Felieton nr 7
Szanowni Państwo!
Wybory w maju nie powinny się odbyć. Z tym twierdzeniem zgadza się dziś, nie tylko około 80 procent Polaków, ale i cała opozycja.
Powodów, dla których należałoby odłożyć wybory jest wiele. Zacznijmy od zdrowotnych. Słyszymy, że w obecnych warunkach głosowanie korespondencyjne jest mniej niebezpieczne niż tradycyjne. Być może tak jest. Nie znaczy to jednak, że jest bezpieczne.
„W aktualnej sytuacji epidemiologicznej związanej z pandemią COVID-19 ustawa w przedstawionej formie nie zapewnia ochrony przed zakażeniem SARS-CoV-2 zarówno członkom obwodowych komisji wyborczych, osobom głosującym, jak i zapewniającym obsługę techniczną wyborów. Niesie przez to ryzyko nasilenia rozprzestrzeniania się zakażeń SARS-CoV-2”.
To fragment opinii Zarządu Głównego Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych, do którego, z pytaniem o bezpieczeństwo majowych wyborów, zwrócił się Senat. Przeciwko wyborom protestuje część lekarzy, zapowiadających pozew przeciwko rządowi, jeśli do głosowania w maju mimo wszystko dojdzie. Wreszcie, protestuje też część listonoszy, którzy nie chcą ryzykować zdrowiem swoim i swoich bliskich.
Kto jest w tym sporze bardziej wiarygodny – epidemiolodzy, czy Jacek Sasin?; lekarze, którzy na co dzień walczą z epidemią, czy Jarosław Kaczyński, który walczy tylko o władzę?; listonosze czy partyjna telewizja?
***
Kwestie zdrowotne to tylko jeden – bardzo ważny, ale jeden – powód, dla którego wybory w maju nie mogą się odbyć. Jest też cała masa innych.
Po pierwsze, Polacy za granicą nie mają szans wziąć w nich udziału. To kilkaset tysięcy osób, które decyzją szeregowego posła zostaną pozbawione prawa głosu.
Po drugie, zmiany w procedurze organizacji wyborów wprowadzono niezgodnie z obowiązującymi zasadami, które zakazują nowelizowania kodeksu wyborczego na mniej niż 6 miesięcy przed wyborami.
Po trzecie, przygotowania do wyborów korespondencyjnych trwają, chociaż nie ma do tego żadnej podstawy prawnej. To nie mieści się już w żadnych standardach. Jacek Sasin opowiada, że wszystko jest w porządku, bo wierzy, że ostatecznie nowe przepisy zostaną uchwalone. Skoro tak, to właściciele salonów kosmetycznych, fryzjerskich i galerii handlowych powinni już otwierać swoje biznesy, rodzice posyłać dzieci do szkół, a przechodnie na ulicach ściągać maseczki. Co prawda jeszcze nie wolno, ale zakładamy, że kiedyś wszystkie te zakazy zostaną zniesione.
Po czwarte, wciąż nie wiemy, w jakiej ostatecznej formie przepisy o wyborach zostaną przyjęte (jeśli zostaną). Nie wiemy, na przykład, co mają zrobić z kartą do głosowania ci, którzy głosować nie chcą. A sejmowa większość, zamiast poprawić swoje błędy, woli straszyć karami więzienia za zgubienie lub zniszczenie karty wyborczej.
Po piąte, na niespełna dwa tygodnie przed wyborami nie możemy być pewni, jak i kiedy przesyłki miałyby trafić do adresatów. Nie wiemy też, co z głosami Polaków, którzy nie mieszkają w miejscu zameldowania i którzy – nawet jeśli chcieliby głosować – nie mają jak tego zrobić.
Wreszcie, po szóste, wybory to nie tylko akt głosowania, ale także kampania wyborcza, kiedy wszyscy kandydaci mogą pokazać się wyborcom. Tej, z oczywistych względów, nie ma i być nie może.
***
Trudno się dziwić, że w tej sytuacji przewodniczący Europejskiej Partii Ludowej, Donald Tusk, wezwał Polaków do zostania w domach, gdyby te nieprzygotowane, nielegalne i niebezpieczne dla zdrowia wybory jednak się odbyły.
Prorządowe media od razu podniosły krzyk. Zgodnie z partyjną instrukcją ogłosiły, że Tusk i Koalicja Obywatelska boją się rywalizacji z Andrzejem Dudą. Kiedy słyszę takie „argumenty”, pytam: skoro Duda jest tak mocny i tak popularny, dlaczego tak bardzo boi się przełożenia wyborów? Czy sądzi, że straci całe poparcie w ciągu kilku miesięcy? Jeśli tak – to aż strach myśleć, jakie ustawy każe mu w najbliższym czasie podpisywać Kaczyński.
Chociaż prorządowym mediom i politykom PiS trudno to zrozumieć, w całym sporze o wybory nie chodzi o Dudę. Chodzi o państwo. Nawet, gdybyśmy mieli pewność, że i dziś, i w normalnych warunkach wygra kandydat PiS, wybory trzeba by przełożyć. A to dlatego że jeśli zostaną przeprowadzone nieuczciwie lub po prostu niechlujnie, będzie można podważać legalność wyboru prezydenta. A co za tym idzie – także wszystkie podejmowane przez niego decyzje.
Kaczyńskiemu jest to na rękę, bo dla niego im prezydent słabszy, tym lepszy. Dla państwa jednak, taka sytuacja to mina, która w dowolnej chwili może rozsadzić cały system polityczny. Spór nie toczy się więc o Dudę. Spór toczy się o przyszłość urzędu prezydenta, jego powagę i prestiż.
Duda – jak już zdążyliśmy się przyzwyczaić – jest w tym wszystkim kompletnie nieistotny.