CZCIONKA
KONTRAST

Potrzebujemy integracji, nie izolacji

Share this...
Share on Facebook
Facebook
Tweet about this on Twitter
Twitter

Felieton nr 118

Szanowni Państwo!

Sytuacja, w jakiej znalazła się Polska pod obecną władzą nie skłania do żartów. Ale jednocześnie – jak w czasach PRL – rzeczywistość rządów PiS stała się tak absurdalna, że najlepiej opisują ją anegdoty.

Tu pasuje ta o niedzielnym kierowcy, który jedzie samochodem i słyszy w radiu komunikat:
– Uwaga! Jakiś wariat na autostradzie A1 jedzie pod prąd!
Kierowca rozgląda się i mówi do siebie:
– Jeden wariat? Tu są ich setki! I jeszcze na mnie trąbią!

Tak najkrócej można podsumować politykę zagraniczną PiS. Wszędzie – w Brukseli, w kontaktach ze Stanami Zjednoczonymi, w relacjach z sąsiadami. Wszyscy im mówią, że jadą pod prąd i na zderzenie ze ścianą. Ale Kaczyński upiera się, że to inni zwariowali, a on jeden ma rację.

Czy to Państwa dziwi?

Kiedy amerykańskie media opisywały rozmaite kłamstwa, skandaliczne wypowiedzi albo zachowania Donalda Trumpa, często pisały, że są one „szokujące, ale nie zaskakujące”. To samo określenie pasuje do polityki PiS. Każda nowa próba szczucia Polaków na siebie samych, każdy nowy konflikt międzynarodowy może szokować, ale nie może zaskakiwać. Zwracam na to uwagę tym wszystkim dziennikarzom i komentatorom polityki, którzy wciąż są zaskoczeni, że Kaczyński robi to, co od dawna zapowiadał, że zrobi.

PiS prowadzi politykę zagraniczną tak, jakby ich działania nie miały konsekwencji. Jakby Polska miała polisę, która zawsze nas uratuje, albo jakby Polsce coś się od innych krajów należało tylko dlatego, że jest Polską. To skrajnie naiwne. Na forum międzynarodowym każdy kraj ma pozycję taką, jaką jest w stanie wywalczyć rząd i wizerunek taki, na jaki ten rząd zapracował.

W ciągu ostatnich 30 lat przeszliśmy długą drogę nie tylko w polityce wewnętrznej, także w relacjach ze światem. Początkowo chwalono nas za Solidarność, ale kiedy w końcu wybiliśmy się na niepodległość, staliśmy się w oczach części państw kłopotem, który dobijał się na Zachód, a z którym Zachód nie bardzo wiedział co zrobić. Później byliśmy przykładem udanych przemian – nie idealnych, ale udanych – od dyktatury do demokracji. Jeszcze później, wstępując do NATO i Unii Europejskiej, staliśmy się pełnoprawnym członkiem Zachodu. Przez lata budowaliśmy swoją pozycję w tych organizacjach. A dziś znowu, zamiast dostarczać rozwiązania dla wyzwań, z jakimi mierzą się zachodnie demokracje, Polska Kaczyńskiego stała się przyczyną tych problemów.

Żyjemy w przepoczwarzającym się i niebezpiecznym świecie. Ale źródłem tych niebezpieczeństw nie są Niemcy czy Czesi, z którymi toczymy dyplomatyczne wojny, nie są nimi szczepionki, Komisja Europejska, czy seriale z Netflixa. Zagrożenie leży gdzie indziej.

Po wycofaniu amerykańskich wojsk z Afganistanu, zainteresowanie Stanów Zjednoczonych coraz wyraźniej przenosi się na Daleki Wschód, a problemem organizującym amerykańską politykę zagraniczną jest rywalizacja z Chinami. Dosłownie kilka dni temu dowiedzieliśmy się o nowym układzie sojuszniczym skupiającym Stany Zjednoczone, Wielką Brytanię i Australię. W ramach porozumienia Amerykanie dostarczą Australijczykom technologię pozwalającą na budowę okrętów podwodnych o napędzie atomowym. Żaden inny kraj – poza Wielką Brytanią – nie ma dostępu do tej amerykańskiej technologii. Joe Biden duże nadzieje pokłada też w innym układzie, tzw. QUAD skupiającym poza USA, Australię, Indie, Japonię.

Jakich jeszcze dowodów potrzebujemy żeby zrozumieć, że Europa – chociaż pozostaje amerykańskim sojusznikiem – przestaje być dla Waszyngtonu głównym obszarem zainteresowania? W tych warunkach musimy – jako Europejczycy – wspólnie wziąć na siebie większą odpowiedzialność za nasze bezpieczeństwo.

Tym bardziej, że przed nami inne wyzwania: kryzysy migracyjne, w tym te wywołane zmianami klimatu, ataki cybernetyczne, a być może kolejne pandemie czy krachy finansowe. To nie czarnowidztwo. To chłodne wnioski z tego, co w ostatnich latach widzieliśmy wokół nas.

Czas kryzysu to nie czas na ucieczkę. Czas kryzysu wymaga odważnego przywództwa i aktywnej roli w polityce zagranicznej. Kaczyński tymczasem – zamiast stawić czoła adwersarzom – wdaje się w potyczki z naszymi sojusznikami.

A kiedy i te przegrywa, umywa ręce, chowa się do skorupki. Jak dziecko zasłania oczy i myśli, że nikt go nie widzi. Liczy, że uciekając w izolację kupi sobie spokój. Jest dokładnie odwrotnie – izolując Polskę naraża nas na jeszcze większe zagrożenie.

W warunkach niepewności bliskie sobie państwa – podobnie jak ludzie – muszą ze sobą współdziałać. Bezpieczeństwo Polski opiera się od lat na dwóch filarach – mocnym sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi i bliskiej współpracy w ramach Unii Europejskiej. W tej chwili oba te filary chwieją się w posadach.

Ludzie z PiS lubią nazywać się patriotami. Ja jestem patriotą. W moim patriotyzmie nie chodzi o to, żeby toczyć wojny ze wszystkimi wokół i zostawić po sobie biało-czerwoną flagę łopoczącą na gruzowisku. Stać nas na patriotyzm, który zamiast niszczyć, buduje. Buduje Polskę silniejszą wewnętrznie, silniejszą w Europie i silniejszą w świecie. A siła tkwi w integracji, nie w izolacji.

Historia pokazuje, że naszego kraju nigdy nie było stać na izolacjonizm. Polska zawsze musiała dokonać wyboru między dwoma kierunkami – zachodnim i wschodnim. A każdy krok dalej od Zachodu to jednocześnie wielki krok bliżej Wschodu. Zastanówcie się, w którą stronę prowadzi nas Kaczyński.

Share this...
Share on Facebook
Facebook
Tweet about this on Twitter
Twitter