CZCIONKA
KONTRAST

Milczący (p)rezydent

Share this...
Share on Facebook
Facebook
Tweet about this on Twitter
Twitter

Felieton nr 91

Szanowni Państwo!

„Od wygranych wyborów myśli przede wszystkim o tym, aby poszaleć na skuterze wodnym, zabrać Agatę na jakąś wizytę zagraniczną, zaprosić gości do rezydencji na Helu. I już pewnie planuje narty” – mówił dziennikarzom „Polityki” znajomy prezydenta w październiku minionego roku. Od tego czasu niewiele się zmieniło. Po co więc w ogóle zajmować się prezydentem? Już wyjaśniam.

Krytykować czy nawet obśmiewać Andrzeja Dudę jest łatwo, bo materiału dostarcza nieustannie. Głowa państwa specjalizuje się w milczeniu, ale kiedy już zabiera głos, to wypowiada się w sprawach nielicujących z powagą kryzysu, w jakim znalazł się kraj. Mówi po prostu głupio lub zgłasza postulaty całkowicie ignorowane przez nie tylko opozycję – co zrozumiałe, bo prezydent z opozycją dialogu nie szuka – ale także jego własny obóz.

Zacznijmy od milczenia. Przykładów ogłuszającej ciszy dobiegającej z Pałacu Prezydenckiego mamy aż nadto. Duda nie zabiera głosu chociażby w sprawie rozrywającego koalicję rządzącą konfliktu wokół Funduszu Odbudowy czyli miliardów złotych z Unii Europejskiej na odbudowę polskiej gospodarki po pandemii. Przypomnijmy: politycy Solidarnej Polski twierdzą, że Unia nastaje na naszą suwerenność i oskarżają rząd, do którego należą, o stworzenie zagrożenia dla niepodległości kraju, a zatem o zdradę! Trudno mi sobie wyobrazić poważniejszy spór w rządzie. A ten postępujący konflikt to przecież tylko jedna z pochodnych kryzysu pandemicznego, który – co przyznał Mateusz Morawiecki – jest na tyle poważny, że grozi całkowitym załamaniem systemu ochrony zdrowia.

Tymczasem ostatnia Rada Gabinetowa, czyli posiedzenie rządu pod przewodnictwem prezydenta odbyła się na początku września, mimo że od tego czasu mieliśmy drugą, a dziś mierzymy się z trzecią falą pandemii. Owszem, Duda spotyka się z ministrami, ale niewiele z tych spotkań wynika poza uspokajającymi komunikatami, które żadnego uspokojenia nie przynoszą.

Jeszcze we wrześniu prezydent mówił w „Gościu Wiadomości”, że według informacji, jakie rzekomo dostał od ekspertów, do 15 października fala nowych zachorowań miała się wypłaszczyć. Przewidywania okazały się błędne, ale 15 października notowano ponad 8 tysięcy nowych zakażeń, teraz z kolei jest ich blisko 30 tysięcy. Co ma do powiedzenia prezydent? Właściwie to samo. „Bardzo liczę na to, że przeżyjemy teraz ten szczyt pandemii koronawirusa, który – liczę na to – mamy w tej chwili, i już niedługo pandemia zacznie przygasać”, powiedział 26 marca w rozmowie z Radiem Katowice. W tym samym wywiadzie Duda słusznie zwrócił uwagę na pozytywne skutki szczepień, ale zaraz dodał, że „sto lat temu grypa hiszpanka, która wtedy tak straszliwie dotknęła świat, a przede wszystkim Europę, wygasła sama – nie było żadnej szczepionki; wygasła w sposób naturalny”. Czemu miał służyć ten komentarz? Co chciał przekazać słuchaczom? Że nawet jeśli się nie zaszczepimy to pandemia odejdzie w sposób naturalny? Być może, ale jakie szkody wyrządzi? Mówiąc o hiszpance Prezydent zapomniał dodać, że zanim wygasła, chorobą zaraziło się około 500 milionów ludzi – czyli 1/3 całej ówczesnej globalnej populacji – a zmarło mniej więcej 50 milionów. Gdyby podobnie było z COVID-19, to przy obecnej liczbie ludzi na świecie mielibyśmy około… 234 milionów zgonów. Na razie odnotowano niespełna 2,8 miliona ofiar.

Wreszcie, nierzadko komentarze prezydenta są zwyczajnie oderwane od rzeczywistości. Bo kiedy kraj boryka się z największym kryzysem zdrowotnym i gospodarczym od dekad, głowa państwa komentuje sukcesy skoczków i siatkarzy.

Oto jaką prezydenturę otrzymało PiS za ponad 28,5 miliona złotych wydanych na kampanię. To rekord w historii wyborów prezydenckich, a przecież w tej sumie nie mieści się czas antenowy i laurki pod adresem Dudy publikowane w mediach rządowych. Nie mieszczą się też wysiłki premiera, który zachęcał do głosowania rozdając samorządowcom sympatyzującym z PiS kartonowe czeki na niemałe sumy z Funduszu Inicjatyw Lokalnych.

***

Po co o tym mówić? Otóż postawa Andrzeja Dudy wyrządza szkody nie tylko tu i teraz, ale także na przyszłość. O obecnym prezydencie warto pisać, aby pokazać, że prezydentura nie tak powinna wyglądać. Do tego modelu sprawowania tej funkcji nie należy się przyzwyczajać, czy – tym bardziej – uznawać za normę.

Wiadomo powszechnie, że w urząd prezydenta Polski wpisana jest poważna sprzeczność – z jednej strony cieszy się potężnym mandatem społecznym, wynikającym z bezpośredniego wyboru, z drugiej ma relatywnie niewielką władzę. Te ograniczone kompetencje prezydenta próbowano ukryć w kampanii, kiedy Duda zachowywał się tak, jakby to on miał samodzielnie rządzić krajem. Obiecywał wówczas między innymi budowę Centralnego Portu Komunikacyjnego, stworzenie wartego kilka miliardów Funduszu Medycznego, modernizację 200 szpitali powiatowych, uniezależnienie się od dostaw gazu od Rosji, 14., 15., a nawet 24. emeryturę, żłobki w każdej gminie i… przekop Mierzei Wiślanej. Pomijam już sensowność tych zapowiedzi. Istotne jest to, że załatwienie żadnej z tych kwestii nie leży w bezpośrednich kompetencjach prezydenta.

W rzeczywistości Prezydent RP dysponuje nie tyle twardą władzą, co wpływami i to głównie w obszarze polityki zagranicznej oraz obronnej. Nie administruje państwem, ale może popychać rząd w pożądanym przez siebie kierunku. Kancelaria Prezydenta nie uchwala ustaw, ale powinna być swoistym think-tankiem, zasobem intelektualnym i dyplomatycznym, źródłem pomysłów i myśli strategicznej.

W sytuacji kryzysu pandemicznego, kiedy już widzimy, że świat zmienia się na naszych oczach, to rola o potencjalnie ogromnym znaczeniu. Do jej wypełniania Duda potrzebowałby jednak solidnego wsparcia dobrych współpracowników. A tych nie ma. Nie ma także kontaktów zagranicznych – nie tylko wśród polityków, ale również analityków, dziennikarzy, liderów społeczności lokalnych, wykładowców i przedsiębiorców opisujących zmiany zachodzące w Unii Europejskiej oraz w skali globalnej.

To ośrodek prezydencki, organizując debaty, zapraszając gości czy podejmując wspólne inicjatywy z głowami innych państw mógłby rozwiewać niedomówienia wokół unijnego Funduszu Odbudowy, tłumaczyć spory na linii Waszyngton-Pekin-Moskwa lub myśleć nad obroną kraju przed najnowszymi zagrożeniami. I na podstawie swoich analiz proponować kierunki polityki.

Nic takiego się nie dzieje – po pięciu latach prezydentury trudno powiedzieć, aby Duda zbudował jakiekolwiek relacje z przywódcami innych państw. Jego kontakty z Donaldem Trumpem – brane chyba w Pałacu Prezydenckim za dobrą monetę – życzliwie pominę milczeniem. Do Dudy nikt nie przyjeżdża, nikt nie dzwoni. To polityk pozbawiony ciężaru gatunkowego, który nie tylko nie budzi szacunku innych głów państwa, ale nawet ich zainteresowania. I trudno się dziwić. Jaki jest sens do niego dzwonić, skoro nawet nie udaje, że może lub chce cokolwiek zrobić?

Naprawdę nietrudno wyobrazić sobie sytuację, w której głowy państw europejskich wspólnie z polskim prezydentem wypracowują jakieś wspólne stanowiska, manifesty, rekomendacje dla swoich rządów – chociażby dotyczące tego, jak naprawić Europę po pandemii i jak zabezpieczyć nas przed jej nawrotami. Duda jednak woli straszyć Polaków żarówkami elektrooszczędnymi, którymi rzekomo terroryzuje nas Unia.

Prezydent może także pełnić rolę nieco przypominającą tę, jaką w Wielkiej Brytanii pełni królowa, to jest postaci stojącej poza bieżącą polityką, symbolizującej trwałość i charakter państwa. Inaczej niż królowa, która zasięga informacji z rozmaitych instytucji, ale nie angażuje się w politykę, prezydent może w wyjątkowych sytuacjach odgrywać rolę mediatora, choćby w chwilach takiego kryzysu jak obecny. Do tego jednak musi się cieszyć elementarnym zaufaniem i szacunkiem różnych sił politycznych, a to właściwość, której Dudzie również brakuje.

Prezydent RP to nie jest urząd obdarzony wielkimi kompetencjami politycznymi. Ale jest to urząd, który może stanowić dla państwa – zwłaszcza na arenie międzynarodowej – wartość dodaną. Proszę sobie zadać pytanie, czy Duda taką wartość stanowi? I jeszcze jedno. W Stanach Zjednoczonych pół żartem, pół serio dzieli się polityków na dwie kategorie – lepszych i gorszych od swojego kraju. Do której kategorii należy Duda?

Share this...
Share on Facebook
Facebook
Tweet about this on Twitter
Twitter