyślnie, czy większością głosów, żeby działać szybciej i skuteczniej? Czy Frontex, tj. agencja strzegąca granic UE, powinna mieć większe uprawnienia? Odpowiedzi na te pytania będą miały wpływ na nasze codzienne życie.
Podzielam zdanie większości ankietowanych we wspomnianym wyżej sondażu ECFR. Uważam, że pandemia pokazała nam konieczność bliższej integracji i lepszej współpracy na poziomie europejskim. Nie tylko pandemia zresztą. Także kryzys migracyjny, prezydentura Donalda Trumpa, agresywna polityka Rosji wobec naszych wschodnich sąsiadów, rosnące ambicje Chin oraz wiele innych czynników.
Ustanowienie przez Parlament Europejski i Radę Europejską unijnego Funduszu Odbudowy, z którego Polska może otrzymać nawet 200 miliardów złotych, to krok w dobrym kierunku. Ale krok niewystarczający. Europa musi nie tylko odbudować się po pandemii, ale przystosować do zmieniającego się świata. Wziąć większą odpowiedzialność na siebie i za siebie. Do tego nie wystarczą dodatkowe transfery gotówki. Konieczne są zmiany instytucjonalne.
Największa korzyść płynąca z naszej obecności w UE nie polega tylko na konsumowaniu unijnych dotacji. Te są bardzo ważne, ale jeszcze ważniejszy dla polskiej gospodarki jest dostęp do wspólnego unijnego rynku, a co za tym idzie do wspólnych, przewidywalnych regulacji prawnych. A także przynależność do międzynarodowej instytucji, która wzmacnia nasz głos w relacjach z innymi światowymi potęgami. Nawet wówczas, gdy za jakiś czas Polska zacznie więcej wpłacać do budżetu unijnego niż z niego otrzymuje, członkostwo w UE wciąż będzie polską racją stanu. Z prostego względu – razem jesteśmy silniejsi.
Należy o tym nieustannie przypominać. I jednocześnie zwracać uwagę na to, co o Unii mówi propagandowe ramię PiS, czyli partyjne media. Telewizja Jacka Kurskiego – dla niepoznaki wciąż zwana publiczną – regularnie przekonuje widzów, że Unią niepodzielnie rządzą Niemcy. A kiedy zdarza się coś, co do tezy nie pasuje – na przykład Niemcy przegrywają sprawę przed Trybunałem Sprawiedliwości UE, albo Parlament Europejski nie chce ratyfikować porozumienia z Chinami, na którym zależało Angeli Merkel – partyjni dziennikarze zwyczajnie rzecz przemilczają. Tymczasem to właśnie taka retoryka – „Unia odbiera nam suwerenność i służy Niemcom” – powtarzana przez lata doprowadziła w końcu do brexitu.
Sama Unia musi się też jednak nieustannie zmieniać, aby jej obywatele, również w Polsce, mieli pewność, że reprezentuje ich interesy. Konferencja w sprawie przyszłości Europy to pierwszy krok do tej koniecznej zmiany.
Będę brał w niej aktywny udział jako reprezentant polskich partii należących do Europejskiej Partii Ludowej – największego ugrupowania w Parlamencie Europejskim. W EPL jesteśmy zdania, że Konferencja powinna przedstawić propozycje poważnych reform pogłębiających integrację. Bo tego wymagają dziś wyzwania, przed jakimi stoimy jako Europejczycy. I tego wymaga interes Polski.