Felieton 29
Szanowni Państwo!
Wynik wyborów prezydenckich może zmienić polską politykę. Kontrola rządów PiS i weto dla ich najbardziej destrukcyjnych zapędów są bardzo potrzebne. Ale pamiętajmy, że kompetencje prezydenta obejmują przede wszystkim obszar polityki obronnej i zagranicznej.
Politycy PiS przekonują, że dzięki „dobrej współpracy” między rządem a Andrzejem Dudą odnosimy same sukcesy. Zobaczmy więc, jak się sprawy mają właśnie w polityce zagranicznej.
***
Dobrym punktem odniesienia jest „Strategia Polskiej Polityki Zagranicznej 2017-2021”. Dokument, przygotowany przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych już za rządów PiS, wymienia najważniejsze cele, jakie Polska powinna realizować na arenie międzynarodowej. Jak idzie ich wykonanie po 3,5 roku od początku roku 2017?
Konkretne postulaty zawarte w dokumencie MSZ można, moim zdaniem, podzielić z grubsza na trzy kategorie:
- Szkodliwe dla Polski;
- Sensowne, ale kompletnie sprzeczne z innymi postulatami rządu PiS;
- Słuszne, ale niezrealizowane lub torpedowane przez działania polityków obozu władzy
Nie są to kategorie zupełnie się wykluczające – zdarzają się na przykład postulaty słuszne, ale jednocześnie sprzeczne z innymi planami rządu i nierealizowane. Czytając „Strategię” naprawdę trudno doszukać się w niej – wbrew tytułowi – jakiejkolwiek spójnej myśli strategicznej, która później znalazłaby wyraz w realnych działaniach. Proszę o tym pamiętać, kiedy po raz kolejny usłyszą Państwo zapewnienia o „wzorowej współpracy dla dobra kraju” rządu PiS z prezydentem tej partii.
***
Przejdźmy jednak do konkretnych przykładów. Niewątpliwie szkodliwe i po prostu niemądre jest deklarowanie w strategii polityki zagranicznej… przywiązania do węgla! W dokumencie czytamy na przykład, że wysiłki na rzecz zatrzymania zmian klimatycznych nie powinny być kontynuowane, bo „Unia osiągnęła już granicę bezpiecznych deklaracji i zobowiązań jednostronnych”. Najwyraźniej polskim dyplomatom nie udało się przekonać do swojego zdania kolegów z Unii, bo od tamtej pory kraje Wspólnoty zgodziły się na wprowadzenie tak zwanego Europejskiego Zielonego Ładu, który zakłada szybkie ograniczenie emisji gazów cieplarnianych i osiągnięcie neutralności klimatycznej do roku 2050. Ten cel zaakceptowały wszystkie kraje poza jednym – Polską.
Co więcej, autorzy „Strategii” byli przekonani, że działania na rzecz ochrony klimatu można jakimś magicznym sposobem pogodzić z dalszym wydobyciem węgla na obecną skalę. W dokumencie czytamy, że „ewentualna reforma unijnego systemu pozwoleń na emisje CO2, w tym poziom cen uprawnień do emisji, nie może odbywać się ze szkodą dla bezpieczeństwa energetycznego naszego państwa, czego gwarantem jest wykorzystanie własnych zasobów, przede wszystkim węgla, do produkcji energii”. I znów klęska, bo ceny emisji CO2 rosną i ten proces będzie postępował.
Ale bodaj najbardziej absurdalnym pomysłem jest ten, by z węgla kamiennego zrobić… flagowy towar eksportowy. W „zadaniach do wykonania” czytamy, że polska dyplomacja ma „dążyć do zwiększenia wolumenu eksportowego polskich surowców, w szczególności węgla kamiennego”. W tym celu polscy dyplomaci powinni „działać na rzecz utworzenia porozumień międzynarodowych z krajami Azji Pd., Ameryki Pn. Pd., Bliskiego Wschodu i Australii”. To piramidalna niedorzeczność. Po pierwsze, polski węgiel ze względu na rosnące koszty wydobycia jest coraz droższy, więc niekonkurencyjny. Po drugie, coraz więcej państw odchodzi od wykorzystania węgla w swoich gospodarkach. Po trzecie, nie bardzo wiadomo, jak ten postulat ma się do postulatu budowy innowacyjnej gospodarki, kiedy to właśnie transformacja energetyczna daje szansę na taką zmianę. Jak to się wszystko skończyło, wiemy. Dziś polski węgiel zalega na hałdach, a nad Wisłę płyną coraz większe ilości węgla nie tylko z Rosji, ale nawet z Ameryki Południowej.
Dlatego zamiast łudzić się, że nasz sektor energetyczny może się nie zmieniać, lepiej skorzystać z pieniędzy, jakie oferuje nam nowa perspektywa finansowa w Unii i wreszcie zreformować polską energetykę.
***
Kolejna kategoria celów to postulaty sensowne, ale sprzeczne z innymi celami rządu PiS. Tu najlepszym przykładem są powtarzane w „Strategii” wielokrotnie postulaty „wzmocnienia i wewnętrznej konsolidacji” Unii Europejskiej. Opis pożądanych relacji z UE to prawdziwy galimatias i próbą łączenia kompletnie nieprzystających propozycji.
I tak, z jednej strony czytamy, że Unia jest nieskuteczna i nie dość szybko reaguje na stojące przed nią wyzwania, co – zdaniem autorów – może być „źródłem rozczarowania coraz większej grupy Europejczyków w coraz większej liczbie krajów”. Jakie jest jednak rozwiązanie tego problemu? Otóż zamiast apelować o wzmocnienie kompetencji unijnych rząd PiS stwierdza, że „chybionym okazało się również szukanie odpowiedzi na kryzys Unii w nieuzasadnionym poszerzaniu kompetencji organów unijnych kosztem prerogatyw państw członkowskich i procedur demokratycznych”. Pomijam już, że oskarżanie Unii o niedemokratyczność przez rząd PiS to hipokryzja. Ważne jest to, że Unii ma być mniej. Wielokrotnie w czasie minionych pięciu lat słyszeliśmy, że Unia powinna być luźnym związkiem państw, właściwie strefą wolnego handlu.
Nie dalej jak w kwietniu tego roku Jarosław Kaczyński przekonywał, że „Unia nie jest państwem – w żadnym tego słowa znaczeniu – lecz organizacją międzynarodową, której kraje członkowskie oddają suwerenność w bardzo niewielkiej – poza relacjami gospodarczymi – części”.
Tak oto z jednej strony politycy PiS zarzucają Unii słabość, z drugiej uważają, że powinna być… jeszcze słabsza. Ale to nie koniec niespójności.
Kiedy bowiem w odpowiedzi na pandemię koronawirusa Komisja Europejska zaproponowała zaciągnięcie wspólnego długu na 750 miliardów euro po to, by ratować unijne gospodarki, rząd PiS i prezydent Duda ogłosili, że to… ich wspólny sukces. To przecież absurd, bo strefy wolnego handlu nie zaciągają wspólnych kredytów dla ratowania siebie nawzajem. Nikt z nas nie słyszy, by Donald Trump ruszał na pomoc Meksykowi czy Kanadzie, chociaż wszystkie te państwa łączy porozumienie o wolnym handlu. Podobnie Unia nie pożycza pieniędzy na pomoc Japonii czy Kanadzie, chociaż również takie porozumienie mamy.
Ale i to nie wszystko. Otóż ten sam rząd, który chciałby, aby Unia była tylko luźnym związkiem państw, jednocześnie chciałby dać jej prawo do poboru podatków. Premier Morawiecki otwarcie przyznał, że jest zwolennikiem wprowadzenia podatków na poziomie unijnym, między innymi od gigantów cyfrowych i od transakcji handlowych. Gdzie w tym wszystkim sens? Nie wiem. Wiem jednak, że bałagan poglądowy przekłada się na chaotyczną politykę zagraniczną.
***
Wreszcie, kategoria ostatnia to postulaty słuszne, ale jednocześnie torpedowane przez inne działania PiS. W tej grupie najbardziej uderzające są „uniwersalne wartości: demokracja, rządy prawa i poszanowanie praw człowieka, a także wartości chrześcijańskie, które legły u podstaw integracji europejskiej”. Zdaniem autorów dokumentu promowanie tych wartości „w skali międzynarodowej leży w interesie Rzeczypospolitej, ponieważ są one najlepszą gwarancją pokoju, stabilności i rozwoju na świecie”.
Jak wygląda realizacja tego zadania? Przez kilka lat rządów Prawa i Sprawiedliwości Polska z ikony udanej transformacji demokratycznej stała się – obok Węgier – jednym z symboli odejścia od ideałów demokratycznych. O zagrożeniach dla wolności mediów, praw obywatelskich, niezależności sądów, równowagi władz informowały między innymi Rada Europy, Komisja Europejska, Parlament Europejski, międzynarodowe organizacje prawnicze i dziesiątki naukowców zajmujący się badaniem stanu demokracji na całym świecie. W rankingu prestiżowego think-tanku Freedom House, Polska spadła z poziomu pełnej demokracji, do demokracji na pół-skonsolidowanej (ang. semi-consolidated democracy). W rankingu wolności prasy jesteśmy na 62 miejscu na świecie, daleko w tyle za takimi krajami jak Czechy (34) czy Litwa (36), o Niemcach (15) nawet nie wspominając.
Unia Europejska prowadzi przeciwko Polsce postępowania dotyczące naruszenia praworządności. Sytuacja w naszym kraju oraz na Węgrzech była powodem do dyskusji o uzależnieniu wypłat środków unijnych od przestrzegania zasad praworządności. Jest to zresztą kolejny „sukces” polityki zagranicznej PiS, ponieważ ten pogląd, jeszcze kilka lat temu uznawany za radykalny, dziś jest w UE praktycznie powszechnie akceptowany.
Gdy idzie o prawa obywatelskie, to w rankingu sekcji europejskiej ILGA (International Lesbian and Gay Association, Międzynarodowe Stowarzyszenie Lesbijek i Gejów), organizacji akredytowanej przy Komisji Europejskiej, Polska została uznana za najbardziej homofobiczny kraj Unii Europejskiej. Wypowiedzi prezydenta o LGBT stwierdzające, że to nie ludzie, ale ideologia i to gorsza od komunizmu, z pewnością tej pozycji nie poprawią.
Kiedy więc w „Strategii Polityki Zagranicznej” czytamy, że „duże znaczenie będziemy przywiązywać zwłaszcza do wolności myśli i sumienia oraz dialogu międzyreligijnego jako sposobu budowania pokojowych relacji między wspólnotami religijnymi, zapobiegania ekstremizmowi, nietolerancji i terroryzmowi”, to możemy się jedynie smutno uśmiechnąć.
Porażka w ochronie wartości demokratycznych podkopuje też inny cel wymieniony w „Strategii”, czyli poprawę wizerunku naszego kraju. Wyjątkowa okazja do promocji, jaką było 100-lecie odzyskania niepodległości, przeszła właściwie bez echa. A miliony złotych przeznaczane na działalność Polskiej Fundacji Narodowej wykorzystano albo do propagandy wewnętrznej (słynna kampania przeciwko sędziom), albo na kuriozalne projekty bez znaczenia (kupno jachtu, który miał promować Polskę na świecie, a uszkodzony spędził miesiące gdzieś na wybrzeżu USA).
***
Tych absurdów, porażek lub zwyczajnych niespójności z realnymi działaniami władzy znajdziemy w „Strategii” znacznie więcej. Kiedy więc po raz kolejny jakiś polityk PiS powie o wspaniałej współpracy rządu i prezydenta, zastanówcie się, co z tej współpracy wynikło dla dobra naszej dyplomacji, bezpieczeństwa i wizerunku na świecie. A więc dla dziedzin, na które prezydent ma realny wpływ.