Felieton nr 84
Szanowni Państwo!
Co łączy porażki prokuratury w odzyskiwaniu pieniędzy, zagarniętych przez mafie vatowskie i dowody na, prawdopodobnie nielegalne, interesy prezesa Orlenu Daniela Obajtka? Co łączy nowy podatek dla mediów i kupno lokalnych gazet przez Orlen? Co łączy bezprawne wykorzystywanie państwowego samolotu jako prywatnej taksówki przez ówczesnego marszałka Sejmu Marka Kuchcińskiego i próbę zlikwidowania ustawy o dostępie do informacji publicznej?
Prawda.
Jakkolwiek górnolotnie to zabrzmi, od lat toczy się w Polsce wojna o prawdę. Nie o jakąś wielką, niezmienną prawdę filozoficzną czy religijną. Sprawa jest dużo prostsza. Chodzi o bardzo konkretne i łatwe do zweryfikowania fakty. O możliwość kontrolowania działań władzy oraz ujawniania jej kłamstw i nadużyć. A koalicja rządząca oraz osoby z nią związane, robią co tylko mogą, aby utrudnić wszystkim – opozycji, mediom, organizacjom pozarządowym – możliwości sprawdzania, jak wydaje się pieniądze podatników i czy ludzie Zjednoczonej Prawicy nie wykorzystują swoich pozycji dla prywatnych korzyści. Im więcej mamy dowodów na nadużycia, tym bardziej otoczenie Kaczyńskiego próbuje, niby-patriotyczną retoryką, przykryć swoją chciwość. I, tym bardziej, stara się odciąć od zewnętrznej kontroli.
W opublikowanym w czwartek wywiadzie dla Polskiej Agencji Prasowej Kaczyński znów opowiada, że Polska stoi przed wielką szansą, którą jednak tylko on, Kaczyński, może zrealizować, albowiem jednocześnie dybią na Polskę straszne „siły zewnętrzne”. A w związku z tym każdy, kto próbuje krytykować władzę, działa na szkodę Polski i – a jakże – polskich rodzin. Ile razy już to słyszeliśmy? PiS z koalicjantami rządzi od ponad pięciu lat, Kaczyński dysponuje władzą, jakiej nie miał żaden polityk w historii III RP. Mimo to ciągle narzeka, że ma jej za mało, że potrzeba mu więcej, że ktoś nie pozwala realizować programu. I mami ludzi obietnicami, że gdy tylko zlikwiduje niezależne media, ograniczy dostęp do informacji publicznej, odbierze ostatnie narzędzia działania opozycji i zapewni swoim podwładnym bezkarność, to wówczas jego ekipa uczyni z Polski raj na ziemi.
Jest dokładnie odwrotnie. Słynny brytyjski filozof liberalny – Lord Acton mawiał, że każda władza korumpuje, ale władza absolutna korumpuje absolutnie. Kaczyński próbuje przekonać Polaków, że lekarstwem na malwersacje jego obozu jest przekazanie mu jeszcze większej władzy i zniesienie resztek kontroli. Jest jak złodziej złapany na gorącym uczynku, domagający się ukarania tych, którzy go nakryli. Nic dobrego z tego nie wyniknie. Bo, w rzeczywistości, rację miał Acton i inni myśliciele liberalni – im więcej niczym nieskrępowanej władzy, tym większa pokusa jej nadużycia i korupcji.
Nie tak dawno temu, rosyjski opozycjonista Aleksiej Nawalny, zamieścił w sieci dwugodzinny film dokumentalny, pokazujący ogrom majątku Władimira Putina, w tym jego potężny, warty ponad miliard dolarów pałac zbudowany nad Morzem Czarnym – z własnym amfiteatrem, kinem, lodowiskiem, absurdalnym przepychem wnętrz, a nawet… kościołem. Było to kilka miesięcy po tym, jak – na zlecenie Kremla – podjęto próbę zamordowania Nawalnego. Niedługo po ujawnieniu nagrania i powrocie do Rosji, Nawalny został aresztowany i skazany na pobyt w kolonii karnej. Gdzie jest obecnie, nie wiemy.
Kilka lat wcześniej, po rewolucji godności na Majdanie i ucieczce Wiktora Janukowycza do Rosji, Ukraińcy także przecierali oczy ze zdumienia, kiedy odkryli, jakie bogactwa zgromadził w swojej podkijowskiej willi prezydent. Podobne historie znamy z innych krajów autorytarnych lub takich, gdzie system kontroli władzy nie funkcjonuje tak, jak powinien.
Polska nie będzie pod tym względem żadnym wyjątkiem – im więcej władzy damy Kaczyńskiemu i jego ludziom, im bardziej pozwolimy im na ograniczenie kontroli tego, co z tą władzą robią, tym bardziej ich ośmielimy.
Owszem, żaden system polityczny nie jest idealny, a nadużycia i oszustwa zdarzają się w nawet tych państwach, które uznaje się za wzory demokracji i przejrzystości. Różnica polega jednak zwykle na skali tych malwersacji i – co ważniejsze – szansach na ich ujawnienie. System polityczny opatrzony mechanizmami kontroli i równowagi, czyli taki, w którym władza jest rozproszona, a poszczególne ośrodki sprawują nad sobą kontrolę, ma głęboki sens. Polityk w państwie demokratycznym może próbować wykorzystać stanowisko publiczne dla własnych korzyści, ale jednocześnie zdaje sobie sprawę, że wiąże się to z większym ryzykiem. Polityk pokroju Putina nie ma zahamowań, bo wie, że nawet jeśli jego przestępstwa zostaną ujawnione, żaden prokurator nie zacznie śledztwa, żaden sędzia go nie skaże i żadne krajowe medium nie nagłośni tego tematu.
Kiedy więc dziś słyszą Państwo o kolejnych skandalach toczących Zjednoczoną Prawicę, pamiętajcie, że – wbrew temu, co mówi Kaczyński – ci, którzy je ujawniają nie tylko Polsce nie szkodzą, ale bronią tego, co jeszcze zostało nam z demokracji.
Co z tego wyniknie? Rewelacje pokazujące stopień zepsucia obecnej władzy to, jednocześnie, poważne zagrożenie i szansa. Zagrożenie, bo część ludzi z otoczenia Kaczyńskiego, ci, którzy najwięcej mają na sumieniu, zrobią wszystko, aby utrzymać się na stanowiskach w nadziei na uniknięcie kary. Jednocześnie, ujawnianie kolejnych patologii układu rządzącego, daje tej resztce ludzi przyzwoitych – jeśli tacy jeszcze w Zjednoczonej Prawicy zostali – dobrą okazję do rzucenia papierami. Bo im bardziej władza się szarpie, tym bardziej zapada się w bagnie. Bagnie, które sama stworzyła.