Felieton nr 166
Szanowni Państwo!
Z paszkwilami – takimi jak te publikowane w PiS-owskiej telewizji – jest problem. Z jednej strony mam wątpliwości, czy na nie reagować, bo człowiek sprawia wrażenie, jakby traktował je poważnie. Poza tym zarówno ja – a zwłaszcza Donald Tusk – powinniśmy się już przyzwyczaić, że ataki wymierzone przez prorządowe media w nas i naszych bliskich to codzienność. Z drugiej strony, trudno jest milczeć, kiedy funkcjonariusze partyjni obrzucają nas błotem. I jeszcze robią to za publiczne pieniądze.
Nie będę się odnosił do wszystkich insynuacji i oskarżeń sformułowanych w najnowszej produkcji TVP Info. Na niektóre zresztą nie bardzo wiem, jak odpowiedzieć – cóż bowiem odpowiedzieliby Państwo na zarzut, że w czasie wizyty prezydenta Niemiec i jego małżonki w Chobielinie podaliśmy mu… zupę grzybową? Tak, takimi informacjami raczeni są widzowie TVP Info.
Nie bardzo wiem też, jak zareagować na pretensje jakoby mój akcent w języku angielskim był niewłaściwy. W tym wypadku mogę jedynie posypać głowę popiołem. Zgłoszę reklamację na Uniwersytecie Oksfordzkim i od dziś postaram się naśladować akcent Andrzeja Dudy lub jeszcze lepiej – Jarosława Kaczyńskiego.
TVP Info oskarża PiS?
Obok takich kuriozów są jednak w tym materiale oskarżenia poważniejsze. Przez cały film jego twórcy stosują prymitywny zabieg polegający na zestawieniu zdjęć rosyjskich zbrodni popełnianych dziś w Ukrainie, z nagraniami ze spotkań z przedstawicielami Rosji, do jakich dochodziło w czasach rządów PO-PSL. Wszystko to pod ogólnym hasłem, że nasza polityka zagraniczna służyła rosyjskim interesom. Rozważmy te zarzuty po kolei.
Jeśli już same spotkania i osobiste rozmowy z Władimirem Putinem lub Siergiejem Ławrowem są dowodem zdrady, to zdrajcami są właściwie wszyscy ówcześni przywódcy świata. Z Rosjanami rozmawiali amerykańscy prezydenci zarówno z Partii Republikańskiej, jak i Demokratycznej: George W. Bush, Barack Obama, Donald Trump i Joe Biden. A tak ukochany przez naszą prawicę Trump wziął udział w specjalnym, bilateralnym spotkaniu w Helsinkach, podczas którego powiedział, że wierzy w zapewnienia Putina, jakoby rosyjskie służby nie mieszały się do kampanii przed amerykańskimi wyborami prezydenckimi. Postawił zdanie Putina wyżej niż informacje własnego wywiadu! Ten sam Trump zapraszał do Gabinetu Owalnego rosyjskiego ambasadora w Waszyngtonie i ministra spraw zagranicznych. Tuż po objęciu urzędu, w lutym 2017 roku, w wywiadzie powiedział z kolei, że ma dla Putina „dużo szacunku”. A kiedy prowadzący rozmowę stwierdził, że „Putin to morderca”, Trump odparł: „Jest wielu morderców. Mamy wielu morderców. Myślisz, że nasz kraj jest taki niewinny?”. A przecież Trump to polityk, którego wygranej pragnął cały obóz Zjednoczonej Prawicy.
Ale co tam Trump. Z Putinem chciał się spotykać także patron Prawa i Sprawiedliwości, Lech Kaczyński. Prezydent planował wizytę w Moskwie w 2010 roku na rocznicę zakończenia II wojny światowej, prawie dwa lata po rosyjskiej inwazji na Gruzję. Plany pokrzyżowała katastrofa pod Smoleńskiem. Jeśli ktoś mi nie wierzy, niech zapyta Jarosława Kaczyńskiego. Mówił o tym w swojej słynnej odezwie do Rosjan z 9 maja 2010 roku zaczynającej się od słów „Panie i Panowie, Przyjaciele Rosjanie”, w której dziękował Rosjanom za współczucie okazane po katastrofie.
Mało? W 2006 roku Lech Kaczyński przyjmował w Pałacu Prezydenckim doradcę Putina Siergieja Jastrzembskiego w celu omówienia szczegółów spotkania z Putinem, zaś w 2007 roku Maria Kaczyńska wspólnie z Ludmiłą Putin otwierały siedzibę Domu Polskiego w Petersburgu. Także w 2006 roku wizytę w Polsce składał Siergiej Ławrow, który spotykał się zarówno z prezydentem Lechem Kaczyńskim, jak i ówczesnym premierem Jarosławem Kaczyńskim.
„Chcemy kontynuować dialog” – mówiła wtedy minister spraw zagranicznych Anna Fotyga. „Myślę, że metoda małych kroczków jest sprawdzoną metodą w sytuacji, kiedy jest wiele stanowisk rozbieżnych albo niedostatecznie przedyskutowanych. I takie spotkanie, podobnie jak kolejne, ma służyć pewnym przełomom natury politycznej”.
Nie czynię z tego zarzutu, bo relacje dyplomatyczne utrzymywali wówczas z Rosją wszyscy nasi partnerzy. A Amerykanie na początku prezydentury Obamy próbowali polityki resetu. Rząd PO-PSL także dążył do normalizacji stosunków z Rosją, choć jednocześnie zabezpieczaliśmy się na wypadek, gdyby nasze starania nie przyniosły rezultatów. Stąd idea uruchomienia Partnerstwa Wschodniego oraz zakończone sukcesem starania o stałą obecność wojsk amerykańskich w Polsce.
Normalizacja relacji z Rosją?
Absurdem jest także twierdzenie jakoby rząd Donalda Tuska torpedował budowę elementów tarczy antyrakietowej w Polsce. Porozumienie w tej sprawie podpisywałem osobiście w roku 2008. Budowa – na skutek opóźnień wywołanych zmianami polityki przez prezydenta Baracka Obamę – ruszyła z kilkuletnim opóźnieniem, ale jest na ukończeniu.
Ale przecież Sikorski chciał Rosji w NATO! – powiadają gadające głowy w materiale TVP Info. Czy to prawda? Nie.
W jednym z artykułów opublikowanych w niemieckiej prasie napisałem, że proces rozszerzania NATO jest potrzebny i że „Rosja nie powinna być z niego z góry wykluczana”. W tym samym tekście napisałem jednak wyraźnie coś jeszcze.
„Chcemy i potrzebujemy bezpiecznej i stabilnej Rosji. Ten kraj musi jednak być obliczalny, gotowy do kooperacji i przede wszystkim demokratyczny. Tylko taka Rosja może żyć w pokoju z samą sobą i swymi sąsiadami”.
Zdania nie zmieniam. Gdyby Rosja stała się państwem demokratycznym, przestrzegającym zasad praworządności w sprawach wewnętrznych i przewidywalnym partnerem na arenie międzynarodowej, szanującym suwerenność innych, to oczywiście – z taką Rosją chcielibyśmy pragmatycznych, dobrych relacji.
Nie sądzę, by taka zmiana była możliwa szybko. Nie sądzę by – po tym, co się stało 24 lutego i później – była możliwa po przewodnictwem Władimira Putina.
Dlatego dziś za pragmatyczne, a przede wszystkim moralnie słuszne, uważam wspieranie finansowe i militarne Ukrainy. W październiku sam brałem udział w dostarczeniu do Kijowa kilku samochodów typu pick-up dla ukraińskiej armii wypełnionych darami od moich wyborców oraz polityków PO i szerzej rozumianej opozycji. Mam nadzieję, że jeszcze przed świętami wrócimy z kolejną dostawą. Już zbieram środki na zakup kolejnego auta.
Brutalna prawda lepsza niż owijanie w bawełnę
Polityczne wsparcie dla Ukrainy w jej dążeniach do integracji z Zachodem było niezmiennie jednym z najważniejszych elementów naszej polityki wschodniej. Program Partnerstwa Wschodniego – otwierający Ukrainie i kilku innym państwom byłego ZSRR drogę do zbliżenia z UE – był polską inicjatywą realizowaną wspólnie z rządem Szwecji. Uruchomiony w 2009 roku pozostaje ważnym elementem europejskiej polityki wschodniej. Ostatni szczyt Partnerstwa odbył się w grudniu 2021 roku, nieco ponad dwa miesiące przed rosyjską inwazją. Ale i o tym materiał TVP Info nie wspomina.
Oskarża mnie za to o rzekome nakłanianie Ukraińców do kapitulacji, kiedy w lutym 2014 roku wspólnie z ministrami spraw zagranicznych Francji i Niemiec uczestniczyliśmy w negocjacjach pomiędzy ówczesnym, prorosyjskim prezydentem Ukrainy Wiktorem Janukowyczem, a reprezentantami opozycji.
Przypominam – był to czas, kiedy na kijowskim Majdanie protestowały tysiące Ukraińców, a władza próbowała brutalnie te protesty stłumić.
W Kijowie występowaliśmy jako oficjalni reprezentanci Unii Europejskiej i pomogliśmy w podpisaniu porozumienia pomiędzy Janukowyczem a opozycją, żeby uniknąć dalszego rozlewu krwi. Wkrótce dokument stracił aktualność, bo Janukowycz uciekł z kraju. Ale do dziś słyszę z kręgów PiS, że było to porozumienie prorosyjskie i niekorzystne dla Ukraińców. Ten sam zarzut stawia mi TVP Info. Jeśli było tak korzystne dla Rosji, dlaczego podpisu odmówił rosyjski ambasador obecny przy negocjacjach?
A jeśli było tak niekorzystne dla Ukraińców, dlaczego dziennikarze „Dziennika Gazety Prawnej”, po tym jak poprosili o opinię różnych przedstawicieli strony ukraińskiej, napisali: „Z perspektywy czasu nasi rozmówcy nie mają wątpliwości, że kompromis z 21 lutego był najlepszym wyjściem z możliwych, a Sikorski ze Steinmeierem osiągnęli ogromny sukces”.
Warta przytoczenia jest też wypowiedź politologa, prof. Ołeksija Harania. To jemu powiedziałem, że opozycja ukraińska powinna podpisać porozumienie, bo w przeciwnym razie „będziecie mieli stan wojenny, armię i wszyscy zginiecie”. To zdanie wychwyciły media. W materiale TVP Info jest powtarzane wielokrotnie, często w dramatycznym spowolnieniu i złowrogą muzyką w tle.
A co sądzi o niej sam adresat moich słów? Harań, z którym wówczas polemizowałem, już w marcu 2014 roku tak mówił „Dziennikowi”:
„To, że Janukowycz nie poszedł na ostateczną pacyfikację Majdanu, jest wielką zasługą Sikorskiego. To jemu zawdzięczamy, że krew się już więcej w Kijowie nie polała”.
Dyplomacja jest nierzadko sztuką mówienia tak, by niczego konkretnego nie powiedzieć. Ale niekiedy jasny i szczery komunikat – nawet jeśli nieprzyjemny – to coś, co partnerzy doceniają. Tak było w lutym 2014 roku, i tak było w lutym 2022 roku, kiedy na Konferencji Bezpieczeństwa w Monachium powiedziałem delegacji ukraińskiej wprost, że ich kraj zostanie zaatakowany. To była nieoficjalna rozmowa, ale jej szczegóły ujawnił jako pierwszy doradca Wołodymyra Zełeńskiego, Siergiej Leszczenko. Tak opisał to, co ode mnie usłyszał:
„[Sikorski] wziął wiadro, napełnił je zimną wodą i wylał na nasze głowy. Powiedział: «będzie wojna i to się stanie w tym tygodniu». To była niedziela, 20 lutego. Zostaniecie zniszczeni za trzy dni. Nikt wam nie pomoże, chyba że szybko zniszczycie 10 tys. rosyjskich żołnierzy, 100 rosyjskich samolotów i 300 rosyjskich czołgów. Jeśli to zrobicie, kraje zaczną dawać wam broń i nakładać sankcje na Rosję. Kiedy to powiedział, zapadła głucha cisza. Wszystkim nam oczy wychodziły z orbit, ponieważ jego słowa były zupełnie inne niż to, co wszyscy nam mówili i zupełnie nie było to to, co chcieliśmy usłyszeć. To było jak słuchanie herolda apokalipsy”.
Rosja zaatakowała Ukrainę cztery dni po naszej rozmowie i – z tego, co mówi Leszczenko – moje słowa zapadły ukraińskiej delegacji w pamięć. Czasami brutalna prawda jest lepsza niż kurtuazyjne owijanie w bawełnę.
Rozumiem jednak, że funkcjonariusze z TVP mogą tego nie rozumieć – na szczerość i wierność faktom w ich zawodzie nie ma miejsca.