Felieton nr 153
Sprawa naczelniczki poczty z Pacanowa zakończyła się szczęśliwie. Na razie, bo tak jak Jarosław Kaczyński z łatwością nakazał odwołanie ministra i przywrócenie naczelniczki do pracy, równie łatwo może zrobić rzecz odwrotną – wyrzucić naczelniczkę i przywrócić ministra. To chory system. Ale ta historia pokazuje też jak wielkie znaczenie mają wolne media i wolne sądy dla zwykłego obywatela.
Przypomnijmy, Agnieszka Głazek zaczęła narzekać na drożyznę, kiedy zorientowała się, że jej placówkę odwiedził minister w rządzie Zjednoczonej Prawicy, niejaki Michał Cieślak (przyznam, że dopiero po tej sprawie dowiedziałem się o istnieniu pana ministra). Cieślak twierdził później, że Głazek była wulgarna, ale jakie wulgaryzmy padły nie potrafił sprecyzować. Naczelniczka twierdziła, że wulgaryzmów nie używała, co potwierdzały inne osoby obecne na poczcie. Mieliśmy więc słowo przeciw słowu. Słowo Cieślaka okazało się jednak silniejsze i po kwadransie od wizyty Agnieszka Głazek otrzymała wezwanie do centrali w Kielcach. Tam od dyrektora Wojciecha Stelmacha dowiedziała się, że do pracy może nie wracać.
„Poinformowano mnie, że obraziłam ministra najwyższej rangi i za ten wyskok jest tylko jedna kara: zwolnienie dyscyplinarne. […] Zaproponowano mi także zwolnienie za porozumieniem stron. Usłyszałam, że to najlepsze wyjście, bo nie zszargałabym sobie opinii”, relacjonowała urzędniczka.
Jak szybko poinformowały media Stelmach jest członkiem Partii Republikańskiej, do której należy także były już minister Cieślak. Ale to nie wszystko. Okazało się, że minister nie interweniował w Kielcach, a przynajmniej nie tylko tam, lecz także… na samej górze, u prezesa Poczty Polskiej Tomasza Zdzikota.
„Rozumiem, że każdy może mieć gorszy dzień, dlatego poprosiłem pana prezesa Poczty Polskiej o wyrozumiałość dla pani naczelnik”, napisał sam Cieślak w oświadczeniu opublikowanym po całym zajściu.
Poczta Polska – jak czytam na stronie firmy – zatrudnia 70 tysięcy (!) pracowników w 7600 „placówkach, filiach i agencjach pocztowych”. W 2020 r. spółka zmniejszyła przychody o 5 proc. i przyniosła 119 mln zł straty. A tymczasem prezes (na tym stanowisku od kwietnia 2020 roku) zajmuje się sprawą naczelniczki poczty w Pacanowie, bo ta uraziła dumę ministra skarżąc się na drożyznę!
70 tysięcy pracowników to mniej więcej tyle, ile zatrudniają bank PKO BP i PZU razem! A nie słyszałem, aby zwykły klient którejś z tych instytucji dzwonił do prezesa i skutecznie domagał się interwencji, bo pani w okienku była dla niego niemiła. Cała ta sprawa może wydawać się wyłącznie kuriozalna, ale w rzeczywistości dobrze ilustruje co najmniej trzy bardzo ważne zjawiska.
Po pierwsze, widzimy, że członkowie Zjednoczonej Prawicy po kilku latach rządów mają problem ze zrozumieniem swojej roli. Zwycięstwo w wyborach oznacza, że wyborcy dali im prawo do czasowego zarządzania państwem, a nie to, że państwo stało się ich własnością! To nie prywatny folwark, z którego każdego można wyrzucić na bruk tylko dlatego, że nie dość entuzjastycznie zareagował na wizytę członka rządu.
Po drugie, zobaczyliśmy jak wielkie znaczenie mają dla zwykłych obywateli media niezależne od władzy. Czasem może się wydawać, że dyskusje o roli mediów w demokracji to tylko akademickie debaty bez związku z życiem przeciętnego człowieka. Historia pani Agnieszki dowodzi, że jest dokładnie odwrotnie.
Jarosław Kaczyński w wywiadzie z tygodnikiem „Gazeta Polska” – uzależnionym od władzy, bo podtrzymywanym przy życiu m.in. dzięki reklamom Spółek Skarbu Państwa – skarży się na niezależne media. „Potężną kulą u nogi naszej debaty publicznej ciągle są media. Mamy totalną opozycję, wspieraną przez równie totalne media, które są w stanie tworzyć kontr-rzeczywistość, w którą jednak ludzie wierzą”, mówi prezes PiS.
Nie od dziś wiemy, że krytyka ze strony dziennikarzy bardzo Kaczyńskiemu doskwiera. To dlatego zamienił radio i telewizję publiczne w tubę propagandową partii, to dlatego nakazał Orlenowi przejąć lokalne gazety i dlatego starał się ograniczyć niezależność TVN, nawet za cenę poważnego konfliktu z Amerykanami. Ale gdyby nie niezależne media – a konkretnie lokalny oddział „Gazety Wyborczej”, który nagłośnił sprawę – to o zwolnieniu naczelniczki poczty w Pacanowie nie dowiedziałby się nikt poza jej najbliższą rodziną i współpracownikami. Jestem pewien, że podobnych przypadków w Spółkach Skarbu Państwa było w ostatnich latach wiele. Nigdy się o nich jednak nie dowiemy, bo pokrzywdzeni nie dotarli ze swoją skargą do niezależnych od władzy organizacji, które mogłyby im pomóc. Relacje polityków z mediami bywają trudne. Z perspektywy rządzących życie byłoby łatwiejsze, gdyby nikt nie interesował się tym, co robią, a jedynie wychwalał pod niebiosa, jak to obecnie robi kompleks medialny stworzony przez PiS. Nie na tym jednak polega kontrola władzy w liberalnej demokracji.
Po trzecie, równie ważnym narzędziem tej kontroli są niezależne sądy. W przypadku pani Agnieszki Głazek wystarczający okazał się głos opinii publicznej. Kaczyński wystraszył się utraty poparcia i zmusił Cieślaka do dymisji (nawiasem mówiąc, na stronach rządowych wciąż jest wymieniony jako „Minister – członek Rady Ministrów”). Ale przecież los obywateli nie może zależeć od widzimisię Kaczyńskiego. Gdyby Cieślak został na stanowisku, a Głazek stanowisko straciła, powinna mieć prawo dochodzić swoich racji przed sądem. Przed jakim sądem powinna jednak stanąć? Takim, w którym sędzia jest nominowany przez kolegów ministra sprawiedliwości, a jego kariera zależy całkowicie od woli tegoż ministra, czy w takim, gdzie sędzia jest od polityków niezależny i nie boi się wydać wyroku sprzecznego z interesem władzy?
Debaty na temat sposobu wybierania Krajowej Rady Sądownictwa, likwidacji Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego, realizacji wyroków Trybunału Sprawiedliwości UE itd., mogą się wydawać oderwane od spraw zwykłego człowieka, podobnie jak spory o niezależność tej czy innej gazety. Ale przypadek naczelniczki poczty z Pacanowa to konkret – oto przeciętny obywatel zderza się z gniewem wpływowego polityka i powstaje pytanie: gdzie taki człowiek może szukać pomocy?
Jeśli władza jest butna i arogancka, a do tego wszechmocna, to nie znajdzie jej nigdzie. I dlatego potrzebuje wsparcia podmiotów zdolnych rzucić wyzwanie ministrom i prezesom – organizacji społecznych, wolnych mediów, niezawisłych sądów, czy instytucji międzynarodowych takich jak Unia Europejska. Jeśli przy jakiejś okazji wyborcy PiS zapytają Was, po co nam te wszystkie instytucje kontrolujące władzę, przypomnijcie im o pani Agnieszce.
Argumenty, które powyżej przytoczyłem, są od czasu oświeceniowych teoretyków trójpodziału władzy banałami. Niestety, nie przyswoiła ich sobie dzisiejsza partia rządząca, która mówiąc, że nienawidzi Rosji, kopiuje jej wzory cywilizacyjne. Zrozumieją, dlaczego dobrze jest mieć niezależne od władzy media i sądy dopiero wtedy, gdy sami władzę stracą. Oby wkrótce.