Felieton nr 138
Szanowni Państwo!
Jarosław Kaczyński mówił, że Polski Ład uderzy jedynie w „cwaniaków”, po czym okazało się, że on sam stracił mniej więcej 1400 złotych. Pieniądze tracą miliony obywateli i to nie tylko z powodu Polskiego Ładu. Rząd Zjednoczonej Prawicy atakuje dobrobyt Polaków na co najmniej kilku frontach.
Po pierwsze: inflacja.
Najnowsze dane GUS pokazują, że w styczniu wyniosła 9,2 proc. w ujęciu rok do roku. To najwyższy wskaźnik od ponad 20 lat. Czytam, że zgodnie ze wstępnymi wyliczeniami „ceny żywności i napojów bezalkoholowych wzrosły w styczniu o 9,4 proc. w skali roku, nośniki energii zdrożały średnio o 18,2 proc., a paliwa o 23,8 proc. w skali roku”. Dla porównania – uśredniony wzrost inflacji dla krajów należących do strefy euro także był rekordowo wysoki, ale wyniósł 5,1 procenta.
Ze wzrostem cen wiąże się kolejny problem, czyli podwyżka stóp procentowych, a co za tym idzie rat wszelkich kredytów, w tym kredytów mieszkaniowych. Nie są to małe podwyżki. „Gazeta Wyborcza” informuje, że średni kredyt to dziś około 200 tys. złotych. Dotychczasowe podwyżki stóp procentowych oznaczają, że miesięczna rata dla osób z takimi zobowiązaniami wzrośnie o blisko 300 złotych.
A przecież mówimy wyłącznie o średniej wartości kredytu. Wielu Polaków, zwłaszcza tych, którzy kupili mieszkanie w większych miastach, gdzie ceny za metr są wyższe, potrzebowało wyższych pożyczek. I takie brali, zwłaszcza w ostatnich latach. Jeśli wartość zobowiązania przekracza 300 tys. złotych, to raty już teraz wzrosły o 500-600 złotych. Podkreślam – nie mówimy o całkowitej wysokości raty, ale wyłącznie o podwyżce.
Portal Business Insider podaje, że rata popularnego kredytu na kwotę 300 tys. złotych i rozłożonego na 25 lat wynosi obecnie niemal 1,9 tys. złotych. Jak tłumaczył cytowany przez portal analityk „przed podwyżkami stóp procentowych, czyli na początku października 2021 r., było to 1 tys. 399 złotych”. Wielu kredytobiorców straciło więc z domowych budżetów 500 złotych miesięcznie. 500 minus.
A to dopiero początek. Jeśli– jak zapowiadał prezes NBP Adam Glapiński – stopy procentowe nadal będą rosnąć, wyższe też będą raty wszystkich kredytów.
Po drugie: Polski Ład.
Premier Morawiecki przekonuje, że na programie straci 1,5 miliona, a zyska – uwaga! – „blisko 18 milionów” podatników. Najwyraźniej Polacy oceniają tę reformę inaczej. W sondażu dla Dziennika Gazety Prawnej i RMF FM aż 43 procent ankietowanych powiedziało, że na wprowadzonych przez rząd zmianach straciło, a 40 procent uważa, że są one dla nich neutralne. „W sumie niezadowolonych jest dwa razy więcej niż tych, którzy uważają, że skorzystali”, czytamy w podsumowaniu.
Poza tym, ciśnie się na usta pytanie: jeśli program okazał się tak spektakularnym sukcesem, to dlaczego stanowisko stracili już minister i wiceminister finansów?!
Morawiecki zapowiadał również, że na Polskim Ładzie nie straci nikt kto zarabia poniżej 12 800 złotych brutto. Dziś okazuje się, że i ta obietnica nie jest prawdziwa, bo dotyczy jedynie osób zatrudnionych na etacie, nie na umowach-zleceniach. Były szef rządowego Centrum Analiz Strategicznych, Waldemar Paruch, stwierdził w jednym z wywiadów, że autorzy Polskiego Ładu prawdopodobnie nie przewidzieli, że takie grupy podatników „w ogóle istnieją”! Rząd w pośpiechu łata swój sztandarowy program, ale wciąż słyszymy o nauczycielach czy pielęgniarkach otrzymujących wynagrodzenia niższe o nawet kilkaset złotych. Pytany, czy problem z umowami-zleceniami da się naprawić, Morawiecki udzielił w tygodniku „Sieci” kuriozalnej odpowiedzi. Oto próbka jego wodolejstwa:
„Tu dotykamy problemu pewnej umowy społecznej, że dążymy do tego, by praca opierała się na stabilnych, odpowiedzialnych zasadach uczciwej gry obu stron. Tego w większości chcą Polacy, to Polakom obiecaliśmy, mówiliśmy zawsze uczciwie. To jest bodziec, który w tym kierunku powinien przesuwać zatrudnienie. Nie można nagle zmieniać zdania tak jak pan Trzaskowski, który najpierw przed sylwestrem martwi się o hałas wywołany fajerwerkami i cierpiące z tego powodu zwierzęta, mówi, by ich nie puszczać, a miesiąc później puszcza fajerwerki jak gdyby nigdy nic z panem Jerzym Owsiakiem”.
Tak, to dosłowny cytat. Przypomina słynną odpowiedź Morawieckiego na pytanie o cenę chleba, kiedy przez kilka minut mówił i mówił, ale ceny podać nie potrafił. Teraz pytany o to, jakie podatki zapłacimy premier opowiada o fajerwerkach, Trzaskowskim i Owsiaku.
Po trzecie: pieniądze z Unii Europejskiej.
Z powodu zamachu PiS-u na praworządność już straciliśmy dostęp do zaliczki na realizację Krajowego Planu Odbudowy. Kolejne miliardy euro przeznaczone dla Polski w ramach europejskiego funduszu odbudowy – na ratowanie gospodarki po pandemii – i w ramach unijnego budżetu na lata 2021-2027 także mogą zostać wstrzymane. Trybunał Sprawiedliwości UE właśnie odrzucił protesty Polski i Węgier wobec mechanizmu „pieniądze za praworządność”.
Jeszcze w maju rząd chwalił się, że z Brukseli trafi do nas 770 miliardów złotych. Obecnie część polityków obozu władzy chce, aby te pieniądze przepadły. „Będziemy musieli podjąć jakąś decyzję, ewentualnie nawet o wycofaniu się z europejskiego planu odbudowy”, mówił niedawno europoseł Adam Bielan. Nie wiem, w jaki sposób Bielan chciałby się wycofać z programu, na który zgodził się polski premier i który zatwierdził – między innymi głosami PiS! – polski Sejm. No chyba że „wycofanie się” będzie polegać na tym, że miliardów euro korzystnych pożyczek i bezzwrotnych dotacji po prostu nie weźmiemy. Doprawdy, znakomity pomysł.
A przecież do rachunku strat doliczyć jeszcze trzeba setki milionów złotych kar naliczanych Polsce za spór z Czechami o kopalnię Turów i utrzymywanie Izby Dyscyplinarnej, której likwidację Morawiecki i Kaczyński już dawno zapowiadali! Szkoda, że Kaczyński nie płaci tych kar ze swojej emerytury. Może wówczas by się czegoś nauczył.
Jesteśmy w sytuacji, w której wszystkie zastrzyki finansowe, jakie w ostatnim czasie obiecywał rząd PiS, są zagrożone, tylko dlatego że Kaczyński i Ziobro chcą wziąć pod but kilkunastu sędziów po to, by kontrolować kto orzeka w sprawach o zabarwieniu politycznym. Dla nich to świętość, z której nie można zrezygnować i która warta jest każdych pieniędzy – nawet miliardów złotych. Ja tak nie uważam.
Sprawa nie jest wesoła. Jeśli do groźby wstrzymania środków europejskich dodamy wysoką inflację – ja za ogrzewanie domu płacę dwa razy tyle, co w zeszłym roku – dramatycznie podwyższone raty kredytów i chaos podatkowy wywołany przez Polski Ład, to polityka PiS jawi się jako ofensywa przeciwko nie tylko zamożności, ale nawet wypłacalności polskich rodzin!
Donald Tusk ma rację – tak nie postępują patrioci. Tak postępują idioci. Albo potykający się o własne nogi fanatycy.