Felieton nr 144
Szanowni Państwo!
Chociaż największą cenę za szaleństwo Władimira Putina płacą Ukraińcy, już dziś wiadomo, że wojna za naszą wschodnią granicą będzie miała konsekwencje nie tylko dla zaangażowanych stron, nie tylko dla naszego regionu czy Europy w ogóle. To wojna o skutkach globalnych.
Nasz świat się zmienia. Kończy się etap intensywnej, nieskrępowanej globalizacji. A wojna w Ukrainie zapewne ten proces przyspieszy.
Kryzys w Rosji
Krótko po wystrzeleniu pierwszych rakiet na ukraińskie miasta setki zachodnich firm ogłosiło zawieszenie działalności w Rosji lub całkowite wycofanie się z tego kraju. Niekiedy z powodu nałożonych sankcji, ale także pod wpływem presji konsumentów. Z kolei sankcje finansowe nałożone przez państwa szeroko rozumianego Zachodu odcięły Kreml od rezerw walutowych i doprowadziły do załamania kursu rubla.
Wyłączeni z systemu płatności bezgotówkowych Rosjanie ruszyli do bankomatów, w których zabrakło gotówki, i do sklepów, w których po kilku tygodniach wojny zaczęło brakować towarów. Inni – często młodzi i dobrze wykształceni – wybrali emigrację.
Jako że państwa europejskie zamknęły przestrzeń powietrzną dla rosyjskich samolotów, uciekinierzy pojechali na południe. Władze Armenii informowały o 80 tys. Rosjan, którzy przekroczyli granicę w ciągu pierwszych trzech tygodni wojny. Według burmistrza gruzińskiego Tbilisi tylko do jego miasta przyjechało w tym samym czasie 25 tys. Rosjan. Inne kierunki migracji to, między innymi, Turcja oraz kraje środkowej Azji.
Ten „drenaż mózgów” także będzie miał negatywne skutki dla rosyjskiej gospodarki, którą czeka poważna recesja. Rosyjski PKB może się skurczyć o nawet kilkanaście procent.
I niewiele wskazuje na to, by Rosjanie mogli swoje położenie szybko zmienić. Zachodnie agencje wywiadowcze informowały o rosyjskich stratach sięgających nawet tysiąca żołnierzy dziennie (rannych lub zabitych). Do tego dochodzą wiadomości o kłopotach z zaopatrzeniem armii, niedoborach jedzenia, fatalnym przeszkoleniu i morale rosyjskich żołnierzy. Rzut oka na mapę Ukrainy pokazuje, że mimo barbarzyństwa najeźdźców nie udało im się zdobyć nawet miast położonych tuż przy granicy.
Jeśli plan maksimum Władimira Putina zakładał podbicie wschodniej Ukrainy, podział kraju i zainstalowanie w Kijowie nowych, podległych Moskwie władz, to miesiąc po inwazji rosyjski prezydent jest całe lata świetlne od jego realizacji. Nawet gdyby udało mu się zająć „tylko” południową i wschodnią część kraju, władze w Kijowie nie pogodzą się z utratą terytorium. Utrzymanie zajętych terenów będzie wiązało się dla Rosji z dodatkowymi, ogromnymi kosztami.
Kto zyska, kto straci?
Odizolowane od świata zachodniego władze na Kremlu mogą szukać pomocy w Pekinie. Czy ją dostaną? Nie brakuje głosów, że wybuch wojny szkodzi także Chinom. Wyższe ceny ropy czy gazu mają charakter globalny – więcej zapłaci więc nie tylko Zachód, ale i Chiny.
Wzrost cen nie ograniczy się wyłącznie do surowców. Według danych z zebranych w magazynie „The Atlantic” przed wybuchem wojny Rosja i Ukraina odpowiadały łącznie za około 30 proc. globalnego eksportu pszenicy, 20 proc. kukurydzy i 80 proc. oleju słonecznikowego. Zrujnowanie ukraińskiej gospodarki będzie miało wpływ na ceny żywności. Tym bardziej, że oba państwa są także ważnymi producentami stosowanych w rolnictwie nawozów.
Nie wiemy, jak znaczące i jak trwałe będą skoki cen zbóż, ale z historii wiemy, jakie mogą być ich konsekwencje polityczne – droższy chleb w niejednym miejscu na świecie może wypchnąć ludzi na ulice. To również nie leży w interesie Chin.
Podobnie jak zdecydowana i solidarna odpowiedź Zachodu na rosyjską agresję. Widząc tempo, w jakim – rzekomo słabe i niezdolne do działania – liberalne demokracje paraliżują rosyjską „fortecę gospodarczą”, którą próbował zbudować Putin, władze w Pekinie z pewnością zastanowią się, czy zapowiadana przez nie próba podbicia Tajwanu to rozsądny krok. Zachodnie sankcje odcięły Putinowi dostęp do mniej więcej 2/3 z ponad 600 miliardów dolarów rezerw finansowych. Wartości chińskich rezerw w obcych walutach przekraczała w 2021 roku 3 biliony dolarów.
Rosja wasalem Chin?
Ale najpoważniejsze zagrożenie dla Pekinu wynika z załamania dotychczasowego modelu globalizacji. To przecież dzięki ogromnym zagranicznym inwestycjom, dzięki transferom maszyn i technologii możliwe było wyciągnięcie z biedy setek milionów Chińczyków. Władze w Pekinie lubią krytykować porządek światowy stworzony przez Stany Zjednoczone po II wojnie światowej, ale są tego porządku potężnym beneficjentem.
Czy bliższa współpraca z Rosją może wynagrodzić Pekinowi pogorszenie relacji z Zachodem? Do pewnego stopnia. Zdesperowany Putin będzie zmuszony sprzedawać gaz i ropę po zaniżonych cenach, tucząc tym samym chińską gospodarkę. Do tego jednak potrzeba odpowiedniej infrastruktury przesyłowej, a jej zbudowanie wymaga czasu. Poza tym, czy rosyjski prezydent naprawdę chce przejść do historii jako ten, który z wielkiej Rosji uczynił wasala Pekinu? I czy chcą tego Rosjanie? Jeszcze 30 lat temu gospodarki obu krajów były podobnej wielkości. Dziś chiński PKB jest mniej więcej 10-krotnie wyższy od rosyjskiego. Stosunek liczby ludności wygląda podobnie, a na armię Chińczycy wydają ponad 3-krotnie więcej od Rosjan. Nietrudno się domyślić, kto w takim układzie byłby stroną dominującą.
Z dużą dozą sceptycyzmu podchodzę też do opinii jakoby bogata w surowce Rosja była „skazana” na owocną współpracę z potrzebującymi tych surowców Chinami. O jakości relacji decydują nie tylko interesy, lecz także wynikające z historycznych doświadczeń emocje. Dość przypomnieć, że relacje pomiędzy dwoma największymi komunistycznymi państwami świata – ZSRR i ChRL – załamały się już pod koniec lat 50. XX wieku, w 1969 r. doszło do regularnych walk na granicy, a dekadę później Pekin gospodarczo otworzył się na Zachód. Rosja i Chiny nie są na siebie skazane.
Zbliżenie tych dwóch krajów nie byłoby także korzystne z naszego punktu widzenia. Jeśli istotnie wchodzimy w epokę nowej zimnej wojny, to w interesie Polski leży, by uskok cywilizacyjny pomiędzy dwoma blokami przebiegał jak najdalej od naszych granic. Trudno sobie wyobrazić, by Rosja stała się w najbliższym czasie państwem demokratycznym. Może jednak stać się państwem bardziej przewidywalnym, zdolnym do normalizacji stosunków z sąsiadami i Zachodem. Leży to również w interesie tych wszystkich Rosjan, którzy dziś stoją w kolejkach do pustych półek, uciekają za granicę lub giną na wojnie.
Ale nowe otwarcie będzie możliwe tylko pod jednym warunkiem – zmiany władzy na Kremlu.