Felieton nr 88
Szanowni Państwo!
Kolejne zarzuty pod adresem Daniela Obajtka pokazują nie tylko, jakimi kadrami PiS obsadza ważne stanowiska i jak wykorzystuje setki milionów złotych państwowych pieniędzy do partyjnych celów. Zmuszają nas też do zastanowienia, jak zabezpieczyć się przed takimi nadużyciami w przyszłości. Spółki Skarbu Państwa (SPP) nie mogą być dłużej funduszami partyjnymi i przechowalnią dla politycznych pociotków.
Jedno jest pewne, Obajtek do zarządzania Orlenem, czyli firmą wycenianą na ok. 28-29 miliardów złotych, nie ma żadnych kwalifikacji. Media – te niezależne, jeszcze przez Orlen nieprzejęte – informują, że kłopoty z nauką miał już w technikum weterynaryjnym, skąd został usunięty. Jak czytam w Onecie, dyrektor szkoły zarzucał Obajtkowi m.in. „destabilizację samorządu, szkalowanie dobrego imienia wychowawcy, szantażowanie rady pedagogicznej, korzystanie z pomieszczeń samorządu do celów prywatnych (a właściwie przenocowanie pijanych absolwentów), uchylanie się od przedstawienia pełnego rozliczenia z działalności gospodarczej samorządu, notoryczne kłamstwa i arogancję w stosunku do nauczycieli, niewypełnianie podstawowych obowiązków ucznia (nieobecności i wyniki w nauce)“. Obajtek odwoływał się, wracał do szkoły, ale ostatecznie wyleciał. Maturę zrobił w technikum rolniczym w Myślenicach.
Z dalszej nauki zrezygnował i zaczął pracę zawodową w spółce swoich wujów, Elektroplast. Tej samej, którą następnie – jak sugerują nagrania publikowane przez „Gazetę Wyborczą” – próbował niszczyć, jednocześnie zarządzając firmą konkurencyjną TT Plast, chociaż jako wójt nie miał prawa tego robić. Właściwie od początku kariery zawodowej zaczął też dokładać do kolekcji kolejne nieruchomości, chociaż uzyskiwane dochody – jako wójt Pcimia Obajtek musiał publikować oświadczenia majątkowe – nijak nie pokrywały kosztów zakupu. Jak wyliczył poseł PO Marek Sowa, w roku 2012 łączne ujawnione dochody Obajtka wyniosły po odliczeniu podatków 130 tys. zł. W tym czasie, mówił Sowa, Obajtek „wydał ponad 900 tys. zł, o 776 tys. więcej, niż wpłynęło na jego konto”. Skąd miał te pieniądze, nie wiadomo. A to przecież tylko jeden rok działalności i to w czasie, gdy Obajtek formalnie był jedynie wójtem 11-tysięcznej gminy Pcim!
Wróćmy jednak do wykształcenia i kwalifikacji. Przyszły prezes Orlenu po latach wrócił do nauki. W 2014 roku skończył prywatną Wyższą Szkołę Ochrony Środowiska w Radomiu, gdzie studiował, jak pisała „Gazeta Wyborcza”, „na specjalnościach bezpieczeństwo i higiena w środowisku pracy oraz zarządzanie środowiskowe w sytuacjach kryzysowych”.
Z ciekawości zajrzałem do rankingów uczelni wyższych miesięcznika „Perspektywy”. W 2020 roku nie znalazłem szkoły z Radomia ani w zestawieniu 50 najlepszych szkół niepublicznych, ani 100 najlepszych uczelni akademickich. W 2014 – kiedy kończył ją Obajtek – w rankingu szkół niepublicznych zajmowała miejsce w szóstej dziesiątce na 80 placówek.
Obajtek, tymczasem, zdobył kolejny dyplom. Już jako prezes Orlenu skończył kurs menadżerski (Master of Business Administration, MBA) w Gdańskiej Fundacji Kształcenia Menedżerów. Co w tym dziwnego? Jak dowiedział się Onet, „szef studiów MBA w gdańskiej firmie dr Tomasz Harackiewicz jest wiceszefem rady nadzorczej spółki z grupy Orlen”.
A przecież zanim jeszcze Obajtek ukończył „prestiżowe” studia MBA był już prezesem Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa oraz Energi. Jeśli jego kwalifikacje wystarczyły do zajęcia tych stanowisk, to znaczy, że warunki naboru są źle skonstruowane.
***
Nie tylko formalne wymagania są ważne, ale i proces selekcji. Obajtek nigdy nie doszedłby tam, gdzie jest, gdyby nie jednoznaczne wsparcie Kaczyńskiego, który promuje go od co najmniej 2011 roku, kiedy ten był jeszcze politykiem w Pcimiu. Entuzjazmu szefa PiS nie ostudziły zarzuty prokuratorskie pod adresem wójta, które w 2013 roku były już w sądzie. Zgodnie z zawartymi tam informacjami, Obajtek miał zarobić około 700 tys. złotych na współpracy z gangsterem Maciejem C. o pseudonimie – o ironio! – Prezes. W 2015 roku gangster poszedł z prokuraturą na ugodę, zgodził się na poddanie karze, a sąd wydał wyrok. Stronnicy Obajtka wnieśli jednak wniosek o kasację wyroku i sprawa rozpoczęła się ponownie. Tym razem jednak prokuratura, na podstawie nowych przepisów uchwalonych już za rządów PiS, wycofała akt oskarżenia. A, jak pisze „Polityka”, kiedy w czerwcu 2017 r. sprawa wróciła do sądu, „wśród oskarżonych nie było już Obajtka”.
Kariera trwała więc w najlepsze, bo i Obajtek gotów był spełniać wszystkie polecenia, na jakich zależało kierownictwu PiS, z Kaczyńskim na czele. Obecna władza traktuje Orlen jak de facto kolejny fundusz partyjny. Jeden z wielu, bo pieniądze z myślą o korzyściach partii wydaje się za pośrednictwem rozmaitych podmiotów: od Funduszu Inicjatyw Lokalnych, które gminom zarządzanym przez ludzi PiS przyznawał 10-krotnie więcej pieniędzy niż gminom „opozycyjnym”, przez Fundusz Sprawiedliwości, z którego Zbigniew Ziobro dofinansowywał gminy przyjmujące uchwały anty-LGBT, po Polską Fundację Narodową, na które setki milionów złotych wydają spółki skarbu państwa, w tym Orlen.
A przecież Orlen, już za prezesury Obajtka, kupił także – prawdopodobnie za około 120 milionów złotych – grupę Polska Press wydającą, między innymi, 20 dzienników regionalnych i około 150 tygodników lokalnych. Wcześniej przejął też dystrybutora prasy Ruch. Wszystko po to, by stworzyć zamknięty obieg mediów przyjaznych Kaczyńskiemu i PiS. „Uważam, że jest jedna z najlepszych wiadomości, którą usłyszałem w ciągu ostatnich lat. […] Musimy mieć własne media. Media niepolskie powinny być w naszym kraju rzadkim wyjątkiem”. Tak mówił po transakcji Kaczyński, chociaż wiadomo, że nie o obywatelstwo właścicieli mediów chodzi, ale o to, kto je kontroluje.
Jakby tego było mało, SSP kolejne miliony złotych przeznaczają na reklamy w mediach formalnie prywatnych, ale w rzeczywistości całkowicie uzależnionych od władzy. Jak wyliczył medioznawcza, prof. Tadeusz Kowalski z Uniwersytetu Warszawskiego, wśród dzienników największe dochody z reklam SSP uzyskała „Gazeta Polska Codziennie”. W 2020 roku było to ponad 8 milionów złotych dla pisma, które sprzedaje około 10 tys. egzemplarzy. Wśród tygodników na pierwszym miejscu znalazł się tygodnik „Sieci”, a następnie „Do Reczy” i tygodnik „Gazeta Polska” – odpowiednio 20, 14 i 13 milionów. Czy to dużo? Chociaż sprzedaż „Sieci” spadła w ciągu sześciu lat o połowę, dochody z reklam państwowych spółek wzrosły w tym czasie… 17-krotnie! A największym reklamodawcą w tygodniku Sieci jest – niespodzianka – Orlen. Przypomnijmy, że doroczną nagrodę tego pisma, „Człowiek Wolności”, dostał ostatnio… Daniel Obajtek.
***
Kompromitujące zależności finansowe są ewidentne – potężne firmy zarządzane przez partyjnych nominatów odwdzięczają się partyjnym mediom i samej partii, sponsorując nawet najbardziej absurdalne przedsięwzięcia, które mają pomóc w wygraniu wyborów. A władza nawet tego nie ukrywa!
Zastępca rzecznika PiS, Radosław Fogiel, otwarcie przyznał, że do rad nadzorczych i na stanowiska prezesów trafiają wyłącznie ludzie posłuszni.
„Z podobnym problemem mierzyliśmy się, kiedy sprawowaliśmy władzę w latach 2005-2007”, mówił Fogiel w RMF FM, „Wówczas poszliśmy w kierunku bardzo eksperckim, w kierunku otwartych konkursów, jeśli chodzi o rady nadzorcze. Trafiali tam eksperci z rynku, trafiały tam osoby z tytułami naukowymi, z uczelni. Problem okazał się taki, że ich sposób myślenia o gospodarce i zarządzaniu, był zupełnie sprzeczny z tym, co Prawo i Sprawiedliwość ma w swoim programie”. Krótko mówiąc, skoro wiedza ekspercka nie przystawała do programu partii, tym gorzej dla wiedzy.
Skala patologii, do jakich dochodzi za rządów PiS na styku finansowania partii, SSP i mediów pokazuje, że musimy wprowadzić tym obszarze radykalne zmiany. Większość udziałów Skarbu Państwa w rozmaitych spółkach – dziś to wciąż ponad 300 podmiotów – należałoby sprzedać, pieniądze przeznaczając na rzeczy naprawdę ważne, na przykład realną reformę i unowocześnienie polskiej edukacji. Zaś te nieliczne spółki o strategicznym znaczeniu należy zabezpieczyć przed inwazją ludzi pokroju Obajtka, poprzez wprowadzenie bardziej szczegółowych wymagań i przejrzystych kryteriów naboru. Sam nabór, z kolei powinien być prowadzony przez nową instytucję złożoną z ekspertów i niezależną od bieżącej polityki.
Aby takie działania były skuteczne, musimy się jednak zastanowić także nad reformą finansowania partii politycznych, w tym finansowania budżetowego. To temat trudny i bardzo niepopularny. Z tego powodu jakiekolwiek reformy musiałyby uzyskać szerokie poparcie i być wprowadzane tak, aby na zmianie prawa nie skorzystali ci, którzy je uchwalają. Można to osiągnąć ustalając, że wszelkie uzgodnione zmiany wejdą w życie dopiero po kolejnych wyborach. Sama reforma jest jednak konieczna. W przeciwnym wypadku kolejni politycy będą próbowali wykorzystać Spółki Skarbu Państwa dla celów partyjnych. O ile po rządach Kaczyńskich, Sasinów i Obajtków nie zostaną po tych spółkach wyłącznie długi i takie aktywa, jak dwie wieże w Ostrołęce.