Felieton nr 102
Szanowni Państwo!
23 maja, porywając cywilny samolot, reżim Aleksandra Łukaszenki dokonał aktu terroryzmu i sprowadził niebezpieczeństwo na ponad setkę obywateli Unii Europejskiej. Dzień później Rada Europejska – czyli zgromadzenie przywódców wszystkich państw UE – zdecydowała o nałożeniu sankcji na osoby oraz podmioty odpowiedzialne za porwanie i planuje kolejne działania. Słusznie.
Po raz kolejny okazało się, że „wyimaginowana wspólnota”, jak nazywa UE Andrzej Duda, dysponuje konkretnymi narzędziami wywierania wpływu. Niestety, korzysta z nich zbyt rzadko, ale kiedy to robi, należy ją pochwalić. Przy okazji proszę się też zastanowić – czy poza Unią nasze możliwości oddziaływania na takie państwa jak Białoruś i sponsorującą reżim Łukaszenki Rosję byłyby mniejsze czy większe?
Przypomnijmy, co się stało. Posługując się fałszywymi informacjami o bombie na pokładzie i wysyłając w powietrze myśliwiec, władze białoruskie zmusiły do lądowania w Mińsku cywilny samolot lecący z Aten do Wilna. Tylko po to, aby aresztować znajdującego się na pokładzie białoruskiego dziennikarza, Romana Protasiewicza. Jego jedyną winą było opisywanie nadużyć reżimu, w tym ukradzionych wyborów prezydenckich i gnębienia tysięcy Białorusinów, którzy mieli odwagę zaprotestować przeciwko Łukaszence.
Co w świetle tych wydarzeń postanowiła Rada Europejska?
Na pierwszym miejscu znalazło się żądanie uwolnienia Protasiewicza i jego partnerki Sofii Sapiegi oraz zagwarantowania im swobody przemieszczania się. Członkowie Rady Europejskiej dali też zielone światło dla nałożenia sankcji na osoby i instytucje stojące za porwaniem. Zaapelowali także do przewoźników europejskich o rezygnację z korzystania z przestrzeni powietrznej nad Białorusią. Jak pokazuje bieżący monitoring lotów w Europie – przewoźnicy zastosowali się do tego apelu. Ponadto, co znacznie bardziej dotkliwe dla białoruskiego reżimu, Rada Europejska chce zamknięcia europejskiej przestrzeni powietrznej dla linii białoruskich. Liderzy państw członkowskich polecają odpowiednim instytucjom unijnym „przyjęcie niezbędnych środków, aby zakazać białoruskim liniom lotniczym przelotów w unijnej przestrzeni powietrznej i uniemożliwić tym liniom wykonywanie lotów do portów lotniczych UE”. Zapowiadają też dalsze zajmowanie się tą sprawą, co – jeśli Łukaszenko nie zareaguje na pierwsze ostrzeżenie – miejmy nadzieję doprowadzi do nałożenia kolejnych sankcji na białoruskie przedsiębiorstwa, a być może do całkowitego zamknięcia rynku europejskiego dla towarów z Białorusi.
Dobre i – co ważniejsze – szybkie oświadczenia wydali też przewodnicząca Komisji Europejskiej oraz przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michel. „Oburzające i nielegalne działanie reżimu białoruskiego będzie miało konsekwencje. Odpowiedzialni za porwanie samolotu Ryanair muszą zostać objęci sankcjami. Dziennikarz Roman Protasiewicz musi zostać natychmiast uwolniony”, napisała Ursula von der Leyen.
Na tym tle kuriozalnie zabrzmiały słowa komisarz ds. transportu, Adiny Valean, która po odlocie samolotu z Mińska do Wilna, już bez Protasiewicza na pokładzie, napisała, że to „wspaniałe wieści dla wszystkich, zwłaszcza rodzin i przyjaciół pasażerów”. Pani komisarz zreflektowała się dzień później zamieszczając wpis domagający się uwolnienia Protasiewicza.
Trwające od miesięcy represje wobec demokratycznej opozycji – o skali przewyższającej nawet to, co spotykało Polaków po wprowadzeniu stanu wojennego – nigdy nie były wyłącznie „wewnętrzną sprawą” Białorusi, mimo że ofiarami prześladowań padali obywatele tego kraju. Ale teraz Łukaszenko poszedł o krok dalej – wziął na cel samolot irlandzkiej firmy, zarejestrowany w Polsce, lecący z jednej unijnej stolicy do drugiej z obywatelami Unii Europejskiej na pokładzie.
Co więcej, wiceminister spraw zagranicznych Paweł Jabłoński twierdził w poniedziałek rano, że Protasiewicz uzyskał w Polsce azyl polityczny, co czyniłoby Polskę tym bardziej odpowiedzialną za jego bezpieczeństwo. Wieczorem informację zdementował inny wiceminister w tym samym resorcie, Marcin Przydacz. Wersję Przydacza potwierdzają współpracownicy Protasiewicza, którzy twierdzą, że polski Urząd ds. Cudzoziemców nigdy nie wydał decyzji o azylu i nie poinformował o przyczynach odmowy. W rezultacie Protasiewicz wyjechał z Warszawy do Wilna.
Ale niezależnie od statusu Protasiewicza atak na samolot pasażerski to atak nie tylko na białoruskiego dziennikarza. To atak na całą Unię Europejską. Wizerunek Wspólnoty i wiara w projekt europejski zależy od reakcji – jej szybkości i zdecydowania – w chwilach kryzysu, takich jak ta.
Początkowa reakcja państw unijnych zasługuje na uznanie, ale obecnie zadaniem polskiego rządu jest podtrzymywanie u naszych partnerów w Europie zainteresowania tą sprawą i konsekwentne podkreślanie powagi sytuacji. Do tego jednak potrzebna jest bliska współpraca z innymi państwami regionu, a także umiejętność pozyskania sojuszników. Mam nadzieję, że rząd PiS podoła zadaniu.
Instytucje unijne i państwa europejskie mają wybór: albo wybiorą działania zdecydowane, konsekwentne i bolesne dla reżimu, albo narażą nas wszystkich na kolejne prowokacje. I to nie tylko ze strony Białorusi. Świat jest wielką sceną, a takie zdarzenia oraz reakcje, jakie wywołują, obserwują nasi rywale na całym świecie. W tym Rosja, czyli sponsor i protektor białoruskiego reżimu.
W 1938 roku Winston Churchill wypowiedział do wracającego z Monachium brytyjskiego premiera Neville’a Chamberlaina słynne słowa: „Miał Pan do wyboru hańbę lub wojnę. Wybrał Pan hańbę, a będzie miał wojnę”. Europie, na szczęście, nie grozi w tej chwili konflikt zbrojny. Ale myśl stojąca za słowami Churchilla pozostaje aktualna: w relacjach z dyktatorami bierność nigdy nie jest zwycięską strategią.