W Polsce rządzonej przez PiS wszystko jest postawione na głowie – rzekomo „Zjednoczona” Prawica pogrąża się w wojnie domowej, rzekomo antykomunistyczny Kaczyński toleruje byłych współpracowników SB na szczytach partyjnej hierarchii, rzekomo propaństwowy rząd na każdym kroku ośmiesza państwowe instytucje i osłabia państwo.
Najgorsze jednak jest to, że tak wiele mediów i tzw. liderów opinii publicznej nie zwraca już na te sprzeczności uwagi. Hipokryzja i kłamstwa władzy stały się na tyle powszechne, że przestały oburzać. Przyjrzyjmy się więc mitom, jakie serwuje nam rządowa propaganda.
Mit 1: Zjednoczona Prawica jest „zjednoczona”
Zacznijmy od relacji w ramach ekipy rządzącej. W każdej koalicji zdarzają się różnice zdań, ale obecny rząd to chyba jedyny, w którym minister i jego poplecznicy zarzucają premierowi kłamstwa, działania na szkodę państwa, zdradę interesu narodowego i de facto zaprzedanie polskiej suwerenności. To wszystko oczywiście w kontekście negocjacji prowadzonych z Komisją Europejską na temat przyjęcia Krajowego Planu Odbudowy.
Zbigniew Ziobro od początku był przeciwny zwiększeniu zasobów własnych UE, czyli pozyskaniu środków, które mają sfinansować projekty w ramach Krajowego Planu Odbudowy. Posłowie Solidarnej Polski w maju 2021 roku zagłosowali wbrew własnemu rządowi, przeciw stosownej ustawie. „Plan uruchomienia Funduszu Odbudowy może w przyszłości zagrozić suwerenności Polski” napisano w oficjalnym oświadczeniu partii. O tym, że Fundusz jest „niebezpieczny dla polskiej suwerenności” i jest rozwiązaniem „szkodliwym dla Polski” mówił też sam Ziobro. A w czasie debaty marszałek i wicemarszałek Sejmu z PiS w ogóle nie dopuścili go do głosu. Mimo to po głosowaniu Ziobro został w rządzie, a premier nie wyciągnął wobec niego żadnych konsekwencji.
Nie wyciąga również teraz, chociaż minister sprawiedliwości nie zmienił zdania. A w dodatku zarzuca Morawieckiemu kłamstwo. Twierdzi, że szef rządu zgodził się na warunki Komisji Europejskiej w sprawie przyjęcia Krajowego Planu Odbudowy bez konsultacji z Radą Ministrów i Solidarną Polską. „Okazuje się, że nie jest, jak premier mówi. Inaczej brzmi dokument, który przyjął rząd, a inaczej jakaś wersja finalna, negocjowana przy zielonym stoliku w gabinetach brukselskich”, mówił kolega partyjny Ziobry, Michał Woś.
Niech to wybrzmi raz jeszcze – minister i lider partii koalicyjnej oskarża premiera, swojego przełożonego, o zdradę i kłamstwa, ale wciąż trwa w rządzie. I nikogo to nie dziwi. Mało tego, w mediach – nie tylko prorządowych – przeczytają Państwo, że to opozycja jest skłócona i podzielona, za to władza zjednoczona. Litości!
Mit 2: PiS spełnia obietnice
Ten mit wynika z pierwszego i mówi, że koalicja rządząca – mimo wszelkich sporów wewnętrznych – ma wielką moc. W rzeczywistości Kaczyńskiemu prośbami i groźbami udaje się raz na jakiś czas uciułać większość w Sejmie, ale ze sprawczością nie ma to nic wspólnego. Proszę mi pokazać jakikolwiek projekt poważnych reform, który udało się w ostatnim czasie przeforsować temu rządowi. Piątka dla zwierząt upadła, reforma szpitali została odłożona na okres powyborczy, reklamowany z pompą Polski Ład stał się zbiorem chaotycznych rozwiązań, w których nie orientują się nawet księgowi i które trzeba nieustannie łatać lub odkręcać, reforma edukacji została (na szczęście) zablokowana przez prezydenta.
Do tego dodajmy jeszcze „reformę” sądownictwa, która – chociaż była jednym z priorytetów tej ekipy – ciągnie się nieprzerwanie od lat, bo minister sprawiedliwości nie potrafi dojść do porozumienia z partnerem koalicyjnym. Krótko mówiąc – flagowe projekty tej władzy w ogóle nie trafiają pod obrady Sejmu, upadają lub muszą być nieustannie poprawiane.
Elementem mitu sprawczości jest przedstawianie obecnej elity rządzącej jako wielkich wizjonerów zmieniających kraj. Ale jakie z ich szumnych obietnic zostały wprowadzone w życie: polskie helikoptery dla wojska obiecane przez Macierewicza?; promy pasażerskie, lokomotywy, drony, polskie auto elektryczne?; 100 tys. mieszkań w ramach programu Mieszkanie Plus?; a może Centralny Port Komunikacyjny, przy którym do tej pory nawet nie rozpoczęto prac i którego sens budzi ogromne wątpliwości? Owszem, kończy się przekop Mierzei Wiślanej, którego koszty w trakcie budowy wzrosły ponad dwukrotnie, a eksperci ostrzegają, że inwestycja zwróci się za… kilkaset lat.
Po tych wszystkich fiaskach, obietnic Morawieckiego nikt poważny nie traktuje serio, ale to nie przeszkadza premierowi mamić ludzi dalej. Ostatnio zapowiedział budowę 1000 hal sportowych i to w ciągu dwóch lat, co oznacza, że do użytku trzeba by oddawać więcej niż jedną dziennie. Mało tego, dokładnie taką samą obietnicę Morawiecki złożył… pół roku temu, kiedy w styczniu bronił ministra sportu przed odwołaniem. Od tego czasu drastycznego skoku liczby budowanych hal sportowych nie odnotowaliśmy.
Mit 3 PiS buduje „silne państwo”
Klęski w realizacji kolejnych składanych obietnic nie tylko obciążają podatników, ale też ośmieszają państwo.
Ten rzekomo propaństwowy rząd niszczy państwo na wiele innych sposobów – na przykład wykorzystując fundusze budżetowe do realizacji partyjnych celów, ale także po prostu ignorując niezależne instytucje, jeśli te występują przeciwko interesom partii. Weźmy chociażby ostatnią decyzję sądu uznającą Kazimierza Kujdę za kłamcę lustracyjnego. Kujda, bliski współpracownik Kaczyńskiego i wieloletni prezes zarządu spółki Srebrna – tej samej, która chciała w Warszawie zbudować słynne „dwie wieże” – dobrowolnie współpracował ze Służbą Bezpieczeństwa. Prezes PiS, który przecież na każdym kroku podkreśla, że walczy z „postkomunizmem”, decyzji sądu po prostu nie przyjmuje do wiadomości.
„Miałem okazję zapoznać się z tymi materiałami. Mam tutaj inne zdanie. Orzecznictwo sądów polskich jest przeze mnie od wielu lat bardzo zdecydowanie i jednoznacznie krytykowane”, powiedział Kaczyński. A Kujda zamiast zniknąć z szeregów partii pracuje jako doradca Jacka Sasina w Ministerstwie Aktywów Państwowych, gdzie – jak twierdzą dziennikarze Onetu – zajmuje się obsadzaniem stanowisk w Spółkach Skarbu Państwa.
Zwracam uwagę, że Kaczyński swoimi wypowiedziami lekceważy nie tylko sąd, ale także Biuro Lustracyjne Instytutu Pamięci Narodowej, którego prokuratorzy prowadzili śledztwo w sprawie Kujdy. Biuro Lustracyjne IPN zostało utworzone na mocy ustawy z 2006 roku – w czasie pierwszych rządów Prawa i Sprawiedliwości! Nawet instytucji, które sami powołali, nie potrafią uszanować.
Stosunek Kaczyńskiego do państwa dobrze oddaje też proces jego odchodzenia ze stanowiska wicepremiera ds. bezpieczeństwa. Nawet nie udaje, że Morawiecki – którego formalnie był podwładnym – ma w rządzie cokolwiek do powiedzenia.
„Nie jestem już w rządzie; premier Mateusz Morawiecki oraz – z tego co wiem – prezydent Andrzej Duda przyjęli moją rezygnację; moim następcą w randze wicepremiera będzie szef MON Mariusz Błaszczak”, powiedział Polskiej Agencji Prasowej Kaczyński. W normalnej demokracji parlamentarnej takie decyzje ogłasza premier, prezydent je zatwierdza, a procedura odwołania i powołania nowych członków Rady Ministrów ma odpowiednią oprawę. Ale w normalnym kraju premier to jest zaszczytna funkcja zwykle powierzana liderowi koalicji rządzącej. Nie w Polsce PiS.
Tu Kaczyński po prostu oświadczył, że już w rządzie nie pracuje i nawet nie wie, czy jego rezygnacja została przyjęta. Po prostu przestał pojawiać się w Kancelarii Premiera. I znów, mało kogo to w ogóle dziwi.
A powinno. Jeśli chcemy, aby obywatele traktowali państwo poważnie, tego samego musimy wymagać od elity władzy. Kaczyński tymczasem państwo traktuje jak prywatny folwark, a premiera i ministrów jak chłopów pańszczyźnianych, którymi może dowolnie dysponować.
Z tego wszystkiego wypływa, moim zdaniem, jeden, zasadniczy wniosek: program, z którym opozycja idzie do wyborów, skrótowo nazywany „anty-PiS” to nie jest – wbrew temu, co lubią powtarzać rozmaici publicyści – program negatywny. To, jak powtarza Donald Tusk, pozytywna propozycja. To program odbudowywania zaufania do państwa i jego instytucji; to program poważnego traktowania obywateli przez polityków; to program przywrócenia właściwej hierarchii w strukturach władzy, tak aby to premier zarządzał ministrami, a nie na odwrót; to program budowy koalicji rządzącej, której członkowie nie oskarżają się nawzajem o kłamstwa i zdradę; to program, w którym wyroki sądów są szanowane.
W skrócie to program, który stawia życie polityczne i debatę publiczną w Polsce z powrotem z głowy na nogi. Jeśli ktoś taką propozycję nazywa „negatywną” to znaczy, że nie rozumie znaczenia słów, jakimi się posługuje. Albo zrozumieć nie chce.