Felieton 44
Szanowni Państwo!
Po pierwsze, wyrok sądu stwierdzający, że Mateusz Morawiecki naruszył m.in. Konstytucję i kodeks wyborczy, nakazując Poczcie Polskiej organizowanie wyborów korespondencyjnych. Po drugie, PiS-owski projekt zmiany ustawy o walce z koronawirusem, który gwarantuje urzędnikom i politykom całkowitą bezkarność. Po trzecie, nowy raport stowarzyszenia absolwentów Krajowej Szkoły Administracji Publicznej, który mówi, że wyższe stanowiska służby cywilnej są obsadzane właściwie wyłącznie z klucza politycznego.
Widzą Państwo związek?
O tym, że PiS, czyli partia, która szła do władzy z obietnicami wzmocnienia państwa, tak naprawdę je psuje, opozycja mówi od dawna. Żadna z obietnic, które zapowiadały poprawę jakości funkcjonowania państwa w jakimkolwiek obszarze, nie została spełniona. W ochronie zdrowia kolejki do lekarzy specjalistów są coraz dłuższe; w edukacji zamiast poprawy mamy chaos i ucieczkę nauczycieli; w wojsku wciąż nierozstrzygnięte przetargi na sprzęt; w policji niedobory kadrowe i wikłanie policjantów w spory polityczne; w spółkach Skarbu Państwa krewni i znajomi królika, absurdalne projekty oraz miliardowe niekiedy straty – jak w przypadku budowy elektrowni w Ostrołęce. Wymieniać można długo. Nawet w obszarze, na którym PiS-owi rzekomo bardzo zależy – promocji Polski za granicą – katastrofa goni katastrofę.
Dlaczego tak się dzieje? Odpowiedź jest prosta – do wszystkich tych instytucji trafiają nie osoby najlepiej przygotowane, ale partyjniacy oraz członkowie ich rodzin, bardzo często zatwierdzani przez samego Jarosława Kaczyńskiego. Do tego dochodzi model „zarządzania”, jaki panuje w instytucjach państwowych. Jako że kariera tych wszystkich politycznych nominatów zależy całkowicie od woli kilku polityków z prezesem na czele, robią wszystko, żeby nikomu się nie narazić. Brakuje im kompetencji, swobody działania i odwagi.
I nie jest to wyłącznie moje zdanie. Dokładnie to samo powiedział niedawno w RMF FM Radosław Fogiel, zastępca rzecznika prasowego PiS. Pytany o to, dlaczego do spółek skarbu państwa trafiają osoby związane z partią, a nie specjaliści odpowiedział:
„Z podobnym problemem mierzyliśmy się, kiedy sprawowaliśmy władzę w latach 2005-2007. Wtedy poszliśmy w kierunku bardzo eksperckim, właśnie otwartych konkursów, jeśli chodzi o rady nadzorcze. Trafiali tam eksperci z rynku, trafiały osoby z tytułami naukowymi, z SGH, z innych uczelni. No i problem okazał się taki, że ich sposób myślenia o gospodarce, o zarządzaniu był zupełnie sprzeczny z tym, co Prawo i Sprawiedliwość ma w swoim programie”.
Zamiast ekspertów dostaliśmy więc całe tabuny niekompetentnych i bezwolnych „misiewiczów”. A teraz PiS chce tym misiewiczom zapewnić bezkarność. Cel projektu zmiany prawa, który właśnie trafia do Sejmu jest oczywisty nawet dla kogoś, kto nigdy się prawem nie zajmował. Czytamy w nim, że:
„Nie popełnia przestępstwa, kto w celu przeciwdziałania COVID-19 narusza obowiązki służbowe lub obowiązujące przepisy, jeżeli działa w interesie społecznym i bez naruszenia tych obowiązków lub przepisów podjęte działanie nie byłoby możliwe lub byłoby istotnie utrudnione”.
Mało tego. Premier Mateusz Morawiecki na pewno ucieszy się, że – jak napisano w uzasadnieniu tych zmian – „proponowany przepis znajdzie zastosowanie do czynów popełnionych także przed wejściem w życie tego przepisu”.
Krótko mówiąc, PiS nie tylko wprowadza przepisy, które zapewnią jego podwładnym bezkarność, ale jeszcze chce, żeby nowe prawo działało wstecz! To pogwałcenie fundamentalnych reguł stanowienia i funkcjonowania prawa. Ale w ten sposób wszystkie nielegalne decyzje Morawieckiego, wszystkie szemrane zakupy respiratorów i maseczek, wszystkie decyzje ograniczające wolności obywatelskie będzie można „podciągnąć” pod nowe przepisy i uznać za działanie „w interesie społecznym”.
Czy projekt „Bezkarność plus” uda się zablokować? Cała opozycja z pewnością będzie przeciw, ale to nie wystarczy. Media donoszą jednak, że na wprowadzenie zmian nie ma zgody w samej Zjednoczonej Prawicy. Przeciwna ma być podobno Solidarna Polska. Nie mam złudzeń, co do intencji Zbigniewa Ziobry – jest przeciw, bo nowe przepisy ograniczą jego wpływy. Jako zwierzchnik prokuratury nie będzie mógł grozić oskarżeniami rywalom z rządu i jego okolic, bo ci zawsze będą mogli usprawiedliwiać się, że łamali prawo w celu walki z koronawirusem.
Bez poparcia Ziobry i jego ludzi projekt upadnie. Jeśli nawet tak się stanie, to zapewne za jakiś czas wróci. Z prostego powodu. Daje Kaczyńskiemu jeszcze więcej władzy. Ale z Polski robi państwo coraz bardziej oczywistego bezprawia.
A wyborcom – przy pomocy TVP – powie się, że to wszystko w imię ochrony przed straszną Unią Europejską, wrogami Kościoła, Niemcami, gejami, cyklistami, wegetarianami czy kimkolwiek innym, kto w danej chwili narazi się PiS. Prezes wciąż wierzy, że „ciemny lud” wszystko kupi.