CZCIONKA
KONTRAST

Władimir Szalony

Share this...
Share on Facebook
Facebook
Tweet about this on Twitter
Twitter

Felieton nr 140

Szanowni Państwo!

Przemówienie Władimira Putina przejdzie do historii. Nie tylko dlatego, że posłużyło do uzasadnienia inwazji na sąsiednie państwo. Nie dlatego, że właściwie w całości składało się z kłamstw i teorii spiskowych. Przejdzie do historii dlatego, że było to przemówienie szaleńca. Po nim nikt już nie może udawać, że Putin jest zdolny do przestrzegania zasad porządku międzynarodowego i pokojowego współżycia.

Prezydent Rosji kłamał nie tylko na temat historii Ukrainy, rozwlekle przekonując, że to sztuczny twór powołany do życia przez radzieckich komunistów. Kłamał także, a może przede wszystkim, na temat ostatnich kilku lat i tego, co na terenach ukraińskich dzieje się obecnie. Stwierdził na przykład, że „prawie 4 miliony ludzi”, którzy w 2014 roku rzekomo nie poparli odsunięcia od władzy skorumpowanego prezydenta Wiktora Janukowycza (salwującego się ucieczką do Moskwy), zostało – uwaga! – „poddanych ludobójstwu”. I to podobno był powód do uznania niepodległości oderwanych przez Rosję wschodnich prowincji Ukrainy.

Ukrainę przedstawiał Putin jako państwo upadłe, ze zrujnowanym przemysłem, biedne, skorumpowane i wszystko zawdzięczające Rosji, a jednocześnie stanowiące dla Rosji śmiertelne zagrożenie. Rosję z kolei, jako jednocześnie wielką potęgę i biedną ofiarę, na którą uwziął się Zachód.

Przemowa rosyjskiego prezydenta ośmieszyła wszystkich, którzy uwierzyli w – powtarzane przez Kreml od tygodni – opowieści o tym, że przyczyną irytacji Moskwy jest perspektywa dołączenia Ukrainy do NATO. Powtarzałem to wielokrotnie, problemem dla Kremla nie jest Ukraina w NATO, problemem jest Ukraina niezależna od Rosji, która odnosi sukces. Putinowi nie chodzi o dyskusje na temat relacji Kijowa z Sojuszem Północnoatlantyckim, tylko o zdemolowanie Ukrainy.

Kuriozalne wystąpienie kilka godzin wcześniej poprzedził inny, co najmniej równie kuriozalny spektakl. Oto członkowie rosyjskiej Rady Bezpieczeństwa, usadzeni przed Putinem na krzesłach jak niesforni uczniowie, byli wywoływani do mikrofonu i poddawani przez prezydenta testowi na prawomyślność w sprawie tego, dlaczego należy dokonać inwazji na sąsiedni kraj. Uczestnicy spotkania nie wyglądali na przepełnionych entuzjazmem wykonawców woli przywódcy. Bardziej na zakładników pojmanych przez szaleńca podczas napadu na bank. Trudno się im dziwić. Doskonale wiedzieli, po co tam są. Nie chodziło przecież o żadne konsultacje czy burze mózgów – Putin nie potrzebował doradców, lecz ludzi upokorzonych i sprowadzonych do roli wspólników. Jeśli agresja na Ukrainę skończy się katastrofą, odpowiedzialność spadnie także na nich – przecież sami, spontanicznie i z własnej woli namawiali głowę państwa do ataku.

Już po wystąpieniu Putina były prezydent Estonii, Toomas Hendrik Ilves, napisał na Twitterze: „Przyjmuję przeprosiny za te wszystkie paternalistyczne bzdury, których musiałem wysłuchiwać przez 31 lat od zachodnich Europejczyków, wmawiających mi, że my Estończycy mamy «obsesję» na punkcie działań Rosji”.

Szaleństwo Putina dostrzegł podobno Pałac Elizejski. Złudzeń nie ma także Joe Biden, który zapowiedział uruchomienie sankcji nie tylko wobec rosyjskich banków, ale także wobec najbliższych współpracowników rosyjskiego prezydenta i ich rodzin. Przez lata korzystali na zbójeckich działaniach Kremla, teraz powinni ponieść konsekwencje – mówił Biden. Szczegóły tych sankcji mamy poznać w najbliższych dniach. Mam nadzieję, że okażą się proporcjonalne do powagi kryzysu wywołanego przez Moskwę. Cieszy mnie także, że w swoim wystąpieniu Biden nazwał działania Putina inwazją i trzeźwo ocenił, że prawdopodobnie na tym, co już zobaczyliśmy, się nie skończy.

Powagę zagrożenia dostrzegli także Niemcy. Należy pochwalić decyzję kanclerza Olafa Scholza o bezterminowym zawieszeniu certyfikacji gazociągu Nord Stream 2 i determinację niemieckich Zielonych, którzy – jak słyszę – mieli na decyzję kanclerza niemały wpływ. Byłoby jednak dobrze, gdyby obecna sytuacja przyczyniła się do głębszej zmiany niemieckiej polityki wobec Rosji. Niedawno w Parlamencie Europejskim zachęcałem Niemcy nie tylko do porzucenia samolubnego projektu Nord Stream 2, ale także do zaangażowania się w inny projekt – europejskiej unii gazowej. Europa kupuje od Rosji grubo ponad 150 miliardów metrów sześciennych gazu rocznie. Negocjując wspólnie, rozmawialibyśmy z Kremlem z pozycji największego klienta i moglibyśmy posługiwać się jedynym językiem, który rosyjski prezydent rozumie – językiem siły. Na unii gazowej zyskaliby konsumenci, bo ceny byłyby niższe, ale także państwa członkowskie i UE jako taka – bo gaz przestałby być narzędziem rosyjskiego szantażu.

Co teraz czeka samego Putina? Wszystko wskazuje na to, że po wysłaniu swoich wojsk na wschód Ukrainy musi zrobić kolejny krok. Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow nie chciał jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie, czy Rosja uznała niepodległość separatystycznych republik w granicach, w jakich obecnie funkcjonują, czy tych, do jakich roszczą sobie prawa. Kolejne działania zbrojne wydają się jedynie kwestią czasu.

Ale nawet gdyby Putin zajął cały obszar Donbasu, nie rozwiązuje to żadnego z jego problemów, na przykład z dostawami wody na zajęty przez Rosjan Krym. W tym pomogłoby dopiero opanowanie terenów Ukrainy aż do linii Dniepru. Wówczas jednak Putin wciągnie Rosję w długi, kosztowny konflikt, bo wspierana przez Zachód Ukraina – nawet częściowo podbita – będzie w stanie stawiać opór przez długi czas. Oczywiście, Putin może też zmobilizować jeszcze większe zasoby i podjąć próbę podboju całego ogromnego państwa. W tym jednak wypadku koszty – i finansowe, i gospodarcze i ludzkie – będą tak wielkie, że trudno będzie je ukryć lub usprawiedliwić przed rosyjską opinią publiczną.

Tym bardziej, że przedłużający się konflikt może obnażyć nie siłę, lecz słabości rosyjskiej armii i jej przygotowania. Ujawnione dotychczas prowokacje Rosjan, mające uzasadnić inwazję, zostały nie tylko z wyprzedzeniem zdemaskowane przez Amerykanów. Były też wyjątkowo niechlujne. Po rzekomych atakach bombowych „ukraińskich sabotażystów” na siedzibę władz zbuntowanego regionu Doniecka, separatyści opublikowali nagrania wzywające kobiety i dzieci do ewakuacji. Prosta analiza metadanych ujawniła, że filmy nagrano… dwa dni przed sfingowanym atakiem. Nawet na nagraniach pokazujących wybuchy radości mieszkańców po uznaniu przez Putina niepodległości tych „republik” widać, że na ulicach nie ma żadnych tłumów.

Jeśli Putin przygotował się do wojny tak samo niestarannie jak do swoich prowokacji, to niewykluczone, że czeka go długi i kosztowny konflikt. Miny jego „doradców” zebranych na wspomnianym posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa pokazywały, że i oni zdawali sobie sprawę z tego, co wreszcie uświadamiają sobie przywódcy państw zachodnich – Putin to nie racjonalny polityk. To zakompleksiony odwetowiec z dostępem do broni atomowej.

Share this...
Share on Facebook
Facebook
Tweet about this on Twitter
Twitter