CZCIONKA
KONTRAST

Korupcja władzy

Share this...
Share on Facebook
Facebook
Tweet about this on Twitter
Twitter

Felieton nr 120

Szanowni Państwo!

Skala korupcji zżerająca państwo pod rządami PiS jest wielka. Tak wielka, że dwóch ministrów postanowiło zanurkować w szambie i pokazać ludziom pedofilskie i zoofilskie zdjęcia rzekomo należące do uchodźców, byle tylko odwrócić naszą uwagę. W pewnym sensie im się udało – widok Błaszczaka i Kamińskiego na tle zdjęcia człowieka gwałcącego klacz przejdzie do historii najpodlejszych i najbardziej żenujących momentów polskiej polityki. Ale podłość i nieudolność, z jaką władza PiS podchodzi do uchodźców – wywożąc kobiety i dzieci do lasu w środku nocy, a jednocześnie wpuszczając nieznaną liczbę mężczyzn, którzy potem odnajdują się na granicy z Niemcami – nie może przesłaniać tego, co ujawniło śledztwo dziennikarzy i ostatni raport Najwyższej Izby Kontroli.

Przypomnę, w cyklu artykułów „Partia i spółki” różne media informują o tym, jak najważniejsi politycy PiS „upychają” swoich protegowanych i członków ich rodzin w dziesiątkach spółek z udziałem Skarbu Państwa (SSP). Chociaż skala pajęczyn, jakie ze swoich „klientów” utkali Morawiecki, Sasin, Ziobro, Brudziński czy Błaszczak już teraz robi wrażenie, to autorzy zaznaczają, że ich praca nie daje pełnego obrazu zjawiska, bo dotyczy tylko najwyższych stanowisk w SSP i podległych im spółkach córkach. Jednocześnie dodają, że każdy nominowany w ten sposób prezes, dyrektor i kierownik ściąga do firmy swoich ludzi, tworząc własną siatkę powiązań.

Nie wiem, czy te informacje dotrą do wyborców PiS, a jeśli dotrą, czy wywołają jakąś refleksję. Ale powinny. I to z kilku powodów.

Po pierwsze, SSP to własność, przynajmniej częściowo, państwowa, a więc należąca do wszystkich obywateli. Pieniądze, które wypływają do partyjnych nominatów to zatem w pewnym sensie pieniądze nas wszystkich.

A mówimy o ogromnych sumach. Weźmy jako przykład byłą posłankę PiS i byłą pracowniczkę kancelarii Andrzeja Dudy, Małgorzatę Sadurską. Jest członkiem zarządu PZU SA, gdzie zgodnie z wyliczeniami dziennikarzy Onetu tylko w 2019 roku zarobiła ponad 1,5 miliona złotych, czyli ponad… 6 tys. złotych za każdy dzień pracy. Faktycznie, można powiedzieć, że płace w Polsce w PiS są już naprawdę europejskie. Ale tylko dla wybranych.

Po drugie, kiedy ogromne pensje trafiają do niekompetentnych ludzi to tracimy podwójnie – pierwszy raz, kiedy dostają wypłatę, a drugi raz, kiedy szkodzą firmie, tym samym obniżając jej dochody. A że personel dobierany z klucza partyjnego nie ma wymaganych kompetencji naprawdę nietrudno wykazać. Najbliższy mi przykład – bo dotyczący mojej rodzinnej Bydgoszczy – to spółka Nitro-Chem, gdzie w 2017 r. prezesem został niejaki Krzysztof Kozłowski, wcześniej współpracownik Tadeusza Cymańskiego i Bartosza Kownackiego z Solidarnej Polski.

Nitro-Chem jest producentem materiałów wybuchowych i amunicji. A kim jest pan Kozłowski? Z wykształcenia technologiem drewna i inżynierem budownictwa, zaś przed karierą w Nitro-Chem prowadził wspólnie z bratem firmę Akwarystyka Morska „Idolek”. Jak pisała po nominacji dla Kozłowskiego „Gazeta Wyborcza”, firma zajmowała się „świadczeniem usług z zakresu doradztwa, projektowania, zakładania, doboru obsady akwariów morskich i słodkowodnych”. Powołanie Kozłowskiego na fotel prezesa Nitro-Chem uzasadniono tym, że ma „wykształcenie inżynierskie, a także doświadczenie biznesowe, co stanowi kwalifikacje niezbędne do kierowania Spółką”.

Przypominam – mówimy o dużym przedsiębiorstwie, największym producencie trotylu we wszystkich państwach NATO. A przez kilka lat na jego czele stał technik drewna, były właściciel firmy akwarystycznej. Napisałem „stał”, bo od lipca z nieznanych mi przyczyn pan Kozłowski jest już „tylko” wiceprezesem zarządu.

Takich przypadków jest cała masa – od kierującego Orlenem Daniela Obajtka, po rozmaitych kierowników i dyrektorów. Na czele Poczty Polskiej stoi na przykład niejaki Tomasz Zdzikot – radca prawny w mediach opisywany jako „człowiek Mariusza Błaszczaka”. Wcześniej był m.in. podsekretarzem stanu w MSWiA i sekretarzem stanu w Ministerstwie Obrony, kiedy na czele tych resortów stał Błaszczak. Do Poczty Polskiej trafił właśnie z Ministerstwa Obrony. Pensja? Około 50 tys. złotych miesięcznie plus dodatki.

Po trzecie, wszystkie te posady to nie tylko środki do nagradzania „swoich” ludzi. Służą także do wyprowadzania pieniędzy na kampanie polityczne i partię. Mariusz Chłopik, współpracownik Mateusza Morawieckiego był do początku października „dyrektorem biura marketingu sportowego i gamingu” w banku PKO BP.

Ale czym Chłopik zajmował się naprawdę? W styczniu 2020 przez błąd po stronie Facebooka można było sprawdzić, kto prowadzi rozmaite strony w tym medium. Okazało się, że wpisy na profilu Morawieckiego zamieszcza właśnie dyrektor biura gamingu w PKO BP. Jego nazwisko pojawia się także w ujawnianych mailach wykradzionych ze skrzynki Michała Dworczyka. Według tych źródeł, na przykład w październiku 2020 r. Chłopik zajmował się doradzaniem Morawieckiemu „jak wyjść z pętli tematu LGBT”. Innymi słowy, państwowy bank płaci grube pieniądze człowiekowi, a ten doradza premierowi.  O tym, jak istotne było dla banku jego stanowisko najlepiej świadczy fakt, że – o czym w sierpniu informowały media – po odejściu Chłopika „kierowane przez niego biuro Ekstraklasy i gamingu zostanie zlikwidowane”. Proszę się jednak nie martwić. Mimo utraty posady Chłopik wciąż zasiada w radach nadzorczych spółek Lotos Terminale i Śląskiego Rynku Hurtowego Obroki.

Zatrudnieni w państwowych spółkach ludzie nie tylko pracują na rzecz swoich mocodawców, ale jeszcze odwdzięczają się, wpłacając duże sumy na ich kampanie wyborcze. Tomasz Fill, także bliski współpracownik Morawieckiego, zasiada m.in. w radzie nadzorczej Polskiej Grupy Lotniczej, a jego żona w radzie nadzorczej Grupy Azoty. Jak informuje „Gazeta Wyborcza” pan Fill na ostatnią kampanię wyborczą Morawieckiego wpłacił 36 tys. złotych. Niemało, chociaż inni nominaci z państwowych spółek wpłacali więcej – nawet 56 tys. złotych.

Dostrzegają już Państwo cały mechanizm? Jakiś człowiek lub jego rodzina trafia do państwowej spółki, zarabia ogromne pieniądze, część z nich oddaje na cele związane z polityczną działalnością swojego mocodawcy i jeszcze dla niego pracuje, np. prowadząc mu profil facebookowy. Innymi słowy, członkowie PiS zamiast opłacać kogoś z funduszy partyjnych lub oficjalnie z budżetów swoich ministerstw, finansują działalność partyjną z budżetów państwowych spółek.

A przecież to jedynie element całego procederu. Do tego należy doliczyć miliony złotych wydawane przez te spółki na „promocję” czyli różnego rodzaju partyjne gale i imprezy. Proszę zwrócić uwagę kto sponsoruje wszelkie nagrody przyznawane przez prawicowe media politykom PiS, kto sponsoruje te wszystkie nieudane filmy czy festiwale. Orlen, Totalizator Sportowy, PZU, PKO BP, Pekao SA itd.

Ale i to jeszcze nie wszystko, bo miliony złotych Zjednoczona Prawica zasysa też bezpośrednio z budżetu. Ostatni raport Najwyższej Izby Kontroli ujawnił, że z Funduszu Sprawiedliwości – który miał służyć wsparciem ofiarom przestępstw i za który odpowiada Zbigniew Ziobro – nieprawidłowo wydano 280 milionów złotych! Ponad ćwierć miliarda trafiło na cele, na które trafić nie powinno. Czasami te pieniądze pomagały w prowadzeniu kampanii wyborczej, jak wówczas, gdy Marcin Warchoł przekazał 1,2 miliona złotych dla 12 rzeszowskich jednostek Ochotniczej Straży Pożarnej. Warchoł był jednocześnie kandydatem na prezydenta Rzeszowa i wiceministrem sprawiedliwości. Czy to źle, że strażacy dostali pieniądze? Nie. Ale czy powinni je dostać z Funduszu Sprawiedliwości i czy powinien je wręczać kandydat na prezydenta miasta w czasie kampanii?

Mało? Jakaś fundacja o nazwie „Ex Bono” z Opola miała otrzymać z Funduszu 10 milionów złotych. Niby nic takiego, ale jak informuje NIK „podczas kontroli okazało się, że siedziba tej fundacji to prywatne mieszkanie w bloku, a osoby, które znajdowały się tam, nie miały pojęcia o istnieniu jakiejkolwiek fundacji”.

Proszę Państwa, w ten sposób na działania partii rządzących wyprowadzono setki milionów złotych budżetowych pieniędzy – Waszych pieniędzy.

Co z tym wszystkim zrobić? Mówiłem już o tym wielokrotnie i powtórzę – ogromną większość Spółek Skarbu Państwa należy sprywatyzować, a uzyskane w ten sposób środki przeznaczyć na specjalny fundusz, z którego moglibyśmy finansować na przykład reformę systemu ochrony zdrowia czy polskiej edukacji i nauki. Państwo naprawdę nie musi kontrolować takich firm, jak Śląski Rynek Hurtowy Obroki, a były właściciel Akwarystyki Morskiej „Idolek” nie powinien stać na czele największego producenta trotylu w NATO tylko dlatego, że kiedyś był asystentem posła.

Gdyby zarządzanie gospodarką przez dyrektorów mianowanych przez partię rządzącą było skuteczniejsze od rynku, to socjalizm by się udał. A PiS funduje nam socjalizm bis.

Share this...
Share on Facebook
Facebook
Tweet about this on Twitter
Twitter