Felieton 41
Szanowni Państwo!
Rzecznik Praw Dziecka opowiadający o środkach farmakologicznych rzekomo podawanych dzieciom na zmianę płci. Patryk Jaki ogłaszający przegraną rewolucji francuskiej. Jarosław Kaczyński, który chce się „kłaniać w pas” Tadeuszowi Rydzykowi i twierdzi, że poza Kościołem katolickim istnieje wyłącznie nihilizm.
Tego rodzaju wypowiedzi wywołują oburzenie (jak słowa rzecznika czy Kaczyńskiego) lub śmiech (jak dywagacje Patryka Jakiego), ale mało kto przykłada do nich szczególną wagę. To błąd, bo, po pierwsze, nie są one przypadkowe, ale konsekwentnie powtarzane. Po drugie, wiele je łączy. I po trzecie, to nie tylko element bieżącej walki politycznej – o wygraną w wyborach, o zwiększenie wpływów Solidarnej Polski, o przychylność Rydzyka – ale budowy nowej wizji świata. Świata, w którym miejsce rozumu zajmuje bezkrytyczna wiara, w którym fakty nie mają znaczenia i w którym argumentem jest nie wiedza, ale władza.
***
Zacznijmy od komentarza Rzecznika Praw Dziecka, Mikołaja Pawlaka. Oto urzędnik państwowy w rozmowie telewizyjnej rzuca bardzo poważne, a jednocześnie całkowicie zmyślone oskarżenie – że edukatorzy seksualni gdzieś w Poznaniu „wychwytują zaniedbane dzieci” i bez wiedzy rodziców „dają im jakieś środki farmakologiczne, żeby zmieniać ich płeć”. Pytany o szczegóły – gdzie, kto, o jakie środki chodzi – nie potrafi udzielić żadnej odpowiedzi, ale nie ma to najmniejszego znaczenia. Rzecznik nie przeprasza, nie twierdzi, że się pomylił. Skłamał i nie ma zamiaru prostować swojej wypowiedzi. I nawet jeśli potem lekarze, terapeuci, nauczyciele czy dziennikarze będą zaprzeczali jego słowom, cel został osiągnięty – komunikat poszedł w świat i być może nie tylko przestraszy część rodziców, ale też podważy zaufanie do szkoły, zwłaszcza w tych miejscach, gdzie lokalne władze prowadzą inną politykę niż ta lansowana przez PiS.
Bardzo to przypomina metodę działania chociażby Donalda Trumpa, który na rozmaite teorie spiskowe powołuje się właściwie bez przerwy. Dosłownie przed kilkoma dniami ostrzegał w wywiadzie telewizyjnym, że za jego przeciwnikiem w wyborach prezydenckich, Joe Bidenem, stoją „tajemniczy ludzie”, „ludzie, o których nigdy nie słyszeliśmy”, ale którzy sprawią, że po wygranej Bidena w Stanach Zjednoczonych zapanuje chaos i bezprawie. Co to za ludzie? Jakie mają wpływy? Skąd prezydent o nich wie? Na te pytania już Trump nie odpowiada, bo przecież nie o ujawnienie realnego zagrożenia chodzi, ale o wzbudzenie strachu, o wywołanie wrażenia, że nigdzie nie jesteśmy bezpieczni, a w związku z tym musimy zaufać „silnej władzy”, bo tylko ona nas obroni.
Dokładnie to samo robi od lat na polskim podwórku Antoni Macierewicz. Ile to już razy ogłaszał różne „teorie zamachu”, ile razy zapowiadał ujawnienie szokującego raportu i „prawdy”, ile razy oskarżał politycznych przeciwników? Nic z tego się nie ziściło, ale Macierewicz swój cel osiągnął – podważył zaufanie do państwa, wywołał poczucie niepewności i przy pomocy mediów sprawił, że dziś wciąż 25 procent Polaków (i połowa elektoratu Andrzeja Dudy) wierzy – z naciskiem na „wierzy” – w zamach smoleński.
***
Idźmy dalej. Patryk Jaki na łamach „Do Rzeczy” ogłosił przegraną rewolucji francuskiej. „Rewolucja francuska to dobry przykład tego, do czego może doprowadzić sytuacja, gdy ludzie stawiają się w roli Boga. I choć mogę wydawać się zbytnim optymistą, to wierzę, że tak jak rewolucja francuska poniosła klęskę, tak również postmarksizm przegra”, tłumaczył Jaki.
Po publikacji wywiadu szybko pojawiły się prześmiewcze komentarze i trudno się dziwić, bo Jaki nie potrafi swojej diagnozy uzasadnić, co nie przeszkadza mu jej powtarzać. Już w lipcu na antenie Telewizji Trwam tłumaczył, że „pierwszym znaczącym przykładem uderzenia w fundamenty […] cywilizacji była rewolucja francuska. Próbowano wtedy stworzyć coś na wzór własnej religii, odkładając fundamenty moralności. Później były systemy totalitarne, których głównym wrogiem była etyka chrześcijańska. W końcu marksizm, który spowodował niewiarygodne szkody. […] Wtedy w centrum była walka klas, dziś – walka płci”.
Wszystko tu się ze wszystkim miesza. Jaki równie dobrze mógłby przekonywać, że na zlecenie liberałów dinozaury pożerały gladiatorów w rzymskim Koloseum, a zaborcami Polski dyrygował Winston Churchill. Trudno się więc dziwić szyderczym komentarzom.
Ale Jaki swoje opowieści powtarza (lub ktoś mu nakazuje powtarzać) z prostego powodu: rewolucja francuska jest symbolem triumfu oświecenia nad społeczeństwem tradycjonalistycznym, opartym na przywilejach wynikających z urodzenia i ze ścisłym powiązaniem Kościoła i państwa. To także triumf przekonania, że świat można poznać rozumowo i dzięki nauce zmieniać go na lepsze. Jasne, kolejne wieki pokazały, że produkty ludzkiego rozumu to tylko narzędzia, które mogą służyć ludzkości, a mogą zostać wykorzystane do jej niszczenia. Ale chociaż ufność w nieograniczony postęp nie jest już dziś tak naiwna jak kiedyś, to wciąż jesteśmy przekonani, że dzięki rozumowi i wiedzy nasze życie może być lepsze. Żeby poznać prognozę pogody sprawdzamy dane meteorologów, nie przepowiednie kapłanów. Kiedy czujemy się chorzy korzystamy z wiedzy lekarza, nie egzorcysty. A kiedy chcemy się z kimś skontaktować, korzystamy ze smartfona, a nie usług szamana.
Żadne z tych udogodnień nie byłoby dostępne, gdyby nie przekonanie o możliwości lepszego poznania świata rozumem i jego poprawy. Rewolucja francuska i prądy intelektualne, które do niej prowadziły, były wyrazem tego przekonania.
***
Kiedy więc Jaki i jemu podobni politycy kwestionują dziedzictwo oświecenia i przedstawiają jako zło wcielone, warto zapytać, jaką wizję świata mają do zaproponowania w zamian. To wyjaśnia nam jednoznacznie Kaczyński, kiedy twierdzi, że tylko Kościół katolicki jest w Polsce źródłem moralności, a kto nie przyjmuje moralności kościelnej, ten z definicji jest nihilistą, czyli – jak to przy innej okazji mówił prezes – człowiekiem „gorszego sortu”.
Mówiąc wprost, polska prawica chce nie tylko budować swoją władzę na bliskim sojuszu z radykalnym skrzydłem Kościoła. Chce państwo i to radykalne skrzydło stopić w jedno, aby dyskusję o faktach i argumentach zastąpić dyskusją o wierze.
W jej atakach na rozmaite grupy społeczne i zawodowe nie chodzi więc tylko o władzę czy upokorzenie tego czy innego środowiska – to jest walka szersza, z oświeceniowym światopoglądem, z przekonaniem, że rozumowo można poznać i poprawić świat, że wiedza jest wartością, że autorytety naukowe mają rację bytu, a fakty mają znaczenie. Zamiast tego proponuje nam się powrót do wiary i objawienia, a prawo stanowione przez nas i dla nas ma zastąpić prawo kościelne. Wszystko to pod hasłem odtworzenia jakiegoś „złotego wieku”, kiedy ludzie byli lepsi, a Polska było bardziej polska, co jest oczywiście całkowitą iluzją.
Być może panowie Jaki czy Pawlak (a także na przykład posłowie Janusz Kowalski czy Sebastian Kaleta) nie mają świadomości tego, co robią, i po prostu powtarzają tezy, które ktoś inny im podsuwa. Są jednak elementem zjawiska, które Kaczyński zapewne dobrze rozumie.
***
Ale szczególnie irytujące i niepokojące jest to, że media wciąż takich ludzi zapraszają do rozmowy i pozwalają popularyzować te „opinie” w imię tolerancji i pluralizmu. Przypominam więc, że nie każde zdanie jest opinią, a tym bardziej opinią, której należy się szacunek. Jeśli nasz pogląd dotyczy rzeczywistości, a nie tylko subiektywnych doświadczeń, to musi mieć oparcie w faktach. Kiedy ktoś twierdzi, że w szkołach podaje się dzieciom środki na zmianę płci, że szczepionki są groźne dla zdrowia, albo że ludzie niewierzący są niemoralni, to nie przedstawia „opinii”, ale tezę, którą można udowodnić. Jeśli tego nie potrafi, zwyczajnie kłamie.
Apeluję więc do mediów, aby nauczyły się odróżniać uzasadnione poglądy od fundamentalistycznych bzdur. Bo jeśli kariery rozmaitych populistów na świecie mogą nas czegoś nauczyć, to tego, że rozwijają się głównie dzięki tlenowi dostarczanemu przez media – społecznościowe, ale także te tradycyjne. Promowanie kłamstw pod płaszczykiem prezentowania różnych „opinii” nie przestaje być promowaniem kłamstw.
Lenin powiedział kiedyś, że kapitaliści sprzedadzą bolszewikom sznur, na którym ci ich powieszą. Odnoszę wrażenie, że media promujące poglądy fundamentalistów dają im taki sznur za darmo.