CZCIONKA
KONTRAST

Triumf antynaukowości

Share this...
Share on Facebook
Facebook
Tweet about this on Twitter
Twitter

Felieton 47

Szanowni Państwo!

 

Kraśnik. Po przyjęciu przez radnych uchwał wymierzonych nie tylko w społeczność LGBT, ale także w telefony komórkowe i sieć Wi-Fi, miasto stało się przedmiotem żartów w całej Polsce. I trudno się dziwić. Ale wydarzenia w Kraśniku nie są odosobnionym kuriozum. To przejaw znacznie szerszego i niebezpiecznego zjawiska.

 

Przypomnijmy, Rada Miasta Kraśnik kilka dni temu zdecydowała (większością dwóch głosów), że nie zrezygnuje z uchwały wymierzonej w osoby LGBT. Samą uchwałę przyjęto w maju zeszłego roku, a stwierdza ona między innymi, że „W związku z wywołaną przez niektórych polityków wojną ideologiczną, Rada Miasta Kraśnik podejmuje deklarację: „Samorząd wolny od ideologii »LGBT«”.

 

Oczywiście, radni przekonywali, że nikogo nie chcą dyskryminować, że wszyscy Polacy mają równe prawa, a nawet, że w Polsce nie ma „stref wolnych od LGBT”, chociaż w przytoczonym wyżej fragmencie stwierdzają, że Kraśnik taką strefą jest. A przynajmniej chce być.

 

Uchwałę chciała uchylić część radnych, ponieważ, mówiąc najdelikatniej, nie przyniosła Kraśnikowi chwały. Najpierw współpracę z miastem zerwało francuskie miasto partnerskie. A teraz minister spraw zagranicznych Norwegii zapowiedziała, że pieniądze z tzw. funduszy norweskich, nie mogą trafić do miejsc, które prześladują osoby LGBT. Kraśnik – wymieniony zresztą przez panią minister z nazwy – może na tym stracić od 3 do 10 milionów… euro! Unia Europejska poprzez rezolucje i raporty Parlamentu Europejskiego, a także ustami szefowej Komisji Europejskiej, Ursuli von der Leyen również ostrzega, że na tego rodzaju uchwały nie ma we wspólnej Europie miejsca. Mimo to radni Kraśnika uznali, że ich homofobia nie jest na sprzedaż i uchwałę podtrzymali.

 

Na tej samej sesji przyjęto także petycję, domagającą się rezygnacji z budowy sieci 5G, czyli najnowszej technologii wielokrotnie zwiększającej szybkość połączeń internetowych. Radni chcą także… zlikwidowania sieci Wi-Fi w szkołach i wprowadzenia zakazu korzystania z telefonów komórkowych na terenie szkoły, poza sytuacjami alarmowymi. W uzasadnieniu autorzy przyjętej petycji piszą, że w gruncie rzeczy należy w ogóle zrezygnować z komunikacji bezprzewodowej, bo „łączność przewodowa stanowi sprawdzoną i bezpieczną alternatywę dla komunikacji bezprzewodowej”.

 

Krótko mówiąc, zdaniem autorów petycji i radnych Kraśnika powinniśmy pożegnać się ze smartfonami, tabletami, siecią Wi-Fi w domach, nawigacjami w samochodach, a nawet – jak rozumiem – starymi telefonami komórkowymi, które pozwalały tylko na wysyłanie SMS-ów i wykonywanie połączeń. Internet i telefon mogą zostać, ale wyłącznie „po kablu”. Wszystko z obawy przed rzekomym promieniowaniem i jego tragicznymi skutkami dla zdrowia. Na szczęście, mimo przyjęcia uchwały, burmistrz Kraśnika, Wojciech Wilk z Koalicji Obywatelskiej, obiecał, że nie wyłączy dzieciom w szkołach sieci Wi-Fi.

 

***

 

W Internecie natychmiast pojawiły się memy i komentarze przenoszące Kraśnik do epoki kamienia łupanego, średniowiecza lub – w najlepszym razie – na przedwojenną wieś. Ale mam wrażenie, że uchwały radnych to tylko pojedynczy objaw znacznie szerszego zjawiska, o którym już tu pisałem. Zjawiska porzucania rozumu na rzecz przesądów, nauki na rzecz teorii spiskowych i intelektualnych autorytetów na rzecz szarlatanów.

 

Takie trendy widać nie tylko w Polsce, ale na całym świecie, a zwłaszcza tam, gdzie populistyczne partie i politycy biją się o władzę. W Stanach Zjednoczonych Donald Trump od miesięcy publicznie krytykuje naukowców specjalizujących się w walce z epidemią, zniechęca swoich zwolenników do noszenia maseczek i podważa sens lockdownu. Efekty znamy – w USA zachorowało już ponad 7 milionów ludzi, a zmarło ponad 200 tysięcy.

 

Ale prezydent promuje też rozmaite teorie spiskowe. Nieustannie powtarza, że jeśli przegra zbliżające się wybory prezydenckie to znaczy, że zostaną one sfałszowane (jeśli wygra, to wszystko będzie w porządku), że nie spełnia obietnic, ponieważ przeszkadza mu tajemnicze „państwo w państwie” (ang. deep state), a nawet, że za jego kontrkandydatem Joe Bidenem stoją „ludzie, o których nigdy nie słyszeliście”, ludzie z „głębokiego cienia”, którzy „kontrolują ulice” i to oni „pociągają za sznurki”. Pytany przez przyjazną mu dziennikarkę stacji Fox News, co ma na myśli odpowiedział, że kiedyś jej o tym powie, ale teraz nie może, bo toczy się tajemnicze śledztwo.

 

Takie wypowiedzi napędzają rozmaite teorie spiskowe. Obecnie najpopularniejsze są te podważające istnienie epidemii koronawirusa i kwestionujące autorytet lekarzy. Nasilająca się nieufność do medycyny jako takiej, to woda na młyn ruchów antyszczepionkowych. Dostępne nam dane sugerują, że popularność tego rodzaju grup – na przykład w mediach społecznościowych – systematycznie rośnie

 

Przyczyn tego stanu rzeczy jest wiele. Jedną z nich jest tendencja mediów do zrównywania opinii naukowców, podpartych wykształceniem i badaniami, z opiniami ludzi niemających żadnej specjalistycznej wiedzy. Jakiś czas temu przeczytałem, że w programie „Pytanie na śniadanie” w publicznej telewizji o to, czy COVID jest realnym zagrożeniem spierał się doktor nauk medycznych z… mistrzem świata w windsurfingu. Ten drugi twierdził, że epidemia jest wymysłem lekarzy, którzy po prostu chcą na niej zarobić. Podobnych teorii – promowanych przez różnego rodzaju celebrytów i polityków – znajdziemy wiele. Piosenkarka Edyta Górniak zapowiedziała, że nie da się zaszczepić na koronawirusa, nawet jeśli mieliby ją „rozstrzelać”. A Dorota Rabczewska (Doda) promowała w swoich mediach społecznościowych film z YouTube, będący kompilacją rozmaitych teorii spiskowych. W niedawnej rozmowie wyemitowanej przez TVP Info, którą widziałem w sieci, ekspertem od epidemii był Maciej Pawlicki, producent filmowy odpowiedzialny między innymi za „Smoleńsk” i kandydat PiS do Sejmu w roku 2015. Przekonywał, że koronawirus nie jest niebezpieczny, bo śmiertelność… „mieści się w błędzie statystycznym” i to jest „uspokajające”. Co chciał powiedzieć, nie wiem, bo to zdanie, po prostu, nie ma najmniejszego sensu.

 

To dlatego w czasie, kiedy walczymy nie tylko z pandemią wirusa, ale i plagą dezinformacji, tak ważna jest odpowiedzialność władz państwowych. Tej jednak brakuje, bo w imię doraźnego interesu politycznego lepiej postraszyć ludzi wymyślonym wrogiem czy zaatakować na przykład lekarzy, naukowców, sędziów i wszelkie inne autorytety, zwłaszcza jeśli mają zdanie odmienne od populistycznych polityków.

 

Populizm musi podważać zaufanie do nauki i ekspertów, bo w świecie, w którym obywatele tracą oparcie i pewność, zaczynają szukać silnych przywódców, którzy przekonują, że „mówią jak jest”. I że rozprawią się z ciemnymi siłami.

 

W tym sensie radni z Kraśnika nie tylko przyczyniają się do pandemii dezinformacji. Są też jej ofiarą.

 

***

Co z tym zrobić? Problem jest złożony, ale to nie znaczy, że nie da się z nim walczyć. Już dziś, kiedy słyszą Państwo na przykład Antoniego Macierewicza, który powtarza opowieści o „zamachu” w Smoleńsku, zastanówcie się, dlaczego przez pięć lat pełni władzy PiS, nie ujawnił żadnych nowych informacji, dlaczego nie może opublikować swojego słynnego raportu, dlaczego w jego „komisji” nie zasiadają powszechnie cenieni eksperci, dlaczego jego doniesień nie potwierdzają inne źródła, w tym władze przyjaznych nam państw. I dlaczego, pytany o konkretne dowody Macierewicz od lat odpowiada – podobnie jak Jarosław Kaczyński – że prawdę poznamy, ale musimy „jeszcze trochę” poczekać. To samo dotyczy „szokujących informacji” powtarzanych przez innych polityków i przez różnego rodzaju gwiazdy mediów społecznościowych czy telewizji. Zwracajmy uwagę, na jak wiarygodne dane się powołują, czy potrafią wyjaśnić zgłaszane wątpliwości, czy ich tezy są potwierdzane przez inne, niezależne ośrodki? Krótko mówiąc, musimy nauczyć się krytycznie podchodzić do rozmaitych przekazów i umieć oceniać ich wartość.

 

Dorośli muszą się tego uczyć sami, ale dzieciom powinna pomóc szkoła. Już dziś – aby nie dokładać uczniom dodatkowego obciążenia – jedną z lekcji religii w tygodniu moglibyśmy zastąpić nauczaniem umiejętności krytycznego pozyskiwania informacji z mediów – zarówno tych nowych, jak i tradycyjnych. Korzyści z takiej zmiany odniesiemy wszyscy. W przeciwnym razie, cała nasza debata publiczna zacznie przypominać tę toczoną w Kraśniku.

Share this...
Share on Facebook
Facebook
Tweet about this on Twitter
Twitter