Felieton nr 183
„Musimy dziś w Polsce stawiać na ludzi pracy, musimy przywrócić nie tylko godność, ale i elementarną logikę – kto ciężko pracuje, ten dobrze zarabia”, mówił niedawno w Toruniu Donald Tusk.
Kiedy ktoś pyta, jakiej Polski chce opozycja po wyborach, odpowiadam, że właśnie takiej – Polski, w której ważne są zdolności, nie znajomości; w której karierę robią ludzie doświadczeni, a nie namaszczeni; i w której istotniejsze od tego, kogo znasz jest to, na czym się znasz. Jednym słowem Polski, w której liczy się człowiek, nie jego partyjna przynależność.
Tymczasem za rządów PiS gdzie nie spojrzeć, tam grupy cwaniaków z obozu władzy zarabiają gigantyczne pieniądze, podczas gdy zwykli obywatele tracą. Lasy Państwowe, spółki Skarbu Państwa oraz różnego rodzaju programy finansowane z budżetu państwa stały się przechowalnią i źródłem zarobkowania dla chmary ludzi związanych z PiS. Tylko w ostatnich dniach dowiedzieliśmy się o ponad 4 milionach złotych przyznanych fundacji Pawła Kukiza, który – jak napisał sam Kukiz – ma uczyć „ciemnotę” demokracji. Skąd Kukiz dostał dofinansowanie? Z rezerwy budżetowej! I to zaledwie kilkanaście dni po tym, jak w mediach poskarżył się na brak pieniędzy.
A przecież miliony rozdysponowano już ze środków Ministerstwa Kultury, Narodowego Centrum Badań i Rozwoju, Ministerstwa Edukacji i to niekiedy wbrew rekomendacjom ekspertów zatrudnionych przez te instytucje! W PRL-u mówiono, że władza się „wyżywi”. Ta władza się nie żywi – ona się obżera, tuczy na publicznych pieniądzach. Naszym kosztem.
Źródłem dobrobytu państwa jest nie rząd, ale ludzie i ich praca na wolnym rynku. Rząd ma dwa najważniejsze zadania. Po pierwsze, sprawić, aby wolnorynkowa konkurencja odbywała się na uczciwych zasadach. Chodzi o to, żeby większe firmy nie blokowały mniejszym dostępu do rynku, żeby o wyniku przetargów decydowała jakość oferty, nie znajomości, żeby firmy z danej branży musiały spełniać jednakowe kryteria jakości produktów, itd.
Po drugie, rząd powinien sprawić, żeby maksymalnie wielu obywateli mogło w maksymalnym stopniu rozwijać swój potencjał. I to niezależnie od tego skąd pochodzą, ani w jakiej rodzinie się urodzili. Biedny chłopak ze wsi na Dolnym Śląsku czy dziewczyna z małego miasta w Podlaskiem zasługuje na swoją szansę tak samo, jak dziecko bogatych rodziców z przedmieść Warszawy.
Oczywiście, to pewien ideał, którego zapewne nigdy nie da się w pełni zrealizować. Ale jest to ideał, do którego powinniśmy dążyć. Obecne rządy – z ich kultem bierności, mierności i partyjności – są jego całkowitym zaprzeczeniem.
W 2021 roku ukazał się cykl materiałów kilku redakcji pokazujących skalę skorumpowania państwa. Dziennikarze „Gazety Wyborczej”, Onetu i Radia ZET przeanalizowali personalia osób zajmujących wysokie stanowiska w spółkach Skarbu Państwa pod kątem powiązań z partią władzy. Okazało się, że z 5 tysięcy osób na stanowiskach kierowniczych niemal co piąty miał związki z politykami Zjednoczonej Prawicy. Ci ludzie wpłacają potem pieniądze na kampanię partii, sponsorują partyjne wydarzenia, wspierają partyjne media – wszystko po to, by podtrzymać system, który ich tuczy.
Nic dziwnego, że Polska konsekwentnie spada w globalnym rankingu percepcji korupcji, co oznacza, że ludzie widzą wokół siebie coraz więcej korupcji. Jeszcze w 2015 roku byliśmy sklasyfikowani na miejscu 29 na świecie. Dziś już na 45. Spadamy też w rankingach wolności prasy. A przecież tropienie łapówkarstwa i ujawnianie nepotyzmu jest jednym z najważniejszych zadań wolnych mediów.
„PiS może i kradnie, ale się dzieli” – to jedno z najgłupszych twierdzeń, jakie funkcjonuje w polskiej przestrzeni publicznej. PiS obiecywało zatroszczyć się o najbiedniejszych, ale – przypominam po raz kolejny – dane pokazują, że nic z tego nie wyszło. Poziom ubóstwa raz spadał, a potem znów się podnosił, a nierówności po okresie spadku rozpoczętym jeszcze za rządów PO-PSL od kilku lat znów rosną!
To przecież kolesiostwo, nepotyzm i służalczość wobec władzy stoją za tymi wszystkimi idiotycznymi programami, które kosztowały budżet państwa już nie miliony, ale miliardy złotych – od samochodu elektrycznego, przez Centralny Port Komunikacyjny, po zbudowany i zburzony blok elektrowni w Ostrołęce. Gdyby władza dała głos niezależnym specjalistom, ci zapewne powstrzymaliby nieracjonalne inwestycje. No, ale wówczas nie zarobiliby koledzy z partii.
Polski na to nie stać. Nie stać na marnowanie pieniędzy, ale przede wszystkim na marnowanie potencjału ludzi, którym dziś drzwi do kariery zamyka się dlatego, że nie popierają PiS. Na tym polega zasadnicza różnica między nami a nimi. Oni chcą państwa służącego ludziom partii, my państwa służącego ludziom pracy.
I właśnie z tej perspektywy należy, moim zdaniem, patrzeć na propozycje programowe formułowane przez Koalicję Obywatelską. Zaproponowane przez Donalda Tuska „babciowie” to nie żaden „socjal”, lecz narzędzie pomagające kobietom wrócić na rynek pracy, czyli samodzielnie zatroszczyć się o siebie i swoje rodziny.
Podwyżki dla nauczycieli i dofinansowanie szkół to nie żadne widzimisię. To decyzja wynikająca z tego, że dobra publiczna edukacja jest najlepszą drogą do wyrównania szans; do sprawienia, że talent biednego dziecka z małej miejscowości zostanie dostrzeżony i rozwinięty. Nie tylko dlatego, że wyrównywanie tych różnic, na które nie mamy wpływu, jest słuszne. Ale także dlatego, że to się nam wszystkim opłaca, bo koszty talentów, które stracimy bez dobrej edukacji, będą znacznie wyższe niż koszty dobrej edukacji. Wiele złego mogę powiedzieć o PRL. Ale jednocześnie pamiętam, że na studia w Oksfordzie dostałem się po polskim, publicznym liceum.
To samo dotyczy inwestycji w infrastrukturę. Słynne „Orliki” i inne obiekty sportowe budowane za rządów Platformy Obywatelskiej to także była inwestycja. Następcy Lewandowskiego czy Świątek mogą się urodzić w każdym miejscu w Polsce. I w każdym miejscu powinni mieć szansę rozwinąć swoje talenty. Morawiecki niemal równo rok temu obiecał budowę 1000 hal sportowych. Tylko w tym roku miało ich powstać 500. Idzie mniej więcej tak jak ze 100 tysiącami mieszkań na wynajem i milionem aut elektrycznych.
***
Jakiej Polski chce największa partia opozycyjna? Polski, w której korupcję się eliminuje, nie pielęgnuje; w której niezawinione nierówności spadają, nie rosną; która nagradza odwagę, nie serwilizm.
Oni chcą w Polsce autokracji, my chcemy merytokracji. Wybór należy do Państwa.